Pomór małych przeżuwaczy może zagrozić produkcji słynnego sera

Źródło:
Guardian, Reuters

W Grecji rozprzestrzenia się groźny wirus atakujący kozy i owce, z jego powodu już kilkanaście tysięcy sztuk zwierząt musiało zostać zabitych. Pojawiają się obawy, że sytuacja zagrozi produkcji i eksportowi słynnego sera feta. - Mamy wystarczająco dużo mleka - uspokajają greccy hodowcy.

W Grecji rozprzestrzenia się wirus o nazwie pomór małych przeżuwaczy (peste des petits ruminants, PPR). Atakuje owce i kozy. Pierwszy przypadek choroby w kraju wykryto 11 lipca. Szacuje się, że ten wysoce zaraźliwy wśród kóz i owiec wirus - który nie jest groźny dla ludzi - może zabić do 70 proc. zakażonych zwierząt.

Wirus zagraża produkcji fety

Zgodnie z unijnymi regulacjami w wypadku wykrycia PPR u zwierzęcia konieczne jest zabicie całego stada, a dane gospodarstwo musi zostać zdezynfekowane. Jak dotąd zabito w Grecji co najmniej 12 tys. zwierząt z 22 różnych gospodarstw, a w sumie 300 tys. przetestowano pod kątem występowania wirusa - podał w czwartek Reuters.

ZOBACZ TEŻ: Przekleństwo "instagramowego" raju. "Prawda jest taka, że wyspa jest pusta"

W związku z pogarszającą się sytuacją według "Guardiana" pojawiły się obawy, że wirus zagrozi produkcji sera feta, jednego z podstawowych elementów diety śródziemnomorskiej. Branża odpiera jednak te spekulacje.

Christos Tsopanos z Greckiego Stowarzyszenia Zwierząt Gospodarskich (SEK) podkreślił, że jego zdaniem wirus nie zagrozi produkcji fety. - Nasz kraj ma 14 milionów kóz i owiec, więcej niż jakiekolwiek państwo UE - zauważył, cytowany również przez "Guardiana". Według niego, w tym roku wyprodukowane zostanie 120 tys. ton sera. - Mamy wystarczająco dużo mleka. Władze działają szybko, by poradzić sobie z tą sytuacją - stwierdził.

Ser fetaAndrey Starostin/Shutterstock

Zakaz przemieszczania kóz i owiec

29 lipca greckie ministerstwo rolnictwa poinformowało, że w odpowiedzi na rozprzestrzenianie się wirusa wprowadza zakaz przemieszczania owiec i kóz poza ich gospodarstwa. Najwięcej testów przeprowadzano wówczas w regionie Tesalii, gdzie wykryto pierwszy przypadek choroby.

Dimitris Moskos, wiceprzewodniczący SEK, powiedział cytowany przez "Guardiana", że jego zdaniem wirus przywędrował do Grecji z Rumunii wraz ze zwierzętami przeznaczonymi na ubój. Podkreślił, że to pierwszy raz, gdy przypadki wirusa odnotowano w jego kraju.

Ministerstwo rolnictwa podkreśliło, że pochodzenie wirusa jest sprawdzane, ale prawdopodobnie przybył on z innego kraju.

ZOBACZ TEŻ: Ulubione wakacyjne kierunki Polaków. Nowy raport

Autorka/Autor:pb//mm

Źródło: Guardian, Reuters

Źródło zdjęcia głównego: N-sky/Shutterstock