Gdzie uderzy armia "Noworosji"? Ofensywa opóźnia się z czterech powodów

"Rosyjskie czołgi w Doniecku w pobliżu szkół i przedszkoli"
"Rosyjskie czołgi w Doniecku w pobliżu szkół i przedszkoli"
Dnipro-1
Rejony koncentracji sił i możliwe kierunki ataku. Na nagraniu rosyjskie czołgi w DonieckuDnipro-1

Wybuchem ciężkich walk w Donbasie straszą już nie tylko politycy ukraińscy, ale też najważniejsi przedstawiciele NATO i USA. Za to Rosja w tej sprawie milczy. Z tygodnia na tydzień wzrasta prawdopodobieństwo wojny. Co o tym świadczy i jak może wyglądać ofensywa?

Wznowienie działań wojennych na dużą skalę przepowiadano już pod koniec marca. Jako najbardziej prawdopodobne terminy wskazywano prawosławną Wielkanoc, a potem początek maja.

Dlaczego więc do ofensywy jeszcze nie doszło?

Pogoda, pobór, przegrupowanie

Na pewno jednym z powodów był dłuższy, niż wcześniej zakładać mogli sobie rosyjscy generałowie i politycy, proces uzupełniania strat poniesionych przez rebeliantów w czasie walk zimowych. Trzeba było się przegrupować i odbudować zniszczoną w walkach infrastrukturę (np. węzeł kolejowy Debalcewe).

Inny powód to warunki pogodowe. Wojna w Donbasie przypomina bardziej klasyczne wojny XX wieku (ruchy sił pancernych i silna wymiana ognia artyleryjskiego) niż współczesne. Stąd też oczekiwanie rebeliantów i Rosji na bardziej dogodne warunki pogodowe. To nie przypadek, że zimowa ofensywa ruszyła w styczniu, gdy ziemię skuwa największy mróz. I nie jest przypadkiem, że czekano, aż obeschną pola po mokrym, błotnistym przedwiośniu. Tyle że natura pokrzyżowała tutaj trochę szyki. Otóż po suchym i słonecznym początku marca nastąpiły tygodnie fatalnej, mokrej pogody, z opadami deszczu i śniegu. Prawdziwa sucha wiosna przyszła dopiero pod koniec kwietnia.

Kolejny powód opóźniania się ofensywy to wiosenny pobór w wojsku rosyjskim, który tradycyjnie ruszył 1 kwietnia. To na krótki okres obniża ogólną gotowość bojową wojska rosyjskiego - część wyszkolonych żołnierzy wychodzi do domu, przychodzą rekruci.

Wreszcie kwestia natury prestiżowej - być może też mająca znaczenie. Władimir Putin nie chciał wracać na wojenną ścieżkę przed 9 maja, zapewne licząc mimo wszystko na większą i jakościowo lepszą frekwencję zagranicznych gości na placu Czerwonym.

Kurs na wojnę

Co wskazuje na zbliżającą się ofensywę sił rosyjsko-rebelianckich?

Od wielu tygodni trwa przerzut do Donbasu pojazdów wojskowych, artylerii, czołgów, amunicji. W ciągu ostatnich dwóch miesięcy na tereny okupowane trafiło z Rosji łącznie ok. 70 zestawów rakietowych, 200 czołgów, 900 ciężarówek z amunicją. Zwiększane są zapasy paliwa, przygotowywana jest sieć punktów przyjmowania rannych, a na dalszym zapleczu (w Donbasie i obwodzie rostowskim) szpitale polowe.

Ukraińcy odnotowują też wzrost aktywności wywiadu przeciwnika, w tym z wykorzystaniem bezzałogowych samolotów. Kolejna oznaka nadciągającej wojny to zwiększenie częstotliwości i intensywności ostrzałów pozycji ukraińskich. Towarzyszy temu operacja dezinformacyjna - powtarza się zarzuty, że to Ukraińcy strzelają, że to siły ATO szykują się do ofensywy.

Ukraiński wywiad donosi tymczasem, że rebelianci rozminowują przedmieścia Gorłówki na kierunku północno-zachodnim - tam właśnie znajdują się pozycje wyjściowe rebeliantów do ewentualnego natarcia. Ukraińscy analitycy wskazują też na zależność między grafikiem przyjazdów "konwojów humanitarnych" z Rosji a działaniami wojennymi w Donbasie. Moskwa już zapowiedziała, że taki konwój przyjedzie na tereny kontrolowane przez rebeliantów 14 maja. Podczas wcześniejszych walk takie konwoje docierały do Donbasu 5-10 dni po rozpoczęciu kolejnego dużego natarcia rebeliantów.

Nawet 100 tys. wojska

W ewentualnej wojnie - przy założeniu, że będzie to konflikt, jak dotychczas, lokalny, a nie otwarta wojna Rosji z Ukrainą - Moskwa będzie mogła skorzystać z ok. 100 tys. żołnierzy.

Z podawanych w ostatnich tygodniach informacji, zarówno przez ukraińskich analityków, jak i przedstawicieli NATO oraz polityków ukraińskich i zachodnich wynika, że na terenie okupowanym stacjonuje 40 tys. rebeliantów. Do tego dochodzi kilkuset żołnierzy rosyjskich (choć gen. Wesley Clark mówił o 8-9 tys.). Ale tuż za granicą stacjonuje 50 tys. Rosjan, których można wykorzystać w walce. W ciągu kilkudziesięciu godzin można przerzucić minimum 12-15 tys. wojska na front. No i jest jeszcze 20 tys. Rosjan na Krymie.

Nie mniej istotne od liczby żołnierzy jest uzbrojenie. A tego od lutego Rosjanie przerzucili do Donbasu całą masę. Według informacji wysokiego rangą oficera z dowództwa ATO z początku kwietnia łącznie rebelianci mają 700 czołgów, 600 sztuk artylerii i ponad 300 systemów rakietowych (głównie typu Grad).

Armia (nowo)rosyjska

Bardzo ważne jest zreorganizowanie sił zbrojnych "Noworosji", które składają się w ok. 70 proc. z rosyjskich najemników, a w 30 proc. z mieszkańców Donbasu. W porównaniu z kampanią zimową, nie mówiąc już o walkach z wiosny i lata 2014 r., rebelianci przedstawiają dziś dużo bardziej jednolitą siłę militarną.

Obie "republiki ludowe" mają formalnie własne siły zbrojne. Ale oba te "korpusy armijne" podlegają jednemu dowództwu - rosyjskich generałów. Pierwsze doświadczenia w takim scentralizowanym dowodzeniu zbierano w bitwie o Debalcewe - gdy po raz pierwszy na większą skalę w jednej operacji walczyły oddziały z "Donieckiej Republiki Ludowej" i "Ługańskiej Republiki Ludowej".

Okres od wejścia w życie porozumienia Mińsk-2 Moskwa wykorzystała na rozbrojenie części słabo zdyscyplinowanych, sprawiających kłopoty oddziałów - głównie Kozaków. Inne grupy wcielono w skład "korpusów armijnych".

Pod nadzorem rosyjskich generałów siły rebelianckie zorganizowano w strukturę typową dla Sił Zbrojnych Federacji Rosyjskiej - opartą na brygadach, z jednostkami manewrowymi BTG (batalionowa grupa taktyczna). W razie frontalnego starcia takie jednostki mają uderzeniową przewagę nad batalionami ATO.

Rosyjskie plecy

Pytanie, na ile ta nowa struktura zapisana na papierze okaże się skuteczna w boju. Nie przypadkiem w ciągu ostatnich kilku tygodni widoczna była intensyfikacja ćwiczeń rebeliantów pod nadzorem rosyjskich oficerów.

Zorganizowano też jeden system szkolenia indywidualnego. Dwa jego główne ośrodki to Rostów na Donem i Pierewalne na Krymie. W tym pierwszym szkoli się głównie mieszkańców Donbasu, w drugim obywateli Rosji.

Stworzono jeden system zabezpieczenia tyłów. Działa sieć baz, do których docierają broń i ludzie z Rosji, i z których wysyłane są te posiłki już do konkretnych jednostek "armii Noworosji". Ważną rolę odgrywają w tym węzły kolejowe w Iłowajsku (południowa linia zaopatrzenia) i Debalcewem (północna linia zaopatrzenia).

Wydaje się, że jednym z powodów zwłoki w podjęciu ofensywy mogła być chęć Moskwy, aby tak wyszkolić i uzbroić rebeliantów, by zminimalizować prawdopodobieństwo konieczności rzucenia do walki regularnej armii rosyjskiej (jak stało się to w sierpniu 2014) - czego Kreml będzie starał się unikać.

Skoncentrowane nad granicą rosyjskie batalionowe grupy taktyczne zaczną być przerzucane na front tylko w dwóch przypadkach. Jeden to niespodziewane poważne porażki militarne rebeliantów, drugi to szeroko zakrojona ofensywa. To drugie jest szczególnie prawdopodobne w przypadku frontu południowego - ze względu na bliskość granicy. Jeśli Moskwa zdecyduje się na duży manewr oskrzydlenia Mariupola i będzie chciała utrzymać zajęte pozycje, będzie musiała użyć regularnej armii. Sami rebelianci nie są w stanie osiągnąć tego celu.

Dwie strefy, trzy kierunki

Analizując położenie sił rebelianckich, pod uwagę brać trzeba bardziej geografię niż podziały administracyjne. Wobec faktycznego zjednoczenia oddziałów nieistotny staje się południkowy podział na dwie "republiki ludowe" (doniecka na zachodzie, ługańska na wschodzie). Dużo ważniejszy z punktu widzenia strategów jest podział na dwie strefy. Na północy pas miejskiej aglomeracji, od Ługańska do Doniecka. Na południe od tego pasa, aż po Morze Azowskie ciągnie się step z niewielką liczbą niedużych miast i wioskami, z mniej rozwiniętą infrastrukturą komunikacyjną.

Trzy główne kierunki możliwej ofensywy w zasadzie pozostają niezmienne od jesieni. Na południu: wyjście z pozycji koło Nowoazowska i Telmanowa na Mariupol i ewentualnie Krym. Na północnym zachodzie: wyjście z Doniecka i Gorłówki na Artemiwsk, Kramatorsk, Słowiańsk. Na północy: wyjście z rejonu Ługańska na Sczastje i Stanicę Ługańską. To właśnie na tych odcinkach ostrzał i rozpoznawcze działania rebeliantów są najbardziej intensywne. W ten sposób usiłują przygotować lepsze pozycje wyjściowe do natarcia. Tak było też pod koniec ub. r., po czym nastąpiła zimowa ofensywa.

Operacja mariupolska

Na południowym froncie Ukraińcy zajmują pozycje na linii Szyrokino - na zachód od Kominternowa - Oktiabr - Pawłopol - Czermałyk - na zachód od Nikołajewki - Granitne. Przeciwnik sformował dwie grupy uderzeniowe. Jedną w rejonie Nowoazowska, nad morzem, oraz drugą bardziej na północ, w rejonie Telmanowa.

Niewykluczone jest uderzenie z Doniecka na południowy zachód i spod Mariupola na północny zachód, aby wziąć w kleszcze Ukraińców stacjonujących między Donieckiem a Mariupolem.

Jednak głównym problemem jest sam Mariupol. Duża ofensywa na to półmilionowe miasto byłaby największym jak dotychczas militarnym wyzwaniem dla rebeliantów. Wydaje się jednak, że bez bezpośredniego zaangażowania wojsk rosyjskich zajęcie miasta jest niemożliwe. A z kolei udział regularnej armii uderzyłby wizerunkowo w Moskwę i znów pogorszył jej relacje z Zachodem.

Dlatego bezpośredniego szturmu na Mariupol nie będzie. Także z innego powodu. Otóż przez tutejszy port idzie na eksport produkcja zakładów Achmetowa z terenów okupowanych. Nie tak dawno były premier "Donieckiej Republiki Ludowej" Aleksandr Borodaj przyznał, że jest cichy układ oligarchy z rebeliantami, dlatego też nie atakowano wcześniej miasta.

Najbardziej prawdopodobna jest więc operacja oskrzydlająca - próby wyjścia na północne przedmieścia Mariupola atakami od strony Dokuczajewska i Komsomolskiego - mająca na celu zamknięcie w kotle sił ukraińskich okopanych w Mariupolu.

Marsz na Krym?

Kiedy mowa o Mariupolu, natychmiast pojawia się kwestia marszu Rosjan na Krym. Taką opcję ukraińscy analitycy też rozpatrują, choć jest ona mało prawdopodobna. Żeby bowiem utworzyć lądowy korytarz na półwysep, Rosja musi wykonać marsz na dystansie ponad 400 km, zająć obszar ponad 46 tys. km kwadratowych z 2 mln ludzi i rozciągnąć linię obrony na długości ponad 450 km.

Jak może wyglądać potencjalna operacja? Najpierw uderzenie przerywające front - celem węzły kolejowe Hulajpol i Oriechow, aby stworzyć zagrożenie dla Zaporoża. Prawdopodobnym punktem wyjścia ofensywy może być rejon wsi Granitnoje, gdzie rzeka Kalmius ma zaledwie 10 m szerokości. Jednocześnie możliwe są przeprawy pontonowe w dół rzeki, w stronę Szyrokina.

Szturmu na Zaporoże i na Mariupol by nie było, Rosjanie poszliby raczej ku ujściu Dniepru. Oskrzydlone zostałyby zgrupowania ukraińskie w Mariupolu i nad Perekopem. Drugie zgrupowanie rosyjskie może uderzyć jednocześnie z Krymu, zająć Berdiańsk i Melitopol.

Głównym celem byłoby zajęcie 90 proc. obszaru obwodów zaporoskiego i chersońskiego, żeby połączyć Krym z Donbasem. Atak na Charków z terytorium Rosji i desant morski na Odessę to raczej jedynie straszaki.

W takim scenariuszu ataki na północy, na Sczastje, Lisiczańsk, Awdiejewkę czy Słowiańsk miałyby odwracać uwagę.

Front północny

Ale jeśli nie będzie wielkiej ofensywy na południu, to osiągnięcie celów taktycznych na północy staje się nie mniej ważne niż oskrzydlenie Mariupola.

Liderzy separatystów już otwarcie wysuwają roszczenia terytorialne, w pierwszej kolejności do Mariupola i Słowiańska. 8 kwietnia Aleksandr Zacharczenko zasugerował, jakie mogą być cele ofensywy. Oba miasta niemal roku temu były okresowo pod kontrolą separatystów. - Problem jest taki, że musimy odzyskać terytoria tymczasowo okupowane - powiedział "premier" z Doniecka.

Grupy uderzeniowe są formowane na zachodnich przedmieściach Doniecka, w miejscowościach Jasinowataja i Jelenowka. Rebelianci i Rosjanie uderzyliby z Doniecka na zachód, by odepchnąć Ukraińców na linię Bogojawlienka - Kurachowo - Karłowka. Zgrupowanie z Jasinowatej wspólnie z grupą z Gorłówki mogą chcieć przejąć kontrolę nad drogą Donieck - Konstantynówka.

Koncentracja sił w Ałczewsku, Stachanowie i Briance sugeruje zamiar ataku na Artemiwsk. Od strony wschodniej mogą pójść dwa uderzenia w tym kierunku - jedno na Kalinowo-Troickoje, żeby odepchnąć siły ukraińskie na południe, a drugie na północ od Popasnej. Jednocześnie możliwy jest atak od zachodu, z Gorłówki.

Na ługańskim odcinku frontu możliwe są manewry o większym zasięgu. Na co wskazują dużo większe gromadzone tutaj zapasy paliwa. Pancerne zagony mogą próbować sięgnąć Słowiańska i Krasnego Łymanu, zagrażając sztabowi ATO w Kramatorsku. Swoje cele ma Aleksiej Mozgowoj, dowódca brygady Upiór, który nie ukrywa, że chciałby odbić zajmowany wcześniej Lisiczańsk.

[object Object]
Jacek Czaputowicz o szczycie czwórki normandzkiej w Paryżutvn24
wideo 2/23

Autor: Grzegorz Kuczyński / Źródło: tvn24.pl

Źródło zdjęcia głównego: Targeo / tvn24

Tagi:
Raporty: