"Wyłania się stara i wciąż niezamknięta kwestia włoskiej tożsamości"


Europa z lękiem patrzy na Włochy – zauważyła prowadząca codzienną debatę we francuskiej telewizji BFM Nathalie Levy. Ocena ta streszcza obawy francuskich mediów, które ostrzegają, że kryzys polityczny we Włoszech jest zagrożeniem dla Unii Europejskiej.

Jednocześnie obserwatorzy zwracają uwagę na sprzeczną z duchem demokracji decyzję prezydenta Włoch Sergio Mattarelli, który odrzucając kandydata na ministra gospodarki, uniemożliwił sformowanie rządu przez koalicję prawicowej Ligi i antysystemowego Ruchu Pięciu Gwiazd.

"Nie powiększyć syndromu odrzucenia Unii"

W dzienniku "Le Figaro" Jerome Sainte-Marie porównuje postawę szefa włoskiego państwa z wypowiedzią przewodniczącego Komisji Europejskiej Jeana-Claude'a Junckera, który w 2015 r. stwierdził, że "nie może być demokratycznego wyboru sprzecznego z traktatami europejskimi". Dziennikarz przypomina, jak w 2005 r. Francuzi w referendum odrzucili konstytucję UE, a mimo to "trzy lata później przyjęta ona została z lekkimi zmianami przez Parlament Europejski".

Według niego wybory parlamentarne we Włoszech z marca tego roku tłumaczą się "w ogromnej mierze lękiem przed zalewem migrantów". I podkreśla, że "prawie w całej dzisiejszej Europie starcie między suwerennością narodową a przynależnością europejską zmienia układy polityczne i przyćmiewa tożsamość tak samo lewicy, jak i prawicy".

Mattarella powierzył misję utworzenia technicznego rządu ekonomiście Carlo Cottarellemu. Tymczasowy gabinet ma pracować do przyspieszonych wyborów, które odbędą się po wakacjach lub na początku 2019 roku. Desygnowany wcześniej na premiera Giuseppe Conte zrezygnował z misji utworzenia rządu Ligi i Ruchu Pięciu Gwiazd.

Również w "Le Figaro" Jean-Jacques Mevel sugeruje, że Bruksela wstrzymuje się przed ingerencją w wewnętrzne sprawy Włoch "z obawy, żeby nie powiększyć syndromu odrzucenia Unii". "Oficjalnie sprawę załatwiają sami Włosi. (Kanclerz Niemiec) Angela Merkel i (prezydent Francji) Emmanuel Macron nie musieli nic robić, aby pozbyć się mało wyrazistego Giuseppe Contego. (...) Problem polega jednak na tym, że po wyborach, które odbędą się zapewne pod koniec lata, w parlamencie może znaleźć się większość składająca się ze zjednoczonych przeciwnościami Ligi i Ruchu Pięciu Gwiazd" – pisze specjalizujący się w tematyce europejskiej dziennikarz.

"Włosi nie chcą już, by zagranica dyktowała im, jak mają postępować"

Z kolei Marc Lazar, dyrektor Ośrodka Historycznego przy paryskim Instytucie Nauk Politycznych, ocenił na łamach "Le Figaro", że "Włosi nie chcą już, by zagranica dyktowała im, jak mają postępować". "W połączeniu ze sprawą migracji, która kryje się u podstaw tego kryzysu, wyłania się stara i wciąż niezamknięta kwestia włoskiej tożsamości" - zauważa historyk.

"Czy stolice europejskie zachowują się tak dyskretnie z obawy przed wzmocnieniem eurofobicznej narracji we Włoszech?" – zastanawia się "Le Monde". I cytuje byłego greckiego ministra finansów Janisa Warufakisa: "Powierzenie sformowania rządu (Cottarellemu) byłemu aparatczykowi Międzynarodowego Funduszu Walutowego to fantastyczny prezent dla pana (Matteo) Salviniego (przywódcy Ligi)". Francuskie media przytaczają opinię szefowej francuskiego skrajnie prawicowego Frontu Narodowego (FN) Marine Le Pen, która decyzję prezydenta Włoch uznała za "zamach stanu, kradzież suwerenności włoskiej przez establishment". "Kradzieżą demokracji" nazwali odebranie rządu we Włoszech koalicji eurosceptycznej przedstawiciele Francji Nieujarzmionej - ugrupowania skrajnie lewicowego, ale uważanego za jeszcze bardziej populistyczne.

"Nie róbmy sobie złudzeń"

Komentator "Le Figaro" Renaud Girard pisze we wtorek, że "po raz pierwszy od II wojny światowej Włosi dwa razy w tym samym roku głosować będą w wyborach parlamentarnych". "Jest to świadectwem złego funkcjonowania włoskiej demokracji, ale zapowiada również poważny kryzys w UE" - podkreśla dziennikarz. I cytuje szefa Ligi Salviniego, który powiedział, że "Włochy nie są kolonią, nie są niewolnikami Niemców ani Francuzów, spreadu czy finansjery". Girard zaznacza, że takie słowa "jeszcze nigdy nie padły w żadnym kraju założycielskim Wspólnego Rynku z ust przywódcy wielkiej partii politycznej". "Nie róbmy sobie złudzeń! Jeśli po brexicie Unię Europejską opuścić miałby kraj, w którym podpisano traktat rzymski, oznaczałoby to niezbyt odległą śmierć Unii" - ostrzega.

Za kryzys włoski i za kryzys UE - "najpiękniejszego od lat 60 dokonania światowej dyplomacji" - komentator "Le Figaro" obciąża winą Komisję Europejską i Radę Europejską, które "nie były w stanie narzucić członkom UE przestrzegania podjętych przez nich zobowiązań budżetowych".

Kolejną winą Komisji, ale przede wszystkim rządów UE, jest według Girarda "niezdolność do kontrolowania granic i opanowania napływu migrantów ze świata arabsko-islamskiego i z Czarnej Afryki, co spowodowało najpierw rebelię w łonie Grupy Wyszehradzkiej, pęknięcie brexitu i spotęgowanie głosów eurosceptycznych na całym obszarze (UE)". Komentator swój tekst kończy ostrzeżeniem: "UE to klub, a żaden klub długo nie ostanie się bez dokładnego przestrzegania swych zasad".

Autor: adso / Źródło: PAP

Tagi:
Raporty: