Na przemian tracą i odzyskują przytomność. Czują drętwienie całego ciała, mrowienie w karku, chwilową euforię. A potem nie czują już nic. Przede wszystkim nie czują bólu.
Pierwsze, co uderza, to smród. Kwaśny, ciężki, trudny do zniesienia. Woń gnijących ludzkich ciał wymieszana z odorem fekaliów i rozkładających się śmieci.
Jedni kołyszą się pochyleni, jakby tańczyli do grającej w ich głowach muzyki. Drudzy kroczą powoli, jak zombie, z opuszczonymi, lekko przechylonymi głowami. Inni - jak słupy soli, wpatrują się niewidzącym wzrokiem w jeden punkt. I ludzkie kukły - złamane wpół, jakby w pokłonie, z bezwiednie zwisającymi rękami i dłońmi dotykającymi ziemi. W tej osobliwej scenerii tańczą istny dance macabre. Dookoła leżą ciała. Część tylko śpi.
"Ukłony" z amerykańskiej ulicy.
"Fetty"
W ulicznym slangu ma wiele imion: Apache, China Girl, China White, Dance Fever, Friend, Goodfellas, Jackpot, Tango & Cash, Fetty.
Śmiertelna dawka mieści się na czubku ołówka. To tyle, co dwa ziarenka soli. Albo jedna łza.
Pochłonął więcej amerykańskich istnień niż wojny w Wietnamie, Iraku i Afganistanie razem wzięte. Zabija częściej niż samochody czy broń palna.
Według danych amerykańskiego Centrum Kontroli i Prewencji Chorób z 2021 roku, stanowi główną przyczynę śmierci Amerykanów między 18. a 49. rokiem życia.
Króluje na amerykańskich ulicach. W wyścigu po haj i śmierć wyprzedził heroinę.
A miał jedno zadanie: uśmierzać ból.
Epidemia. To słowo nie znika z ust dziennikarzy, polityków i aktywistów za oceanem. Widnieje zarówno na czołówkach gazet, jak i na kartach raportów najważniejszych instytucji medycznych. Służby i policja z przerażeniem obserwują rozwój sytuacji. Państwo zdaje się bezradne. Amerykańskie władze alarmują: mamy do czynienia z największym kryzysem zdrowotnym w historii USA. Ofiara fentanylu, o której w ostatnich dniach głośno było na całym świecie, miała zaledwie rok. Nicholas zatruł się w żłobku.
Pogromca bólu
Ojcem chrzestnym fentanylu był Paul Janssen (1926-2003), założyciel firmy Janssen Pharmaceutica. Ten belgijski lekarz i naukowiec zrewolucjonizował współczesną medycynę. Podczas jego wieloletniej kariery zawodowej przyznano mu ponad 100 patentów, a kilka opracowanych przez niego środków widnieje dziś w wykazie leków podstawowych Światowej Organizacji Zdrowia (WHO). Jego praca stała się fundamentem wielu przełomowych odkryć.
Marzył, by wynaleźć antidotum na ból. Pracował nad substancją znieczulającą, która byłaby silniejsza od morfiny i w przeciwieństwie do niej nie powodowała efektów ubocznych.
Zespół pod kierownictwem Janssena po raz pierwszy zsyntezował fentanyl w grudniu 1960 roku. Po dożylnym podaniu działał niemal natychmiast, hamując uwalnianie neuroprzekaźników, czego rezultatem było zniesienie nawet bardzo silnego bólu. Wykazywał działanie 50 razy silniejsze niż heroina i 100 razy silniejsze niż morfina. Znacznie lepiej rozpuszczał się w tłuszczach, dzięki czemu dużo łatwiej i szybciej przenikał do mózgu.
W 1963 roku fentanyl trafił na rynek europejski. Był wykorzystywany w anestezjologii, a także w leczeniu przewlekłego i ostrego bólu. Z uwagi na siłę działania niewielką ilość fentanylu mieszano z neuroleptykami, takimi jak Droperidol, by osiągnąć znieczulenie bez utraty przytomności. Pacjent nie odczuwa wówczas ani bólu, ani lęku. Ciało staje się obojętne na bodźce zewnętrzne, ale człowiek pozostaje świadomy, zachowując kontakt z otoczeniem.
Podczas gdy fentanyl zyskał ogromną popularność w szpitalach na Starym Kontynencie, amerykańska Agencja Żywności i Leków (FDA) była ostrożna z wprowadzaniem go na lokalny rynek. Jego przeciwnicy argumentowali, że jest zbyt silny i może wywoływać zaburzenia oddychania, spowolnienie czynności serca, sztywność mięśniową czy obniżenie ciśnienia tętniczego krwi. Zwracano również uwagę na jego ogromny potencjał uzależniający.
Ostatecznie osiągnięto kompromis. Fentanyl został w 1968 roku dopuszczony do użycia w USA, ale wyłącznie w połączeniu z Droperidolem w stosunku 1:50. Cztery lata później FDA wydała zgodę na stosowanie czystego fentanylu z zastrzeżeniem, że jego maksymalne stężenie może wynosić 50 mikrogramów na mililitr. Z czasem zaczęto luzować ograniczenia ilościowe, a fentanyl na szpitalnych oddziałach w Ameryce zaczął powoli wypierać morfinę. Podawano go pacjentom przed i po zabiegach chirurgicznych, a także osobom leczonym onkologicznie i objętym opieką paliatywną.
Przypadki przedawkowania fentanylu, skutkujące ciężką depresją oddechową, bezdechem, a nawet śmiercią, zaczęto odnotowywać w Stanach Zjednoczonych już kilka lat po jego zatwierdzeniu przez FDA na początku lat 70. Ich liczba rosła w miarę, jak na przestrzeni kolejnych dekad wprowadzano coraz to nowe sposoby podawania tego opioidu.
Początkowo przyjmowany był dożylnie, z czasem stosowany także w formie przezskórnych plastrów oraz pastylek do ssania. Na początku lat 90. wprowadzono na rynek środek znieczulający w postaci lizaków pod handlową nazwą Oralet, który zawierał w sobie śladowe ilości fentanylu i był podawany głównie dzieciom przed operacjami.
Przedawkowania były efektem używania fentanylu w sposób niezgodny z zaleceniami oraz w nadmiarowych ilościach. Zdarzały się błędy lekarskie, ale i świadome wykorzystywanie przez medyków dostępu do opioidów - zdarzało się, że lekarze handlowali receptami, a niekiedy samym lekiem.
Fentanyl stopniowo przenikał także do półświatka. Pierwsze "podziemne" laboratoria zajmujące się nielegalną produkcją opioidu pojawiły się już pod koniec lat 70. Wówczas był to jednak wciąż raczkujący biznes.
Podaż fentanylu na rynku, także tym czarnym, zaczęła gwałtownie rosnąć w latach 90., gdy Amerykę opanowało opioidowe szaleństwo. Koncerny farmaceutyczne, żądne zysku, zdołały wówczas przekonać miliony Amerykanów, w tym środowisko medyczne, że przeciwbólowe opioidy nie stanowią zagrożenia i mogą być powszechnie stosowane. Manipulacja zadziałała książkowo. Lekarze zaczęli przepisywać je na potęgę, a Amerykanie łykali tabletki jak cukierki.
Ojczyznę Wuja Sama ogarnęła istna lekomania.
Zaniepokojone skalą problemu amerykańskie Centrum Kontroli i Zapobiegania Chorób (CDC) w 2016 roku opublikowało wytyczne dotyczące stosowania opioidów. Zachęcało w nich do terapii nieopioidowych, przepisywania niższych dawek leków oraz ograniczenia liczby wydawanych recept. W walkę z kryzysem zaangażował się także Biały Dom. W tym samym roku ówczesny prezydent USA Barack Obama zwrócił się do Kongresu o przeznaczenie ponad miliarda dolarów z budżetu na walkę z epidemią opioidów. Rok później jego następca podpisał dekret ustanawiający Prezydencką Komisję ds. Zwalczania Narkomanii i Kryzysu Opioidowego. Niedługo potem Donald Trump podpisał ustawę o wsparciu pacjentów i społeczności, dotkniętych tym kryzysem.
W efekcie przeciętnemu Amerykaninowi coraz trudniej było uzyskać receptę na leki przeciwbólowe, a ci, którzy się od nich uzależnili, zostali zmuszeni do szukania ich poza oficjalnym obiegiem. Był duży popyt, urosła i podaż. Przybywało podziemnych laboratoriów, w których produkowano je nielegalnie. Zalały ulice. Najlepiej sprzedającym się produktem okazał się fentanyl, siłą działania i ceną bijąc na głowę narkotykową konkurencję.
Śmierć na czubku ołówka
Amerykańska Agencja do Walki z Narkotykami (DEA) w 2022 roku przechwyciła w sumie 4,5 tony nielegalnie pozyskanego fentanylu. Ponad dwukrotnie więcej niż rok wcześniej. To - jak przeliczyło DEA - 379 milionów śmiertelnych dawek.
Wystarczająca ilość, by uśmiercić wszystkich Amerykanów.
Każdego dnia z powodu przedawkowania opioidów, takich jak fentanyl, umiera w Stanach Zjednoczonych 150 osób. Dealerzy sprzedają go jako osobny produkt, ale także stosują jako swego rodzaju "wypełniacz" do innych narkotyków i leków, oferowanych na czarnym rynku. Zmniejszają sobie tym samym koszt produkcji, a klientom zapewniają silniejszego “kopa”. Także, a może przede wszystkim tym, którzy nawet nie mają świadomości, co zażywają.
Fentanyl nie ma charakterystycznego smaku, zapachu ani nawet koloru.
Środek ten, tani i wyjątkowo uzależniający, jest także silnie trujący. Ktoś mógłby zapytać, po co sprzedawać produkt, który zabija potencjalnych nabywców? "No problem" - odpowiedzieliby dilerzy, bo w miejsce jednego klienta zaraz pojawi się dwóch nowych.
Według danych Amerykańskiego Centrum Kontroli i Zapobiegania Chorób od początku "kryzysu opioidowego" już ponad 650 tysięcy Amerykanów zmarło w wyniku przedawkowania opioidów, głównie fentanylu.
David Jr
Około 3:30 nad ranem Lynn usłyszała hałasy dobiegające z pokoju na piętrze. Włożyła szlafrok i poszła do pokoju wnuka. Leżał na podłodze. Jego klatka piersiowa była nieruchoma. Przyłożyła ucho do jego ust. Nie oddychał. Jej krzyk musiał zbudzić Tony’ego, bo chwilę później pojawił się w drzwiach. - Dzwoń po pogotowie - wykrzyczała.
Rozpoczęła resuscytację, z zawodu jest pielęgniarką. Gdy opadła z sił, masaż serca i sztuczne oddychanie kontynuował jej mąż. Aż do przyjazdu karetki. Kiedy dotarli medycy, stwierdzili śmierć mózgową. Serce Davida Jr przestało bić cztery godziny później.
"Forever 18" - brzmi podpis pod zdjęciem drobnego bruneta o piwnych oczach, opublikowanym przez jego dziadka na jednej z grup wsparcia w mediach społecznościowych.
Tamtego wieczoru David wrócił z dziewczyną do domu około północy. Poszli na górę. W pokoju przepołowili i połknęli pastylkę, którą dostała od kuzyna.
Śledztwo po śmierci Davida niemal od razu umorzono. Prokurator rejonowy uznał, że chłopak miał we krwi nie tylko fentanyl, ale także inny opioidowy lek - OxyContin, zatem nie można stwierdzić, która z substancji bezpośrednio spowodowała zgon. Nikogo nie zatrzymano, nikt nie usłyszał zarzutów.
- Jeśli pójdziesz do sklepu monopolowego i poprosisz o Jacka Danielsa, po czym wrócisz do domu, wypijesz całą butelkę whiskey i umrzesz, bo na przykład byłeś na coś chory, to co innego. Ale jeśli pójdziesz do tego samego sklepu monopolowego i kupisz butelkę Jacka Danielsa, wrócisz do domu, wypijesz i umrzesz, a potem okaże się, że w tej butelce było trochę arszeniku, ktokolwiek sprzedał ci tę butelkę, pójdzie do więzienia - mówi w rozmowie z portalem tvn24.pl Anthony Belsito, dziadek Davida.
- To był dobry chłopak - wspomina. Bardzo dobry chłopak. Chociaż wiele w życiu przeszedł. Był owocem romansu, o czym dowiedział się jako nastolatek. Jego ojciec - niebiologiczny, jak się okazało - był uzależniony od heroiny. Matkę pamiętał jak przez mgłę, porzuciła go, gdy był jeszcze mały. W wieku pięciu lat razem z dwójką młodszego rodzeństwa trafił pod opiekę dziadków.
- Był naprawdę kochany. Za każdym razem, gdy wychodził z domu, pisał SMS-y: idę do kolegi, jestem tutaj, będę o tej i o tej. Każdą wiadomość kończył zdaniem "kocham was" - wspomina Lynn, babcia Davida.
Oboje twierdzą, że zawsze był zagorzałym przeciwnikiem narkotyków, bo na własne oczy widział, co zrobiły z jego rodziną. Chodził na spotkania Alateen, wspólnoty młodych ludzi mających bliski kontakt z osobą uzależnioną od alkoholu lub narkotyków.
Okres liceum okazał się dla niego bardzo trudny. - Nie potrafił odnaleźć się w nowej szkole. Czuł się przytłoczony. Całą pierwszą klasę przepłakał. Miał problemy lękowe i stany depresyjne - opowiada Lynn. W tamtym czasie zaczął przyjmować Xanax - popularny w USA lek przeciwlękowy i uspokajający. Potem nadeszła pandemia COVID-19 i zdrowie psychiczne chłopaka całkowicie się posypało.
- Wprowdzono lockdown. Wszystkie dzieciaki zostały zamknięte w czterech ścianach. David fatalnie znosił izolację i brak kontaktu z przyjaciółmi - opowiada Lynn.
Sięgnął po narkotyki. Zaczęło się od marihuany, ale na trawce się nie skończyło. Co brał? Dokładnie nie wiedzą, ale dwa razy znaleźli go na haju, półprzytomnego, i natychmiast zabrali do szpitala. Za każdym razem, gdy trafiał na ostry dyżur, odsyłano go do domu, twierdząc, że nie stanowi dla siebie zagrożenia.
- Gdy dowiadywali się, że posiada darmowe ubezpieczenie [Medicaid - państwowy program pomocy socjalnej w Stanach Zjednoczonych dla osób i rodzin, których dochody są niewystarczające, aby zapłacić za opiekę zdrowotną - red.], od razu go wypisywali - wspomina Lynn. Jak mówi, to, że nikt nie pomógł mu na czas, będzie prześladować ją do końca życia.
Po śmierci Davida jego dziadkowie usłyszeli od jasnowidzki, że ich wnuk "musiał umrzeć, by pomóc innym ludziom". Wtedy Tony postanowił, że wykorzysta jego historię jako przestrogę.
- Dziś prowadzę prezentacje dla rodziców, szkół i każdego, kto jest gotowy słuchać o tym, jak Fentanyl zabija nasze dzieci. Przedawkowanie fentanylu to główna przyczyna śmierci Amerykanów między 18. a 45. rokiem życia. Bardzo wielu z nich umiera po wzięciu zaledwie jednej tabletki, tak jak David. To gra w rosyjską ruletkę - przekonuje dziadek zmarłego.
Źródło
Stan Sinaloa, zachodni Meksyk. Samo serce narkotykowego przemysłu i kolebka najpotężniejszych meksykańskich karteli. To tutaj postacie takie jak El Chapo dorobiły się niewyobrażalnego bogactwa. Zaczynali skromnie, od marihuany, potem nadeszły złote czasy opium, a następnie era metamfetaminy.
Dziś z popękanych wzgórz Sinaloi powoli znikają pola maku. Kartele przechodzą z naturalnych narkotyków na "syntetyki" takie jak fentanyl. Nie potrzeba już rolników, nie trzeba czekać na żniwa.
Budowa "profesjonalnego" laboratorium fentanylu to koszt około 20 milionów pesos (w przeliczeniu 5 milionów złotych). Zwrot w skali miesiąca jest co najmniej czterokrotny. Z kilograma czystego fentanylu można wyprodukować nawet milion tabletek. Koszt produkcji jednej sztuki to mniej więcej jeden cent. Cena pigułki na amerykańskiej ulicy to średnio 10 dolarów. Do the math (policzcie).
Fentanyl ma jeszcze jedną "zaletę". Produkujące go laboratoria są mniejsze i nie śmierdzą tak, jak te wytwarzające metamfetaminę, przez co służbom bardzo trudno je namierzyć. Mogą znajdować się w każdym domu, garażu czy piwnicy.
W meksykańskim mieście Tijuana, sąsiadującym z San Diego, znajduje się najbardziej oblegane przejście graniczne na świecie. Tędy między innymi płynie rzeka fentanylu do USA. Jak podaje DEA, w 2022 roku 90 procent konfiskat tej substancji zanotowano na przejściach granicznych USA z Meksykiem lub w miejscach kontroli pojazdów na terenach przygranicznych.
Ale południowy sąsiad Stanów to niejedyne bijące źródło narkotyku. Część fentanylu sprzedawanego na ulicach amerykańskich miast pochodzi z rodzimej produkcji. Pichcony przez gangsterów-amatorów, w domowym zaciszu, w oparciu o przepisy znalezione po ciemnej stronie sieci. Przepisy są twórczo modyfikowane i tak każda partia syntetyku jest nieco inna. Dokładny skład pigułek zna tylko ten, kto osobiście ‘mieszał w garnku’”. Żaden klient nie może być pewien, co dokładnie znajduje się w małej plastikowej torebce, którą kupuje na rogu ulicy
Fentanyl może być wszędzie. W każdym mieście, w każdym domu, w każdej tabletce. Amerykańskie władze alarmują, że coraz częściej jego przypadkowymi ofiarami padają dzieci.
Gdy wybiła pora leżakowania, opiekunka jak co dzień ułożyła podopiecznych do snu. Niedługo później w niewielkim żłobku na nowojorskim Brooklynie pojawili się ratownicy medyczni. Czworo dzieci nie wybudziło się po drzemce. Pozostawały w stanie letargu. Wszystkie trafiły do szpitala. Troje niemowląt udało się odratować. Tylko serce rocznego Nicolasa nie ruszyło. Sekcja zwłok wykazała, że chłopiec zmarł w wyniku zatrucia fentanylem.
Policja przeszukała żłobek. W jednej z sali funkcjonariusze zabezpieczyli kilogram zabójczej substancji - dość, by uśmiercić pół miliona osób. Był ukryty pod materacami, na których spały dzieci. Policjanci znaleźli także sprzęt używany do nielegalnej produkcji syntetycznych opioidów i urządzenie wykorzystywane przez dilerów do pakowania dużych ilości narkotyków. Właścicielka żłobka i najemca lokalu usłyszeli zarzut morderstwa.
Bezkarność
Lwią część odpowiedzialności za kryzys opioidowy w USA ponosi spółka Purdue Pharma, kontrolowana przez rodzinę Sacklerów z Nowego Jorku. Założyciele rodu, bracia Arthur, Raymond i Mortimer byli Żydami polskiego pochodzenia. Cała trójka ukończyła szkoły medyczne i związała się zawodowo z medycyną. W 1952 kupili spółkę Purdue Pharma, która od tego momentu stała się ich rodzinną własnością.
Dziś Sacklerowie to jedna z najbogatszych rodzin Ameryki.
Purdue Pharma, z siedzibą w Stamford w stanie Connecticut, w latach 90. opracowała lek przeciwbólowy na receptę o nazwie OxyContin. Środek został wypuszczony na rynek amerykański w 1995 roku i niemal od razu okrzyknięto go przełomem w medycynie. To narkotyczny lek przeciwbólowy z grupy opioidów, który budową przypomina kodeinę. Oksykodon oddziałuje na znajdujące się w rdzeniu kręgowym i mózgu człowieka receptory kappa, mi oraz delta, dzięki czemu przynosi efekt uspokojenia oraz uśmierza umiarkowany i silny ból. Lek okazał się farmaceutycznym hitem. Jak donoszą amerykańskie media, wygenerował dla Purdue około trzydziestu pięciu miliardów dolarów przychodu.
Ale OxyContin od początku był lekiem kontrowersyjnym. Jedyną substancją czynną w jego składzie jest oksykodon - chemiczny kuzyn heroiny, nawet dwukrotnie silniejszy od morfiny. W przeszłości lekarze niechętnie przepisywali silne opioidy. Ich stosowanie ograniczano do przypadków ostrego bólu nowotworowego i opieki paliatywnej u schyłku życia. Powodem takiej powściągliwości była uzasadnione obawy przed silnie uzależniającymi właściwościami tego typu leków.
Wprowadzeniu OxyContinu na rynek towarzyszyła szeroko zakrojona kampania marketingowa, która miała na celu podważenie takiego podejścia i zmianę nawyków lekarzy w zakresie przepisywania leków opioidowych. Purdue finansowała badania i opłacała lekarzy, by wykazywali, że obawy dotyczące uzależnienia od opioidów są przesadzone. OxyContin prezentowano jako środek, który może pomóc w leczeniu coraz szerszej gamy schorzeń. Przedstawiciele handlowi reklamowali go jako produkt, "od którego można zacząć i przy którym można zostać". Miliony pacjentów traktowało lek jako cudowne antidotum na ból. Coraz więcej także jako niezbędnik w apteczce. Niektórzy tak bardzo się uzależnili, że pomiędzy dawkami zaczęli doświadczać objawów odstawienia.
Wielu uzależnionych, których nie było stać na legalne leki przeciwbólowe lub nie byli w stanie ich zdobyć, przerzucało się na heroinę.
Według Amerykańskiego Towarzystwa Medycyny Uzależnień (ASAM), cztery na pięć osób, które sięgają dziś po ten narkotyk, zaczęło od środków przeciwbólowych na receptę.
Lekarze przepisywali OxyContin na potęgę, dzięki czemu bardzo łatwo było uzyskać receptę na lek. Pacjenci zaczęli sprzedawać swoje pigułki na czarnym rynku, gdzie cena detaliczna wynosiła dolara za miligram.
Jak grzyby po deszczu wyrastać zaczęły kliniki leczenia bólu, które prosperowały dzięki hurtowej sprzedaży recept na OxyContin. Przed ośrodkami ustawiały się kolejki uzależnionych i "słupów" (najczęściej bezdomnych). Brali recepty i wykupowali leki, które następnie przejmowały wynajmujące ich gangi.
Mimo coraz wyraźniejszych przejawów narastającego kryzysu Purdue nie wycofała leku z półek ani nie przyznała, że jest on silnie uzależniający. Zamiast tego przyjęła strategię obwiniania pacjentów za przyjmowanie leku niezgodnie z zaleceniami. Przekonywała, że to banda ćpunów zrujnowała jej produkt.
Na przestrzeni ostatniej dekady liczba wystawianych w USA recept na leki opioidowe drastycznie zmalała. W latach 2010-2020 ich odsetek spadł z 81,3 do 43,3, a więc o blisko połowę. Problem osiągnął jednak taką skalę, że zmiana nawyków lekarzy nie jest już w stanie go odwrócić. Pomimo zmniejszającej się dostępności opioidów na receptę liczba zgonów spowodowanych przedawkowaniem tych leków wzrosła w tym samym okresie (2010-2020) ponad trzykrotnie.
W 2019 roku do sądu federalnego w Nowym Jorku wniesiono przeciwko rodzinie Sacklerów pozew zbiorowy wystosowany przez ponad 500 amerykańskich hrabstw, miast bądź plemion rdzennych Amerykanów. Przeciwko Sacklerom podjęto również 1600 innych działań prawnych o odpowiedzialność za kryzys opioidowy.
W lipcu 2021 Purdue Pharma złożyła wniosek o upadłość. Członkowie rodziny Sacklerów nie przyznali się do zarzucanych im czynów. W ramach ugody sądowej zgodzili się przeznaczyć 4,5 miliarda dolarów na cele związane z leczeniem uzależnienia od opioidów, a także nigdy nie zajmować się produkcją leków przeciwbólowych. Żaden członek rodziny nie poniósł odpowiedzialności karnej.
- Kiedy usłyszałam o tym w wiadomościach, miałam ochotę wyrzucić telewizor przez okno. Fakt, że nie zostaną ukarani za setki tysięcy ludzkich żyć, jest po prostu odrażający - mówi portalowi tvn24.pl Tiffany Carson, Kanadyjka, której brat wiele lat zmagał się z uzależnieniem od opioidów.
Cory
Długi czas pracował na platformie wiertniczej, gdzieś na dalekiej północy Kanady. Pustkę spowodowaną samotnością wypełniał alkoholem. Któregoś razu nabawił się strasznego bólu zęba. Nie miał ubezpieczenia w pracy, więc nie było go stać na dentystę. Lekarz rodzinny przepisał mu OxyContin, by załagodzić ból.
- Bardzo szybko się od niego uzależnił. Dowiedzieliśmy się o tym dopiero po roku. Wtedy było już bardzo źle. Nie był wstanie wytrzymać bez leku więcej niż sześć godzin - wspomina Tiffany Carson.
Cory stracił pracę, zadłużył się i popadł w poważne problemy finansowe. Zaniepokojona rodzina pomogła mu dostać się na terapię. W ramach leczenia przyjmował metadon, lek opioidowy stosowany w terapii odwykowej narkomanów. To pomogło mu stanąć na nogi. Wciąż potrzebował jednak pieniędzy. Zatrudnił się jako kierowca ciężarówki.
- Z uwagi na pracę nie był w stanie pojawiać się codziennie w klinice, by przyjąć dawkę metadonu. Wtedy przerzucił się na Suboxone - podobny lek, tylko podawany w formie tabletek. To pozwoliło mu normalnie funkcjonować - opowiada Tiffany.
Jakiś czas później Cory przesiadł się z ciężarówki do taksówki. Niedługo potem nadeszła pandemia. - Wszystko się zamknęło, ludzie nie wychodzili z domów, więc siłą rzeczy nie korzystali z taksówek - podkreśla Tiffany. By jakoś związać koniec z końcem, Cory zaczął sprzedawać tabletki Suboxone, które dostawał na receptę. - Wyprzedawał swoje zapasy, więc zaczął zmniejszać dawkę leku, którą przyjmował. Wtedy głód opioidowy powrócił - wspomina jego siostra.
Osiem lat temu Tiffany przeszła zabieg histerektomii, czyli operacyjnego usunięcia macicy. - Doszło do komplikacji i nabawiłam się strasznego bólu w plecach. Nic nie pomagało. Mój lekarz chciał przepisać mi OxyContin, ale po tym, co zrobił z moim bratem, nie chciałam tego brać. Cierpiałam tak pięć dni. W końcu nie wytrzymałam i moja teściowa zawiozła mnie na ostry dyżur. Przepisano mi wtedy plaster z fentanylem. Gdy pielęgniarka naklejała mi go na ramię, lekarz powiedział: "musimy panią ostrzec, ten środek jest tak silny, że z reguły podawany jest pacjentom w późnym stadium nowotworowym". Kiedy mój brat usłyszał, że przepisano mi fentanyl, natychmiast do mnie zadzwonił: "Wiem, że cierpisz, ale musisz natychmiast zdjąć ten plaster z ręki. Zaufaj mi, zdejmij go natychmiast" - powtórzył stanowczym tonem.
Wtedy przyznał, że bierze fentanyl i na własnej skórze przekonał się, jak bardzo jest uzależniający. - Gdyby wtedy do mnie nie zadzwonił, możliwe, że skończyłabym jak on - przyznaje Tiffany.
Kiedy zniesiono covidowe restrykcje, taksówki znów wyjechały na ulice, a Cory, wciąż zmagający się z nałogiem, wrócił do pracy. Był całkowicie spłukany. Grożono mu eksmisją z mieszkania. Miał trójkę dzieci. Był zdesperowany. Pewnego wieczoru do jego taksówki wsiadł mężczyzna, który niedawno wyszedł z więzienia. Powiedział mu: "wiem, jak łatwo zdobyć kasę". Tym sposobem Cory zaczął handlować fentanylem. To było jak równia pochyła.
- Już nie tylko brał, ale i dilował. To nie był on. Gdy tylko zaczął to robić, jego zdrowie psychiczne się posypało. Miał świadomość, że zabija już nie tylko siebie, ale stwarza zagrożenie także dla innych. Nie mógł znieść tej myśli - wspomina Tiffany. Jej głos się łamie.
Jak wyjaśnia, jednym z klasycznych objawów zażywania fentanylu są zgarbione ramiona. - Jeśli widzisz osobę w takiej pozycji, na przykład siedzącą na ławce i bardzo mocno pochyloną, to klasyczna oznaka uzależnienia od fentanylu. Ta osoba prawdopodobnie jest bliska przedawkowania - tłumaczy Tiffany.
Trzy miesiące przed śmiercią Cory’ego matka wysłała jej nagranie wideo. Był na nim Cory. Siedział na werandzie. Był mocno zgarbiony, wyglądał jakby miał zaraz spaść z krzesła. - Miałam wrażenie, że ciągle traci i odzyskuje przytomność. Powiedziałam matce: jest z nim bardzo źle, musisz natychmiast zabrać go do szpitala - wspomina Tiffany.
Tamtego wieczoru nie umarł. Siostra wzięła go do siebie, by pomóc mu przeprowadzić detoks. Spędził w jej domu cztery dni. - Leżałam obok niego, głaszcząc go po głowie, słuchaliśmy muzyki i podcastów o ludziach, którzy wyszli z nałogu - wspomina.
Jak wygląda detoks? - Występują silne skurcze, biegunka, wymioty, drżenie całego ciała, poty, halucynacje, niepokój, pobudzenie, uczucie robaków pod skórą. Dostajesz paranoi, masz wrażenie, że wszyscy są przeciwko tobie - wyjaśnia Tiffany. Zwykle trwa to około trzech, czterech dni, w zależności od tego, jak dużą dawkę przyjąłeś. Kilka dni absolutnego piekła.
- To było okropne, nigdy w życiu nie widziałam nic gorszego. Obraz całkowitej desperacji. Człowiek w takim stanie gotowy jest sprzedać swoje ciało, sprzedać swoją duszę za jedną dawkę narkotyku. Widzieć ukochaną osobę w takim stanie, tego nie da się opisać słowami. To doświadczenie naprawdę otworzyło mi oczy. Zrozumiałam, dlaczego ludzie często odpuszczają i wracają do nałogu - opisuje.
Kilka miesięcy później, w południe 28 października 2021 roku, zadzwonił telefon. - Moja komórka leżała ekranem do dołu. Kiedy ją podniosłam, zobaczyłam na wyświetlaczu twarz mojego taty. Od razu wiedziałam. Chwilę później usłyszałam rozpaczliwy płacz mojej mamy w tle - wspomina Tiffany.
Cory odszedł w wieku 48 lat.
Antidotum
Najpierw pojawiają się halucynacje, urojenia, pobudzenie, dezorientacja i zaburzenia świadomości. Potem dochodzi do zaburzeń oddychania i spowolnienia czynności serca. Skóra staje się zimna i wilgotna. Gdy zaczynają sinieć usta, oznacza to, że zostało już niewiele czasu. Jeśli twoja twarz ma kolor purpurowy, prawdopodobnie patrzy już śmierci w oczy.
Istnieje antidotum, które jest w stanie odwrócić skutki przedawkowania fentanylu. To nalokson. Preparat potrafi przywrócić do życia ludzi, którzy jedną nogą są już po drugiej stronie. Ale należy podać go natychmiast. Gdy znajdujesz osobę zatrutą fentanylem, masz mniej więcej trzy minuty, by ocalić jej życie. Niestety wiele osób zażywa narkotyki w samotności.
Na ulicach miast USA i Kanady można spotkać wolontariuszy uzbrojonych w nalokson. Patrolują ulice, zdominowane przez bezdomnych i narkomanów, w nadziei, że zdążą przed Panem Bogiem. Czasami się udaje.
***
Dzień przed śmiercią brata Tiffany odwiedziła go u matki. Gdy siedzieli na werandzie, zerwała się ulewa. Cory podniósł się z krzesła. Powłócząc nogami, zszedł z drewnianych schodków, przeszedł kilka metrów po trawie i stanął na środku ogrodu. Ogromne krople obmywały jego zapadniętą twarz.
- Machał do mnie, zachęcając, bym się do niego przyłączyła. Nie dałam się prosić. Wstałam z krzesła i ruszyłam w jego stronę. Chwilę później tańczyliśmy razem w deszczu, jakbyśmy znów byli dziećmi - wspomina kobieta.
Po śmierci brata Tiffany napisała o tym piosenkę.
***
Tiffany Carson jest autorką podcastu Hard Beautiful Journey. W styczniu 2024 roku ukaże się jej książka zatytułowana "Dancing In The Rain".
Autorka/Autor: Monika Winiarska
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Spencer Platt/Getty Images