|

Musk przegląda się w "czarnym lustrze" i myśli: czip. "To taka smartopaska treningowa w twojej głowie"

"Elon Musk już nie raz udowodnił, że sięganie chmur z powiedzenia "sky is the limit" to dla niego za mało. On wyciąga ręce po gwiazdy"
"Elon Musk już nie raz udowodnił, że sięganie chmur z powiedzenia "sky is the limit" to dla niego za mało. On wyciąga ręce po gwiazdy"
Źródło: Ilustracja: Antonina Długosińska

"Przyszłość będzie dziwna" – przewiduje ekscentryczny miliarder wizjoner Elon Musk i zapowiada, że tylko kwestią czasu jest opracowanie interfejsu mózg-komputer, który nie tylko umożliwi nam pisanie SMS-ów siłą woli czy sterowanie ekspresem do kawy za pomocą myśli, ale i będzie pomagał radzić sobie z paraliżem, utratą wzroku i depresją. Musk przegląda się w "czarnym lustrze", a eksperci studzą entuzjazm: szef Tesli i SpaceX lubi radykalnie przeszacowywać swoje wizje.

Artykuł dostępny w subskrypcji

Gdy w Dolinie Krzemowej odbywają się pierwsze testy czipa od wizjonera, w nadmorskim angielskim miasteczku pierwszy człowiek staje się "ludzkim cyborgiem" i pokazuje, że rozwój technologii w myśl Muska jest potrzebny. W nadziei na normalne życie, mimo wyniszczającej choroby, człowiek-cyborg poddaje się wielu operacjom i przenosi część siebie do internetu. Na razie. Bo w przyszłości liczy na rozwiązanie, które pozwoli mu "zdalnie" ruszać swoim ciałem – na przykład na czip od Elona Muska.

Wizjoner

Elon Musk już nie raz udowodnił, że sięganie chmur z powiedzenia "sky is the limit" to dla niego za mało. On wyciąga ręce po gwiazdy. W maju ubiegłego roku we współpracy z NASA wyniósł ludzi w kosmos. Dwóch amerykańskich astronautów dotarło na Międzynarodową Stację Kosmiczną dzięki rakiecie firmy SpaceX, której Musk jest szefem. Wizjoner swoimi rakietami wraca następnie na Ziemię, choć na razie bez załogi. W planach ma też kolonizację Marsa.

Udowadnia, że prąd to przyszłość i w myśl tej idei rewolucjonizuje motoryzację – Tesla w ubiegłym roku wyprodukowała pół miliona aut i niemal tyle samo dostarczyła swoim klientom. Żeby usprawnić ruch między amerykańskimi miastami, Musk kopie tunele pod ziemią, abyśmy mogli przemieszczać się niewyobrażalnie szybko – z prędkością nawet 1200 kilometrów na godzinę.

A jemu jakby ciągle mało. Od 2016 roku Musk pracuje nad projektem Neuralink, którego celem jest połączenie mózgu z komputerem. I chce tego dokonać za pomocą urządzenia mniejszego niż pięciozłotowa moneta, umieszczonego bezpośrednio w czaszce. Szef Tesli i SpaceX spędza tym najpewniej sen z powiek antyszczepionkowcom i przeciwnikom sieci 5G, którzy bardzo obawiają się ingerencji w swoją prywatność – chce nas zaczipować. Ale jak? I właściwie po co?

"To taka smartopaska treningowa w twojej głowie"

Link (ang. połączenie) - bo tak nazwano czip, który rozwija Neuralink - to urządzenie wielkości 23 na 8 milimetrów, zakończone ponad tysiącem elastycznych elektrod. Przypominają one niteczki i mają grubość mikrona, czyli około 1/20 grubości ludzkiego włosa.

Link – czip Neuralinka. Jest wielkości pięciozłotowej monety, ma ponad tysiąc elastycznych elektrod
Link – czip Neuralinka. Jest wielkości pięciozłotowej monety, ma ponad tysiąc elastycznych elektrod
Źródło: Neuralink

- W dużej mierze to taka smartopaska treningowa w twojej głowie, tylko z maleńkimi kabelkami – przekonywał Musk 28 sierpnia 2020 roku podczas prezentacji czipa.

Jak czip miałby łączyć się z naszym mózgiem? Najpierw trzeba wszczepić urządzenie w czaszkę. Operacja nie mogłaby dokonać się ludzką ręką – czip jest zbyt mały, zabieg musiałby przeprowadzać specjalny robot, nad którym zresztą firma Neuralink już pracuje. Wspomniane wcześniej cieniutkie elektrody miałyby zostać połączone z pojedynczymi komórkami nerwowymi w naszej głowie, czyli neuronami.

Robot Neuralinka do przeprowadzania operacji wszczepiania czipa
Robot Neuralinka do przeprowadzania operacji wszczepiania czipa
Źródło: Neuralink.com

Neurony komunikują się ze sobą za pomocą impulsów elektrycznych. Tak – nasz mózg produkuje prąd. I to właśnie ten "prąd", ten ślad aktywności elektrycznej w naszych mózgach miałby zbierać czip od Neuralinka, a następnie przedstawiać go w formie różnych danych, na przykład na wykresie. Naukowcy, a następnie oprogramowanie maszyn czy komputerów, miałoby te dane interpretować i w ten sposób komunikować nasze głowy z odpowiednim urządzeniem – smartfonem, protezą, lodówką...

To, co rozwija Neuralink, profesjonalnie nazywa się interfejsem mózg-komputer (ang. brain-computer interface, w skrócie BCI). - Chodzi o taki układ, w którym urządzeniem sterujemy wyłącznie za pomocą fal mózgowych, a nie mięśni – tłumaczy prof. Piotr Durka z Wydziału Fizyki Uniwersytetu Warszawskiego, założyciel firmy BrainTech, pionier w dziedzinie rozwoju BCI w Polsce.

Tylko po co wszczepiać sobie taki czip? Choć "komercyjnych" powodów jest wiele – moglibyśmy sterować mobilnymi grami czy aplikacjami za pomocą myśli, w głowie pisać SMS-y czy wysyłać maile, a nawet zdalnie łączyć się z ekspresem do kawy, by ten nam ją zaparzył, jeszcze zanim wstaniemy z łóżka – to Elon Musk ma znacznie ambitniejsze cele. Czip od Neuralinka miałby pomagać w leczeniu niezliczonej liczby chorób.

aplikacja
Co moglibyśmy zrobić myślami w aplikacji Neuralinka?
Źródło: Neuralink

Jak niezliczonej, możemy przekonać się z wyliczanki, którą wizjoner przedstawił na sierpniowej konferencji: czip miałby pomagać w leczeniu depresji, lęków, bezsenności, zaburzeń pamięci, uszkodzenia mózgu, utraty wzroku i słuchu, zawałów serca, padaczki czy paraliżu. W jaki sposób miałby tego dokonać? Tego na razie nie wie nikt, łącznie z samym Muskiem. Od 2016 roku firma nie przedstawiła w zasadzie niczego, co miałoby udowadniać takie możliwości. Na razie czip potrafi tylko "zbierać dane" z mózgu.

Tylko tyle i aż tyle.

Badacze, którzy rozwijają produkt, muszą liczyć się z ogromną liczbą wyzwań. Choćby z takim, jak zapewnić trwałość metalowego urządzenia w środowisku tak mokrym jak mózg. Urządzenie musi być nie tylko wodoodporne, ale i niepodlegające korozji. A gdyby tego było mało – musi oferować połączenie przez Bluetooth oraz zapewniać nieprzerwany przepływ impulsów elektrycznych. Jedno jest jednak pewne: naukowcy z Neuralinka intensywnie pracują nad ulepszeniem czipa. Link w obecnej wersji to już starszy brat znacznie większego i bardziej inwazyjnego urządzenia – wszczepianego za uchem, którego elektrody trzeba byłoby poprowadzić w głąb czaszki. A Musk przedstawiał je zaledwie rok wcześniej.

Link – wersja z 2019 roku vs. z prezentacji w 2020 roku
Link – wersja z 2019 roku vs. z prezentacji w 2020 roku
Źródło: Neuralink

Choć do prezentacji leczenia depresji czy paraliżu za pomocą blaszki w czaszce jeszcze daleko, Elon Musk nie lubi pozostawać gołosłowny. Na oczach publiczności udowodnił: mój czip, choć na razie w bardzo podstawowym zakresie, działa.

Świnki małe trzy

Na sierpniowej konferencji, podczas której Musk przedstawiał najnowsze założenia swojego produktu, wystąpiły trzy świnie: Joyce, Dorothy oraz Gertruda.

Każdą przedstawił szef firmy. Joyce wystąpiła jako przykład "zdrowego zwierzaka bez żadnego implantu". Dorothy "miała wszyty czip Neuralinka, ale następnie go usunięto". - Jeśli masz nasz implant, a potem zdecydujesz, że już go nie chcesz lub chcesz wszczepić sobie jego nowszą wersję, to możesz go usunąć i być dalej zdrowym i szczęśliwym – zapewniał publiczność Musk. Gwiazdą spotkania była Gertruda: świnia z implantem od Neuralinka w głowie.

Przywitana gromkimi oklaskami Gertruda ochoczo węszyła po klatce wypełnionej sianem. Każdy jej ruch monitorował czip, którego wykres aktywności można było oglądać na wielkim ekranie zaraz nad wybiegiem dla świń. Za każdym razem, gdy Gertruda dotknęła czegoś swoim ryjkiem, urządzenie od Neuralinka rejestrowało tę aktywność i przedstawiało ją na wykresie. A to dowodzi, że czip "komunikuje się" z mózgiem świni, rozpoznaje dotyk i przedstawia go w postaci danych. Aby publiczności prościej było zrozumieć tę zależność, każde dotknięcie zostało dodatkowo opatrzone dźwiękiem.

gertruda
Zaczipowana świnka Gertruda. Każde jej dotknięcie pyszczkiem opatrzono dodatkowo dźwiękiem
Źródło: YT/Neuralink

Przeprowadzenie eksperymentu na świniach może okazać się przełomowe dla powodzenia projektu. Zwierzęta te nie tylko są anatomicznie i fizjologicznie podobne do człowieka, ale i ich genom w dużym stopniu pokrywa się z genomem ludzkim, co udowadnia wiele badań, m.in. te przeprowadzone kilka lat temu przez prof. Martiena Groenena z Uniwersytetu w Wageningen w Holandii. Świń, do badań i podczas operacji, używał też choćby prof. Zbigniew Religa, gdy pracował nad udoskonalaniem techniki przeszczepów serca. Również dziś świnie ratują ludzkie życia – z ich jelit wykonuje się na przykład zastawki sercowe. Takie rozwiązanie uratowało już wielu, między innymi 10-miesięcznego Miłosza z wadą serca, któremu ze względu na wiek nie można było wstawić zastawki mechanicznej. Łódzcy lekarze zdecydowali się więc na świńską i już dziewięć miesięcy po udanej operacji chwalili się swoim sukcesem.

Udany, w ocenie Muska, test na świniach, tylko zaostrzył jego apetyt. Po prezentacji czipa na Gertrudzie publiczność mogła zadawać szefowi firmy pytania. Na przykład o to, czy w przyszłości będzie można "zapisywać i odtwarzać wspomnienia". Musk bez większego wahania odpowiedział twierdząco.

- Wiem, że to brzmi coraz bardziej jak odcinek "Black Mirror" (serialu przedstawiającego zagrożenia, które niesie za sobą rozwój technologii – przyp. red.) (...), ale jeśli mamy do czynienia z interfejsem neuronowym, to wszystko, co jest zapisane w jego pamięci, można potencjalnie zapisać i trzymać jako kopię zapasową – argumentował Musk. - Ostatecznie możliwe może być nawet skopiowanie tych danych do nowego ciała czy robota – przekonywał szef projektu.

- Przyszłość będzie dziwna – podsumował swoją wypowiedź.

Wielkie marzenie, które napędza biznes

O powodzenie tych planów zapytałam polskich badaczy.

- Elon Musk chce dotrzeć do naszych wspomnień, myśli. Jestem sceptyczny co do tego, czy to jest w ogóle możliwe. Na razie nic na to nie wskazuje. To wielkie marzenie, które na pewno napędza ten biznes – ocenia prof. dr hab. Dariusz Jemielniak z Akademii Leona Koźmińskiego, współpracownik wydziału Berkman-Klein Center for Internet and Society na Uniwersytecie Harvarda. - Musk radykalnie przeszacowuje swoje wizje. Na przykład obiecywał, że już w tym roku na amerykańskich drogach pojawią się samobieżne samochody Tesli. A zaledwie parę miesięcy temu, we wrześniu, oprogramowanie Tesli zaczęło dopiero rozpoznawać znaki ograniczenia prędkości – dodaje.

Podobną opinię wyraża profesor Piotr Durka z Wydziału Fizyki Uniwersytetu Warszawskiego: - Czip od Neuralinka to nic wielce przełomowego. Bardziej przełomowym wydaje mi się rozpowszechnianie samochodów elektrycznych. I dodaje: - Dziś za pomocą interfejsów mózg-komputer możemy robić wiele rzeczy, ale do rzeczywistości z "Matriksa" nam daleko. Można skupiać wzrok na migających kropkach. Możemy wyobrażać sobie ruch ręką czy nogą, może poruszyć protezą. Można też już pisać za pomocą myśli, ale zaledwie kilka liter na minutę. To już potrafimy robić za pomocą innych rozwiązań niż to proponowane przez Neuralinka. Zamiast czipa w czaszce proponuję czepek, który zbiera aktywność elektryczną mózgu z powierzchni głowy. Takie rozwiązania rozwijamy także w Polsce.

Psy Becka i wykres Bergera

Choć interfejs-mózg komputer, który w postaci czipa rozwija Neuralink, może brzmieć jak fantazja rodem z filmów science fiction, nie jest to wcale taka nowość – badania, które otworzyły drogę do rozwoju takich układów przeprowadzono już w 1924 roku. To wtedy Hans Berger, niemiecki neurolog i psychiatra zarejestrował aktywność ludzkiego mózgu za pomocą urządzenia, które nazwał elektroencefalografem (EEG). Urządzenie to zbiera aktywność elektryczną z organu i przedstawia ją w postaci wykresu, którego interpretacja do dziś pełni ważną funkcję w diagnostyce wielu chorób, m.in. padaczki czy zaburzeń snu. Jeszcze wcześniej, bo w roku 1890, polski naukowiec Adolf Beck opublikował badania na temat spontanicznej aktywności mózgu u psów, przyczyniając się tym samym do sukcesu Bergera i rozwoju elektroencefalografii.

Pierwszy zapis sygnału EEG człowieka, sporządzony w 1929 roku przez Hansa Bergera
Pierwszy zapis sygnału EEG człowieka, sporządzony w 1929 roku przez Hansa Bergera
Źródło: domena publiczna

W mózgu "coś" dzieje się przez cały czas, dlatego wykres EEG nie jest prostą linią. Z tych pozornie niezrozumiałych dla laika "wzorków" da się jednak sporo wyczytać – badacze zauważyli, że określone ruchy czy czynności, np. ruch gałki ocznej, bardzo silnie odznaczają się na wykresie. By łatwiej to sobie wyobrazić, wystarczy spojrzeć na poniższe zdjęcie z badania przeprowadzonego przez firmę BrainTech. Prawa strona zdjęcia obrazuje mruganie, lewa zaś bierną postawę pacjentki.

Prawa strona zdjęcia obrazuje mruganie, lewa zaś bierną postawę pacjentki
Prawa strona zdjęcia obrazuje mruganie, lewa zaś bierną postawę pacjentki
Źródło: BrainTech

- Od razu możemy wytłumaczyć też, że to, co odczytujemy, to nie jest zapis myśli, tylko średnie pole elektryczne. To, co pokazuje wykres, to raczej świadome wybory dokonywane w umyśle lub też stany koncentracji uwagi, nie kolorowe obrazy. A to, co możemy odczytać za pomocą EEG, którego zapis przedstawiamy za pomocą wykresu, następnie podlega interpretacji. I to właśnie ta interpretacja może dać nam odpowiedzi na różne pytania – wyjaśnia prof. Durka.

- Czym zatem czepek do pomiaru EEG różni się od czipa Elona Muska? Czy to nie jest ta sama technologia? – dopytuję. - Właśnie dlatego mówiłem, że to, nad czym pracuje Neuralink, nie jest specjalnie przełomowe – odpowiada prof. Durka. - Czip Muska zbiera ślad aktywności elektrycznej mózgu, podobnie jak czepki do badania EEG. Znacząca różnica jest jednak w sposobie badania: elektroencefalogram to badanie nieinwazyjne, a urządzenie Neuralink trzeba umieścić bezpośrednio na korze mózgowej. Takie rozwiązanie nazywamy elektrokortykografią – wyjaśnia.

Neuralink broni jednak swojego pomysłu. "Wyobraźcie sobie, że próbujecie oglądać wydarzenie sportowe przez głośnik umieszczony na zewnątrz stadionu" – czytamy na stronie projektu. "Rozróżnicie zapewne, czy na boisku dzieje się coś dobrego, czy złego, ale nie będziecie w stanie stwierdzić, która drużyna strzeliła gola. Techniki takie jak EEG, zbierają zsumowaną aktywność neuronów, co sprawia, że wyniki, które dają, mogą być niedokładne" – wyjaśniają autorzy czipa i zapewniają, że aby zbierać informacje z pojedynczych neuronów, bez zakłóceń, urządzenie trzeba w mózgu umieścić.

Mamy czepek, jasne. Ale po coś jednak Musk to rozwija, również komercyjnie. - Po co? – dopytuję prof. Durkę. Pytam o płatność za zakupy ludzką dłonią, o sterowanie smartfonem przez nasze myśli, z małym mobilnym czipem w głowie zamiast wielkiego hełmu z elektrodami. Tylko po co do płatności czip Elona Muska? - W karcie kredytowej już teraz jest opcja płacenia zbliżeniowego. Może sobie pani wszczepić ten czip z karty pod skórę i płacić – śmieje się badacz. - Płacić można po prostu łatwiej smartfonem, bez dziury w głowie – zauważa. I wyjaśnia: - To, co robi Neuralink, odstaje od obietnic jego szefa i tego, co de facto urządzenie potrafi. Ale to, że Musk je rozwija, jest samo w sobie bardzo dobre, bo wspomaga dalszy rozwój neuronauki i interfejsów mózg-komputer.

A rozwijanie tych interfejsów daje ogromne szanse. Szczególnie dla tych, którzy mogą liczyć głównie (lub jedynie) na siłę swojego umysłu – od osób chorych na ALS (stwardnienie zanikowe boczne), przez paraplegików (osoby z porażonymi obiema kończynami dolnymi lub górnymi – przyp. red.), po osoby w śpiączce lub "zespole zamknięcia", czyli stadium, w którym pacjent jest w pełni przytomny i świadomy, ale nie jest w stanie się poruszać się z powodu całkowitego paraliżu niemalże wszystkich swoich mięśni. - Możemy porównać taki stan do piekła na Ziemi. Mózg pracuje, pamięta, z kim mieliśmy się spotkać, kogo przeprosić, ale realizacja tego celu jest już niemożliwa. Nie można nawet powiedzieć, że ma się już dość, choć to nie tak, że każdy pacjent w takim stanie ma ochotę zakończyć swoje życie – wyjaśnia prof. Durka, który w ramach działalności swojej firmy rozwijającej BCI pracuje również z Kliniką Budzik.

Interfejsy mózg-komputer to zatem nadzieja na komunikację z chorymi, z którymi dziś nie ma już kontaktu. Na płynne poruszanie protezami u niepełnosprawnych. Na ruch sparaliżowanym ciałem za pomocą myśli i oprogramowania.

Pierwszy ludzki cyborg

Jak wielką szansę na stosunkowo normalne życie daje rozwój interfejsów mózg-komputer, pokazuje przypadek doktora Petera Scotta-Morgana, który podobnie jak profesor Stephen Hawking cierpi na stwardnienie zanikowe boczne.

W 2017 roku amerykański naukowiec i autor książek usłyszał diagnozę-wyrok: zostało mu może dwa lata życia i to z postępującą, wyniszczającą chorobą. ALS to nieuleczalna choroba neurodegeneracyjna, która prowadzi do niszczenia komórek rdzenia kręgowego, pnia i kory mózgu, prowadząca do utraty kontroli nad mięśniami. Scott-Morgan mógł się załamać, ale zamiast tego postanowił działać: został pierwszym "ludzkim cyborgiem", jak sam lubi się określać.

Doktor Peter Scott-Morgan
Doktor Peter Scott-Morgan
Źródło: twitter.com/DrScottMorgan

- Życie właśnie stało się ekscytujące – rozpoczyna swojego vloga naukowiec, w którym ogłosił swoje plany na przyszłość. - Nie mam zamiaru po prostu przeżyć: mam zamiar żyć pełnią życia! – zapewnia z uśmiechem oglądających.

I swój plan realizuje: poddał się już wielu operacjom, które poprawią jakość jego życia w przyszłości. To między innymi zabieg wszycia stomii, która pozwoli mu chodzić do toalety z godnością. Kolejnym zabiegiem była laryngektomia, czyli operacja usunięcia krtani, która uchroni go m.in. przed chorowaniem na zapalenie płuc. Zabieg wiąże się z nieodwracalną utratą mowy, ale badacz i tak straciłby głos wskutek choroby.

Doktor zrobił to jednak zupełnie świadomie. Zanim poddał się operacji, swoją tożsamość – twarz, głos i wygląd, przeniósł do internetu. Tak powstał Peter 2.0.

Peter 2.0. to doktor Scott-Morgan, tylko zdigitalizowany. To awatar stworzony na jego podobieństwo, który przemawia głosem upodobnionym do głosu naukowca. Aby nie brzmieć zbyt komputerowo, przed operacją badacz nagrał około 20 tysięcy wypowiadanych przez siebie słów. Scott-Morgan może kierować swoim internetowym wizerunkiem za pomocą wzroku i specjalnego oprogramowania, które z ruchu gałek ocznych odczytuje to, co badacz chce powiedzieć. I to w czasie rzeczywistym: doktor może dalej porozumiewać się ze światem mimo usunięcia krtani i postępującej choroby. Gdy zawiedzie wzrok, naukowiec może liczyć na oprogramowanie, które będzie czytało jego intencje prosto z umysłu. A to dopiero początek: naukowiec liczy na dalszy rozwój interfejsów mózg-komputer, który umożliwi mu choćby częściowy powrót do sprawności.

W sierpniu 2020 roku brytyjski Channel 4 wyemitował film, który dokumentuje całą przemianę doktora Scotta-Morgana w Petera 2.0. Dziś badacz udziela się głównie w mediach społecznościowych i prowadzi fundację, która ma pomagać innym chorym w przenoszeniu się do świata digitalu. Wraz ze swoim mężem mieszka w nadmorskim mieście Torquay w Wielkiej Brytanii. - Zmieniamy pojęcie tego, co to znaczy być człowiekiem – obiecuje Peter 2.0.

"Już jesteście cyborgami"

Doktor Scott-Morgan dobrowolnie poddał się operacji, która pozbawiła go głosu. Z własnej woli przenosi też część siebie do sieci, jest otwarty na nowe rozwiązania, które może oferować rozwój interfejsów mózg-komputer. Ale czy młodzi, zdrowi, bez niepełnosprawności, będą chcieli wszczepiać sobie w głowę czipy, by zdalnie odpisywać na maile w pracy i myślami parzyć kawę?

- Myślę, że wszczepianie czipów to będzie coś bardzo kontrowersyjnego. Ludzie nie lubią ingerencji w swoje ciało. I to właśnie z tego powodu nie przewiduję, żeby to była jakaś wielce powszechna technologia, nawet w przyszłości – odpowiada prof. Jemielniak. - Warto się jednak zastanowić, czy to jest taka wielka różnica, czy ja mam teraz na ręku zegarek, który mnie monitoruje, czy że będę miał wszczepiony implant? – dodaje.

Różnica może być znacząca: przez zegarek raczej trudno kogoś zhakować. A wyobrażam sobie, że z blaszką w głowie, którą będziemy kontrolować nasz telefon przez Bluetooth, już tak.

"Bluetooth jest uważany za bezpieczny protokół (połączenie – przyp. red.) ze względu na swój system bezpośredniego parowania się z urządzeniem i krótki zasięg sygnału. Istnieją jednak trojany (złośliwe oprogramowanie komputerowe – przyp. red.), które mogą być rozprzestrzeniane przez Bluetooth i wykorzystywane do kradzieży danych z urządzeń z systemem Android. Sugeruje to potencjalne ryzyko, że Neuralink jest podatny na złośliwe oprogramowanie" – napisał na portalu CSO, zajmującym się bezpieczeństwem w sieci, Sam Bocetta, były analityk ds. bezpieczeństwa Departamentu Obrony USA z ponad 30-letnim doświadczeniem w cyberobronie amerykańskiej marynarki wojennej.

"Podobnie jak w przypadku każdej nowej technologii Neuralink z pewnością napotka zagrożenia dla swojego bezpieczeństwa, a hakerzy będą szukać sposobów na złamanie ich technologii" – podsumowuje swój esej Bocetta.

- Ataki się zdarzają i na pewno będą wyzwaniem dla Neuralinka, ale jakoś poradziliśmy sobie z zabezpieczeniem kart kredytowych czy telefonów – uspokaja prof. Jemielniak. - Warto dbać o swoje dane i już teraz interesować się, kto ma do nich dostęp, zwłaszcza w mediach społecznościowych. A jeśli już tak bardzo boimy się hakowania czipów, to przypominam, że jeszcze 10, 20 lat temu rozruszniki serca nie miały żadnej ochrony przed cyberatakami. Wnuczek mógł przyjść i - trywialnie mówiąc - "wyłączyć babcię” – zwraca uwagę badacz.

I choć zagrożeń jest wiele, prof. Jemielniak wymienia jednocześnie szereg korzyści, które niosłaby za sobą "digitalizacja" człowieka. - Udostępnianie pewnych informacji, które można byłoby z takiego implantu ściągnąć, oczywiście za naszą zgodą, mogłoby potencjalnie ratować życie. Moglibyśmy zidentyfikować nieprzytomnego na ulicy, odczytując dane z implantu w jego głowie. Czipy mogłyby monitorować stan naszego zdrowia, choćby poziom nasycenia tlenem krwi – wyjaśnia.

I zwraca uwagę: - Prawda jest taka, że i tak nie rozstajemy się już z telefonami.

Podobnego zdania jest zresztą sam Elon Musk, który już w 2016 roku powiedział jasno: wy już jesteście cyborgami. - Mamy digitalowe wersje siebie. Tę, kiedy odpisujesz na maile, taką, gdy jesteś w swoich mediach społecznościowych. Już mamy te "supermoce" – przekonywał szef Tesli. - Macie dziś więcej możliwości niż prezydent Stanów Zjednoczonych 20 lat temu. Możecie odpowiedzieć na każde pytanie, zadzwonić do każdego na konferencji wideo, wysyłać wiadomości do milionów osób. Robić te wszystkie niezwykłe rzeczy – podsumował.

- Ludzie mają paniczne wyobrażenia na temat czipów, a zupełnie nie interesuje ich technologia, która już istnieje. Zawsze będą tworzyć się "enklawy amiszów", którzy będą odrzucali pewne rozwiązania, ale postęp technologiczny będzie szedł do przodu, o ile nie zatrzyma go jakiś wielki kataklizm czy wojna. Nie spodziewałbym się, aby ludzkość odrzucała postęp jako taki – dodaje prof. Jemielniak.

Człowiek 2077

Jemielniak w miejsce czipów proponuje inne rozwiązania: urządzenia poszerzające rzeczywistość, ale zdejmowane, niewymagające ingerencji w ciało, np. smartokulary czy smartsoczewki. Ale tak jak media społecznościowe nie niosą za sobą tylko pozytywów, tak i smartrozwiązania nie byłyby obojętne dla kształtowania się relacji ludzi w społeczeństwie.

- Jeśli takie urządzenia na przykład rozpoznawałyby i identyfikowały twarze przechodniów na ulicy, to musimy się zastanowić nad tym, czy chcemy udostępniać o sobie takie dane. I komu. A jeśli tak, to zauważmy, jak kolosalne zmiany by to za sobą niosło, chociażby w aspekcie dobierania się w pary. Już dziś większość młodych Amerykanów i Amerykanek poznaje partnera za pomocą internetu, a to całkowicie zmienia styl prezentacji siebie. Zmienia to, jacy ludzie się dobierają. Zmienia sposób, w jaki funkcjonują związki, jak tacy rodzice będą wychowywali swoje dzieci. Ta zmiana już trwa i będzie postępować – wyjaśnia.

Przed tymi zmianami od kilkudziesięciu lat przestrzegają twórcy filmów, gier i książek szeroko rozumianego gatunku science fiction. Od znanego wszystkim "Matriksa", przez słynny serial "Black Mirror", po głośną ostatnio premierę gry Cyberpunk 2077, wszystkie te serie zawierają w sobie ostrzeżenie przed dystopijną wizją przyszłości. A może twórcy wystarczająco nas postraszyli? Może nie będziemy wcale chcieli posuwać się tak daleko? I czy życie w takim "matriksie", z ludzkością w jedności z komputerami, jest w ogóle możliwe, nawet w przyszłości?

Cyberpunkowa wizja brutalnego świata z kablem do podłączenia się do komputera w nadgarstku chyba nam nie grozi. W powodzenie rozwoju tak zaawansowanych technologii powątpiewają badacze. - Jeżeli mamy sobie wyobrazić totalne zanurzenie w matriksie, to to już jest sensorium Lema. Musielibyśmy podłączyć z komputerem wszystkie "wejścia i wyjścia", czyli każdy neuron, a to jest niemożliwe. Nie ma co do tego najmniejszych wątpliwości. Nie ma technologicznych możliwości, aby przenieść mózg do cyberspace'u w takim wymiarze – tłumaczy prof. Durka.

- Neuralink będzie miało znacznie większe wyzwania z tworzeniem interfejsów mózg-komputer niż SpaceX z wysłaniem ludzi na Marsa – mówi prof. Jemielniak. – W przypadku lotu na obcą planetę przynajmniej mniej więcej wiemy, jakie czekają nas wyzwania. A w przypadku przenoszenia się do "matriksa" nie tylko mamy przed sobą wiele barier, my nawet nie wiemy, jakie mogą one być. To jest wszystko na etapie marzeń – wyjaśnia.

- Jeśli nic nie pójdzie źle, to spodziewam się jeszcze za swojego życia zobaczyć ludzi na Marsie. Ale przeniesienie się do interfejsu cyfrowego wydaje mi się znacznie bardziej odległe. Wątpię, żeby nawet moje wnuki czy prawnuki tego dożyły – podsumowuje prof. Jemielniak.

Choć obiecuje wiele, na symbiozę mózgu z komputerem będziemy musieli jeszcze poczekać.

O ile kiedykolwiek jej doczekamy.

Czytaj także: