Kilka godzin po wybuchu bomby w centrum Mińska na miejscu eksplozji znaleziono drugi ładunek wybuchowy. Pierwszy eksplodując ranił ponad 50 osób. Bomba wybuchła podczas koncertu z okazji rocznicy niepodległości. Na widowni był prezydent Białorusi Aleksandr Łukaszenka.
- To ułatwi nam śledztwo w sprawie eksplozji w Mińsku - powiedział szef MSW Uładzimir Naumau po znalezieniu drugiej bomby, która na szczęście nie wybuchła.
Jeden domowej roboty ładunek wybuchowy eksplodował jednak wkrótce po północy w piątek przy pomniku upamiętniającym bohaterów II wojny światowej. - Usłyszałem głośny wybuch i zobaczyłem czarny dym - mówi 28-letni Siergiej. - Ludzie zaczęli krzyczeć, uciekać. Koncertu, na którym był Łukaszenka, mimo to nie przerwano.
Prezydent na chciał przeszkadzać
Rzecznik Aleksandra Łukaszenki powiedział, że prezydent w ciągu kilku minut znalazł się na miejscu wybuchu. - Nie został tam długo, żeby nie przeszkadzać w pracy służbom ratunkowym - oznajmił Pawał Liohki.
Zaprzeczył też, że była to próba zamachu na prezydenta.
Chuligański wybryk?
Do tej pory nieznana jest przyczyna wybuchu. - Najprawdopodobniej są to wybryki chuliganów - mówił na gorąco jeden z milicjantów. Rzecznik stołecznej milicji potwierdził tę wersję, dodając, że wszczęto śledztwo z artykułu "chuligański wybryk".
W sumie do szpitali przewieziono ponad 20 osób, głównie z obrażeniami nóg.
tk, mtom, jak/tr
Źródło: PAP, TVN24, Reuters, Tygodnik Powszechny, tvn24.pl