Eksperci: Rosja za słaba na pełną wojnę, ale wykorzystuje konflikty

Manewry Zapad-2017 odbędą się we wrześniu (materiał z 29.08.17)mil.ru

Rosja chce mieć pod kontrolą kraje, które uważa za należące do jej strefy wpływów, jej siły zbrojne mają jednak ograniczone zdolności i na razie nie jest ona w stanie prowadzić konfliktu na pełną skalę – ocenili w poniedziałek eksperci podczas debaty w PE.

Debata, tak zwane wysłuchanie publiczne, poświęcona sytuacji bezpieczeństwa w byłej strefie wpływów ZSRR, zwłaszcza na Ukrainie i Białorusi, odbyła się w podkomisji bezpieczeństwa i obrony Parlamentu Europejskiego. Zbiegła się w czasie z zaplanowanymi na połowę września manewrami rosyjsko-białoruskimi Zapad-2017.

Dyskusja o ćwiczeniach Zapad-2017

- Te ćwiczenia najprawdopodobniej będą najbardziej złożone, jeśli chodzi o liczbę biorących w nich żołnierzy – mówiła podczas spotkania szefowa podkomisji bezpieczeństwa i obronny, europosłanka PiS Anna Fotyga. Zwracała uwagę na problemy z monitorowaniem tych ćwiczeń. - Z tego powodu społeczność międzynarodowa traktuje je jako bardzo niepokojące i niebezpieczne – oceniła. Odpowiadający w unijnej dyplomacji za Europę i Azję Centralną Luc Devigne podkreślał, że każdy kraj ma prawo podejmować ćwiczenia, razem ze swoimi sojusznikami, jeśli dzieje się to w przewidywalny i przejrzysty sposób i w zgodzie z międzynarodowymi porozumieniami. Devigne zwracał uwagę, że upadek ZSRR postawił nowe wyzwania na wschodzie Europy, a nieprzestrzeganie porządku bezpieczeństwa, czego przykładem była agresja na Ukrainie, pogłębiło te problemy. - To wyzwanie dla UE i naszego regionu – ocenił. Przypomniał, że UE wspiera dialog dotyczący Ukrainy, Mołdawii, Gruzji, Armenii i Azerbejdżanu mając na celu wypracowanie pokojowych rozwiązań. Przedstawiciel unijnej dyplomacji podkreślał, ze nielegalna aneksja Krymu, łamanie międzynarodowego prawa i destabilizacja wschodniej Ukrainy przyniosły wyzwania dla porządku bezpieczeństwa w Europie. - Uważamy, że te działania łamią prawa każdego z krajów, do prowadzenia suwerennej polityki. Mimo wszystko chcemy rozwijać nasze relacje z Rosją. Angażujemy się w wybrane kwestie, które są w interesie UE. Nasze stanowisko mówi jednak o tym, że jakiekolwiek fundamentalne zmiany wobec Rosji zależą od wypełniania porozumień mińskich – zaznaczył Devigne.

Problem z "politycznym Zachodem"

James Sherr z brytyjskiego Chatham House wskazywał, że przedstawiciele władz rosyjskich nie mają problemu z czymś, co można określić jako "historyczny Zachód", natomiast mają problem z "politycznym Zachodem", czyli państwami, które nie chcą się na nią orientować, choć według Kremla powinny stanowić ich strefę wpływów. - UE może uważać, że rozszerzanie się liberalnej demokracji, rynkowych gospodarek, praworządności i bliższych więzi z Europą, leży w interesie wszystkich. Ale obecnie rządzący w Rosji uważają inaczej. Wątpię czy jakikolwiek dialog może zmienić ich zdanie – przekonywał ekspert. Jego zdaniem nie ma już powrotu do "romantycznej Rosji" wczesnych lat 90. bo Moskwa przemyślała swoje interesy i teraz, nawet gdyby na Kremlu nie rządziłby już Władimir Putin, w istocie niewiele by się zmieniło. Sherr zwrócił uwagę, że Unia Europejska jest znaczącym aktorem geopolitycznym, niezależnie od tego, czy się za takiego uważa, czy nie. - Musimy bardzo poważnie zastanowić się jakie są nasze cele, jakie środki mamy do dyspozycji i co powinniśmy zrobić i czego nie powinniśmy robić – wskazał analityk. Profesor katolickiego uniwersytetu Petera Pazamany w Badapeszcie Andras Racz podkreślał ciągłe sukcesy sił militarnych Rosji od 2008 r., czyli wojny w Gruzji, w osiąganiu celów politycznych, przynajmniej z punktu widzenia Moskwy. Zauważył przy tym, że Rosja nie ma jeszcze zdolności militarnych, by prowadzić wojnę na pełną skalę. - Jest ponad 600 systemów rosyjskiej broni, które są zależne od części z Zachodu. W wielu obszarach oni są zależni od naszej technologii – wskazywał. Dodał przy tym, że poza problemem z dostępnością technologii, zdolnościom bojowym Rosji zaszkodziła niska cena ropy, od której w dużym stopniu zależą wpływy do rosyjskiego budżetu. Racz zwrócił przy tym uwagę na siłę armii ukraińskiej, w której jest obecnie 200 tys. żołnierzy. - Ukraińcy maja doświadczenie i są w stanie walczyć. Ostatnia duża próba zmiany linii frontu wydarzyła się w 2014 r. – wskazywał profesor. Zastrzegł, że nie można odwracać oczu od problemów, jakie ma ta armia, jak np. wyższe straty niezwiązane z konfliktem w Donbasie, niż z linii frontu. Anna Maria Dyner z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych podkreślała, że Rosja chce mieć pod kontrolą te kraje, które postrzega jako należące do jej strefy wpływów. Zauważyła, że aneksja Krymu i wojna na wschodzie Ukrainy wpłynęła na postrzeganie swojego bezpieczeństwa przez Białoruś. - W poprzednich latach Alaksandr Łukaszenka skupiał się na służbach specjalnych, KGB i innych, a nie na armii. Teraz to się zmieniło. Co więcej w minionym roku Białoruś przyjęła nową, trzecią w historii doktrynę militarną w odpowiedzi na zmieniająca się sytuację polityczną i militarną – podkreśliła. Dyner zwróciła uwagę, że w ostatnich 25 latach siły zbrojne Białorusi zmalały niemal czterokrotnie do 46 tys. żołnierzy. Zauważyła, że władze białoruskie obawiają się z jednej strony NATO, ale z drugiej - Rosji. Dodała przy tym, że sama armia jest bardziej lojalna wobec Moskwy niż wobec Mińska – większość wyższej kadry została wyszkolona w Rosji. - Możemy powiedzieć, że Rosja ma Białoruś pod swoją kontrolą – skonkludowała ekspertka PISM.

Autor: mart/sk / Źródło: PAP

Źródło zdjęcia głównego: mil.ru