Kobiece i męskie. Młodsze i starsze. Szczupłe i grube. Jędrne i obwisłe. Z cellulitem, rozstępami. Całe w tatuażach i bez nich. W tym formacie telewizyjnym jest miejsce dla każdego ciała. Ma być demokratycznie i różnorodnie. Tak jak w życiu. A nie tak jak w mediach społecznościowych, w reklamach albo na rozkładówkach kolorowych magazynów. Bo w "Ultra Strips Down" nie chodzi o perfekcję, ale o rzeczywistość.
- Tak wyglądają normalne ciała – mówi gospodarz programu Jannik Schow, zwracając się do publiczności. Na widowni siedzą uczniowie szkół ponadpodstawowych. I przed ekranami komputerów, bo program "Ultra Strips Down" (Całkowicie rozebrani) emitowany jest na platformie streamingowej duńskiej telewizji publicznej. Adresowany jest do dzieci w wieku 11-13 lat.
- Pamiętajcie, że nie możecie nic zrobić źle. Nie ma złych pytań – zachęca prowadzący program dzieciaki siedzące w studiu telewizyjnym.
Coś, co w innych krajach mogłoby wywołać kontrowersje, tu jest na porządku dziennym. Dania zaskakuje szczerością i otwartością w podejściu do tematów związanych z ciałem i intymnością. Tu nikogo nie dziwią tzw. sex weeki (tygodniowe zajęcia z edukacji seksualnej w duńskich szkołach podstawowych), bajki o mężczyźnie z długim penisem, który używa go jak trzeciej ręki, czy gra memory ze zdjęciami kobiecych genitaliów.
Czy taki kraj, z takim podejściem, ma jeszcze jakąś lekcję do odrobienia? Ma. I to nie jedną, jak mówią mi aktywistki feministyczne. Jedna stwierdziła wręcz, że edukacja seksualna w Danii jest nadal bardzo… tradycyjna. Co się dzieje, a co jeszcze Duńczycy muszą nadrobić?
Ciało z misją
"90 procent ciał, które widzimy w mediach społecznościowych, są perfekcyjne. Ale tak nie wygląda 90 procent ludzi. Mamy nadwagę, włosy, pryszcze. Chcemy pokazać, że to jest w porządku" – tłumaczył w rozmowie z dziennikiem "New York Times" Jannik Schow. Bo w duńskim programie chodzi przede wszystkim o promocję normalności i cielesnej różnorodności. O demitologizację sztucznie wykreowanego przez media obrazu idealnej sylwetki. O pozytywny odbiór siebie samego i zbudowanie poczucia akceptacji własnego ciała. I zrozumienia zachodzących w nim zmian, tak nieodzownych w procesach dorastania i dojrzewania. Innymi słowy – chodzi o propagowanie coraz popularniejszej idei ciałopozytywności (and. body-positive) i walkę z body-shamingiem (krytykowaniem i wyśmiewaniem cudzego wyglądu).
W rozmowie ze mną, w podobnym tonie wypowiada się dyrektor telewizji DR Ultra Morten Skov Hansen: - Mamy nadzieję, że program skłoni dzieci do spojrzenia na własne ciało w świetle innym niż dotychczas. I zapewni o wiele bardziej zdywersyfikowany obraz naturalnego ludzkiego ciała niż ten, który zazwyczaj widzą w social mediach. Postrzeganie własnego ciała to bardzo ważny temat, który zajmuje dużo miejsca w życiu młodych ludzi. Dlatego, jako medium publiczne, dostrzegamy tu swoją misję. Chcemy pomóc dzieciom w znalezieniu tego, o co tak trudno w naszej dzisiejszej kulturze doskonałości.
W "Ultra Strips Down" próżno tej doskonałości szukać. Jest za to cellulit. Są nadprogramowe kilogramy, obwisłe piersi i wystające brzuchy. Ale i kościste żebra. Są kobiety bez wydepilowanego owłosienia łonowego. Jest pan z protezą nogi i pani po mastektomii. Osoby prezentujące swoje ciała różni niemal wszystko – płeć, wzrost, waga i kolor skóry. Bo "Ultra Strips Down" nikogo nie wyklucza, nie ocenia, ani nie osądza. Tak wyglądają normalne ciała. A jak normalne ciała, to i normalni ludzie. Nie modele, nie aktorzy, ale po prostu ochotnicy, którzy zgłosili się do programu. Zanim znaleźli się na scenie, przeszli serię castingów i pokonali w nich te wszystkie ciała jak z Photoshopa.
Dlaczego tak ważne jest, by ruch body-positive zagościł w mediach głównego nurtu i by ciałopozytywność była propagowana również wśród dzieci? - Młodzi ludzie coraz częściej borykają się z niską samooceną. Zauważyliśmy na przykład, że w Danii dzieci nie czują się komfortowo, korzystając ze wspólnej przebieralni czy pryszniców po zajęciach aktywności fizycznej. Bo wstydzą się swoich ciał – tłumaczy Morten Skov Hansen. A dzięki "Ultra Strips Down" mogą spojrzeć na siebie łaskawszym okiem.
Ciało na zdrowie
- Ile miałaś lat, gdy zaczęły ci rosnąć włosy łonowe? Czy rozważasz usunięcie tatuaży? Czy jesteś zadowolony ze swoich miejsc intymnych? – to tylko niektóre pytania zadawane przez dzieci w czasie programu. - Kiedyś martwił mnie rozmiar mojego członka – szczerze odpowiada jeden z uczestników show. - Nigdy nie miałem żadnych negatywnych odczuć związanych z miejscami intymnymi – mówi inny.
Dzieci słuchają i potakują.
– Założeniem "Ultra Strips Down" było stworzenie bezpiecznej przestrzeni, w której uczestnicy mogą otwarcie rozmawiać o relacji z własnym ciałem, a dzieci mają możliwość zadawania wszystkich pytań, na jakie chciałyby uzyskać odpowiedź – wyjaśnia Morten Skov Hansen.
To założenie jednak nie wszystkim przypadło do gustu. Peter Skaarup - czołowy polityk konserwatywnej Duńskiej Partii Ludowej - stwierdził, że "Ultra Strips Down" deprawuje dzieci. "To zdecydowanie za wcześnie na naukę o męskich i żeńskich genitaliach" – oznajmił w wywiadzie dla tabloidu B.T. Przekonywał, że młodzi ludzie powinni poznawać swoje ciała na późniejszym etapie dojrzewania. I to najlepiej w szkole lub w domu, a nie z telewizji, która dostarcza tych informacji w wulgarny sposób.
Zdaniem szefostwa duńskiej telewizji publicznej, zarzuty stawiane przez Skaarupa są całkowicie chybione. - Część ludzi myśli sobie: O mój Boże, oni pokazują nagość dzieciom. Ale nagość sama w sobie nie ma jeszcze nic wspólnego z seksem – mówi gospodarz programu Jannik Schow.
- Z informacji, które otrzymujemy od rodziców i nauczycieli dzieci, które uczestniczyły w naszych programach wynika, że "Ultra Strips Down" pomaga młodym ludziom spojrzeć na swoje ciało w nowy i zdrowszy sposób – dodaje dyrektor DR Ultra Morten Skov Hansen.
"Ultra Strips Down" odniósł w Danii duży sukces. W 2019 roku zdobył nagrodę dla najlepszego programu dla dzieci na miejscowym festiwalu telewizyjnym. Po pozytywnym przyjęciu pierwszego sezonu stacja DR Ultra zdecydowała się na realizację kolejnego.
Poznajcie Człowieka-Penisa
Innym programem, również emitowanym przez duńskiego nadawcę publicznego, jest "John Dillermand". Produkcja miała swoją premierę w styczniu 2021 roku na kanale DR Ramasjang i od początku cieszy się dużą oglądalnością. W ciągu zaledwie miesiąca pierwszy odcinek obejrzało w sumie (w telewizji i w Internecie) aż 600 tys. widzów. Komediowa animacja dedykowana jest dzieciom w wieku od 4 do 8 lat. Bajka opowiada historię Johna Dillermanda – posiadacza najdłuższego penisa na świecie. Już sam tytuł programu sugeruje, z jakim bohaterem mamy styczność. Dillermand w języku duńskim oznacza dosłownie człowiek-penis. Mężczyzna używa swojego chwytnego przyrodzenia jako narzędzia m.in. do oswajania lwów, latania niczym helikopter czy wślizgiwania się do cudzych domów. Jak można się dowiedzieć z towarzyszącej bajce piosenki, penis działa samoczynnie, niezależnie od woli Johna, co niejednokrotnie wpędza tytułowego bohatera w tarapaty. A to o latarnię zahaczy, a to przypadkiem coś ukradnie, a to innym razem przyczepi się do baloników i wzniesie z nimi w powietrze.
Ten brak kontroli nad własnym przyrodzeniem wywołał lawinę krytyki ze strony środowisk… feministycznych. Duńska pisarka i aktywistka Anne Lise Marstrand-Jorgensen uznała bajkę za bezmyślną, gdyż po raz kolejny pokazuje "dominację penisów". "Czy naprawdę to jest wiadomość, jaką chcemy przekazać dzieciom w trakcie fali #MeToo?" – napisała w mediach społecznościowych. W podobnym tonie o filmiku wypowiedział się Christian Groes – profesor studiów genderowych z Uniwersytetu w Roskilde. Groes skrytykował serial za "utrwalanie tradycyjnego profilu patriarchalnego społeczeństwa i usprawiedliwianie wielu niewłaściwych zachowań mężczyzn". - Głupie w czasach #MeToo jest podejście, że przyrodzenie Johna ma własną wolę i jest winne problemów bohatera – stwierdził Groes.
Program wywołał również kontrowersje wśród niektórych rodziców, którzy zarzucili pomysłodawcom serialu "normalizowanie kultury gwałtu i narażanie dzieci na ataki pedofilów". Pornograficzny, perwersyjny, nieodpowiedni dla małych widzów – to tylko niektóre z określeń, jakie pojawiały się w mediach społecznościowych.
Twórcy "Johna Dillermanda" podkreślają, że bajka nie ma nic wspólnego z seksem i że chodziło bardziej o zaspokojenie dziecięcej ciekawości dotyczącej tematów związanych z ciałem. - John Dillermand jest dorosły, ale ma dziecięcy umysł. Jest ciekawy, naiwny i życzliwy. Tak jak dzieci. To świat, który najmłodsi odbiorcy znają i mogą z łatwością odszyfrować. John Dillermand pokazuje, że bycie innym może być czasem trudne i krępujące. Ale też, że może być czymś pozytywnym, jeśli będziesz wierny sobie i swoim… wadom – wyjaśnia dyrektor DR Ultra Morten Skov Hansen.
Mimo wielu słów krytyki pomysłodawcy Johna Dillermanda nie zaprzestali emisji programu. Zamierzają dalej realizować kolejne odcinki, bo serial przypadł do gustu - jak twierdzą - najmłodszym widzom.
"Ultra Strips Down" i "John Dillermand" to stosunkowo nowe produkcje, które przykuwają uwagę mediów i opinii publicznej ze względu na odwagę w prezentowaniu tematów związanych z ciałem i seksualnością człowieka. Ale to tylko przykłady. Przykłady pokazujące, jak w Danii realizuje się misję o nazwie edukacja seksualna. Bo oprócz programów w telewizji publicznej mamy również prężnie działające organizacje pozarządowe, które zajmują się wychowaniem seksualnym dzieci i młodzieży, a które z otwartymi ramionami witane są w szkołach. A także szeroką ofertę produktów komercyjnych, mających oswajać najmłodszych z własnym ciałem. I z seksem.
Cipkomemory
Apoteoza cielesnej różnorodności. Dogłębne poznawanie najintymniejszych zakamarków kobiecego ciała. Docere et delectare, czyli nauka połączona z przyjemnością, w tym przypadku dosłowną, bo przecież o erotyczne rozkosze tu chodzi. To wszystko znajdziemy w Pussy Memo – tradycyjnej grze pamięciowej z motywami kobiecych narządów płciowych. Ale zaraz, zaraz! Jak to tradycyjnej? Od kiedy to tak po prostu można pokazywać zdjęcia ze zbliżeniami wagin? W Danii to się dzieje od dawna. Oni tak mają, że o TYCH sprawach mówią bez udawanego wstydu. Mówią, jak jest.
Pussy Memo to nic innego jak cipkomemory, czyli memory przedstawiające kobiece genitalia. Gra uczy, bawiąc. I bynajmniej nie chodzi jedynie o ćwiczenie pamięci. Pussy Memo uczy akceptacji własnego ciała.
- Pussy Memo stworzone zostało dla kobiet, przede wszystkim tych z młodszego pokolenia, dla których pornografia jest głównym wyznacznikiem w kwestii wyglądu miejsc intymnych. W filmach pornograficznych wszystkie kobiety wyglądają tak samo. A przecież w prawdziwym świecie wcale tak nie jest – mówi mi feministyczna aktywistka, a zarazem autorka projektu Louise Sarrah Wolffsen.
- W grze chodzi o to, żeby znaleźć dwie identyczne karty. Aby je znaleźć, musisz bardzo dokładnie przyjrzeć się zdjęciom. Dzięki temu zauważasz, jak bardzo różnimy się tam na dole. Dostrzegasz tę odmienność, której normalnie nie widzisz. Wiele młodych dziewczyn uważa, że wygląda źle. Niektóre nawet rozważają operację swoich narządów płciowych. Chcę to zmienić i sprawić, by kobiety uważały, że są doskonałe takie, jakie są – deklaruje Louise Sarrah Wolffsen.
Jej projekt ma zatem funkcję terapeutyczną. Ale również estetyczną. Nie ma tu wulgarności, jest za to artyzm i sensualność. - Każda kobieta, która kupi Pussy Memo przez Internet, otrzymuje również karteczkę z dedykacją. A brzmi ona tak: Moja droga, dziękuję za wsparcie mojej wizji w stworzeniu najpiękniejszego, estetycznego, autentycznego materiału fotograficznego w hołdzie kobiecej różnorodności. Jeśli uda mi się sprawić, by chociaż jedna kobieta poczuła się zadowolona ze swojego wyglądu, a może nawet poczuła się piękna, bez potrzeby zmiany czegokolwiek, moja misja zostanie wypełniona. (…) A teraz graj! I baw się dobrze!
Pytam, jakie reakcje wzbudza cipkomemory u najmłodszych graczy. - Odwiedziłam na zaproszenie kilka szkół. Grałam tam w Pussy Memo z uczniami w wieku od 12 do 16 lat. Myślę, że początkowo było to dla nich dość krępujące. No wiesz, granie w cipkomemory z koleżankami z klasy. Ale po pewnym czasie była to po prostu kolejna pupa/cipka/ wagina – podsumowuje Louise Sarrah Wolffsen.
Rozdział IV: masturbacja
Chcę sprawdzić, jak jeszcze obrazuje się w Danii seksualność i fizjologię miejsc intymnych, i jakiego rodzaju materiały są kierowane do dzieci i młodzieży. Z pomocą przybywa miejscowa fotografka Emma Greve.
Emma podsyła mi zdjęcia z podręcznika do edukacji seksualnej z lat 70. XX wieku. Książka nosi tytuł "Dreng og pige, mand og kvinde" (Chłopiec i dziewczyna, mężczyzna i kobieta) autorstwa Benta H. Claëssona. Jej pierwszy rozdział dotyczy dziecięcej seksualności. - Oczywiście nie mówimy tutaj o takiej seksualności, jak w przypadku dorosłych. Ale trzeba pamiętać o tym, że seksualność jest nieodłączną częścią życia każdego człowieka, również dziecka – mówi Emma. Dalsze części książki traktują o grze wstępnej, wzajemnej stymulacji, orgazmach, a nawet seksie osób starszych, który często stanowi temat tabu. Są również rozdziały poświęcone aborcji i masturbacji. W podręczniku Claëssona znajdziemy także informacje o bólu w czasie stosunku seksualnego i porady, jak tego bólu uniknąć. Oczywiście, są też rozdziały poruszające kwestie antykoncepcji, kontroli urodzeń i chorób przenoszonych drogą płciową.
Wszystko opatrzone ilustracjami i zdjęciami. Są fotografie wagin, wizerunki masturbujących się chłopca i dziewczyny, a także zdjęcia par w różnych pozycjach seksualnych. - Musimy pamiętać, że jest to książka z lat 70. XX wieku. Stąd te odważne grafiki. Nie sądzę, by w dzisiejszych czasach to przeszło w takiej formie – zaznacza Emma.
Jak zatem wyglądają współczesne podręczniki do edukacji seksualnej dla dzieci i młodzieży? Emma wyciąga z półki najnowsze wydanie książki "Kvinde kend din krop" (Kobieto, poznaj swoje ciało). Lektura ma wielu autorów. Została napisana przez kobiety dla innych kobiet. Przede wszystkim dla tych, które są w okresie dojrzewania i dopiero wchodzą w dorosłość. Pierwsze wydanie pochodzi z 1975 roku i przez lata było bestsellerem na duńskim rynku czytelniczym. Teraz zostało rozszerzone i wzbogacone o nieporuszane dotąd tematy. - Nowa wersja podnosi kwestię różnych orientacji seksualnych. W uwspółcześnionym wydaniu można przeczytać zarówno o osobach hetero-, jak i homoseksualnych. Ponadto książka pokazuje różne typy sylwetki. Dużo miejsca zostało poświęcone rozważaniom na temat idealnego ciała. A dokładniej tego, że to idealne ciało jest po prostu sztucznie wykreowanym konstruktem. I to takim, którym w ogóle nie powinniśmy się przejmować – mówi Emma Greve.
"Kvinde kend din krop" nie jest oficjalnym podręcznikiem do edukacji seksualnej, bo takiego w Danii po prostu nie ma. Szkoły same decydują o tym, z jakich materiałów naukowych będą korzystać. Nie istnieje odgórnie narzucone przez ministerstwo kompendium wiedzy, ani spis zagadnień, które trzeba na zajęciach z edukacji seksualnej omówić. Ale po kolei…
Six week = sex week
Edukacja seksualna w Danii jest obowiązkowa w folkeskole, czyli w szkole podstawowej, we wszystkich klasach (sama podstawówka liczy 9 lat, ale w Danii obowiązkowa jest również tzw. klasa zerowa). Co ważne, edukacja seksualna nie stanowi oddzielnego przedmiotu. A to oznacza, że dzieci mogą się jej uczyć zarówno na lekcjach biologii, jak i języka duńskiego.
- Każda placówka sama decyduje, w jaki sposób będzie ten przedmiot prowadzić. Niektóre samodzielnie organizują zajęcia, a inne zapraszają ekspertów z zewnątrz. Mamy również koncepcję szóstego tygodnia. Na szósty tydzień każdego roku przypada tzw. uge sex (sex week), czyli tydzień edukacji seksualnej – wyjaśnia Louise Sarrah Wolffsen.
Sex week powstał z inicjatywy organizacji pozarządowej Sex & Samfund zajmującej się edukacją seksualną dzieci i młodzieży. W tym roku (08.02-12.02) miała miejsce trzynasta edycja wydarzenia. Jak podaje Sex & Samfund, wzięło w niej udział 17 tys. nauczycieli i ponad 400 tys. uczniów. W całej Danii do klas 0-9 uczęszcza około 660 tys. dzieci, co tylko pokazuje powszechność akcji.
Każda z edycji ma swój motyw przewodni. W 2019 roku były to np. szeroko pojęte granice. Edukatorzy poruszali między innymi tematy związane z bezpieczeństwem cyfrowym, sextingiem (forma komunikacji elektronicznej, w której przekazem jest seksualnie sugestywny obraz lub treść) czy dzieleniem się nagimi zdjęciami w sieci. Dzieci uczyły się asertywności, wyznaczania granic i głośnego mówienia nie, gdy coś sprawia im dyskomfort lub zwyczajnie nie mają na to ochoty.
W tym roku hasłem przewodnim była płeć i równość. "Wiele dzieci i nastolatków ma trudności z dostosowaniem się do ideałów i oczekiwań związanych z płcią. Normy płciowe mogą być ograniczające i uniemożliwiać dzieciom bycie tym, kim chcą. Płeć biologiczna wtłacza człowieka w jasno zdefiniowane ramy. I potem dzieci zastanawiają się: mieszczę się w tych ramach, czy nie?" – czytamy na stronie internetowej Sex & Samfund.
Sex week 2021 koncentrował się przede wszystkim na normach związanych z płcią. Normach, które określają, jak dzieci mają mówić, ubierać się i bawić. Jak mają być. Przykładowo: chłopiec, który płacze? No wiadomo, beksa, ciapa, mamisynek. Albo taki, który ubiera się na różowo. Ojej, różowy kolor przecież w ogóle nie przystoi chłopcom. Dziewczynka, która kocha sport? Żeby tylko nie wyrósł z niej jakiś babochłop! Młoda kobieta, która lubi seks? Pewnie jest łatwa. A przecież powinna dbać o swoją reputację. "Just be a lady, they said" – jak to mówiła Cynthia Nixon w wiralowym manifeście feministycznym, obejrzanym przez miliony widzów na całym świecie.
"Zdolność dziecka do życia w zgodzie z samym sobą wpływa na jego dobre samopoczucie" – czytamy na stronie Sex & Samfund. Edukatorzy podkreślają również znaczenie wzrastania w różnorodnej i szanującej siebie nawzajem społeczności szkolnej. "Chcemy zbudować w dzieciach przekonanie, że płeć nie powinna być żadnym ograniczeniem. I że mogą być tym, kim chcą" – mówią zgodnie.
Be a Lady They Said from Paul McLean on Vimeo.
Co ważne, sex week angażuje również rodziców. - Jeżeli jako rodzic nie stworzysz w domu przestrzeni do dyskusji, jeżeli zasygnalizujesz, że o tym nie możemy rozmawiać, wywołasz w dziecku poczucie winy i wstydu – tłumaczy dyrektorka Sex & Samfund Lene Stavngaard. Dlatego jej organizacja przygotowuje również specjalne zajęcia i materiały edukacyjne dla rodziców. By nie bali się rozmawiać z dziećmi o seksie i wiedzieli, jak taką rozmowę przeprowadzić.
Rozmowy okresowe
Edukacja seksualna w Danii coraz częściej wykracza poza mury szkolne, ekrany telewizorów, strony podręczników i wychodzi na ulice.
Co roku w Danii przeprowadzane są rozmowy okresowe. I nie mają one nic wspólnego z sezonowymi ocenami pracownika. To po prostu… pogadanki o miesiączce (tzw. period talks) organizowane przez feministyczne stowarzyszenia She for She i Kvinde Ken Din Krop (Kobieto, poznaj swoje ciało) oraz autorów bloga i podcastu "Z poważaniem, brzuch" (org. Kærlig Hilsen Underlivet). Rozmowy okresowe przeważnie odbywają się w różnych miastach w Danii 28 maja, czyli w Dzień Higieny Menstruacyjnej. Skąd taka data? Bo tyle zazwyczaj trwa cykl miesiączkowy u kobiety. 28 dni.
W period talks chodzi przede wszystkim o stworzenie bezpiecznej przestrzeni do dyskusji na temat zdrowia, higieny w czasie krwawienia, wstydu związanego z miesiączkowaniem, czy ubóstwa menstruacyjnego. W czasie "rozmów" można wysłuchać prezentacji ekspertów, pośmiać się podczas stand-upów albo wziąć udział w panelu dyskusyjnym. Można też zakupić koszulkę, kubek lub bawełnianą torbę z grafikami przedstawiającymi kobiecy układ rozrodczy. Albo zobaczyć prace artystów o tematyce menstruacyjnej.
Period talks to edukacja i informacja. Ale taka z humorem, jak na Duńczyków przystało. W jednej chwili na scenę wchodzi stand-uperka Natasha Brock. Pociąga nosem. A tu kap, kap. Z nosa leci krew. Natasha menstruuje nosem, słychać salwy śmiechu. Obok artystka Amalie Grauengaard prezentuje swoje prace. Amalie specjalizuje się w wykonywaniu gipsowych odlewów sromu. Tworzy również biżuterię - bransoletki i naszyjniki - z zawieszkami w kształcie łechtaczki i warg sromowych. Co organizatorki wydarzenia pragną przez to pokazać? - Chcemy, by ludzie wreszcie zaczęli mówić o menstruacji. A nie tylko o niej szeptać – podkreślają.
Zbyt kobieca kobieta i jej sutki
Pytam Louise Wolffsen - działaczkę feministyczną, a zarazem autorkę projektu Pussy Memo - czy są jakiekolwiek aspekty seksualności i intymności, które stanowią w Danii tabu. - Sporo się zmieniło w ciągu ostatnich kilku lat. W Danii nie zostało już zbyt wiele kwestii, które byłyby owiane tabu. Bez najmniejszych oporów rozmawiamy o menstruacji, o owłosieniu czy o wstydzie związanym z ciałem. Ale na przykład karmienie piersią w miejscach publicznych wciąż pozostaje problemem. Z jakiegoś powodu kobiece sutki nadal są delikatnym tematem. Może o tym powinnam zrobić mój kolejny projekt? – zastanawia się głośno. I jeszcze dodaje: - Istnieje również tendencja do tego, by nie traktować kobiet poważnie, jeśli wyglądają zbyt seksownie lub zbyt kobieco. Ale to też się zmienia. Między innymi dzięki takim kobietom jak nasza była premier Helle Thorning Schmidt czy raperka Tessa.
To samo pytanie zadaję duńskiej fotografce i aktywistce społecznej Emmie Greve. - Niestety w Danii wciąż obecna jest homofobia. Wcale nie jest łatwo ujawnić się ze swoją orientacją seksualną. W przypadku osób transpłciowych wygląda to jeszcze gorzej. Ale coraz więcej organizacji stara się podnieść poziom wiedzy i świadomości na temat niebinarności płciowej i transgenderyzmu. Duńczycy uczą się na przykład o seksie osób homoseksualnych. Dzięki temu dowiadują się, że istnieje wiele różnych sposobów na wyrażanie swojej tożsamości płciowej i seksualności. I że takie rzeczy jak płeć czy orientacja seksualna mogą być płynne. Nie muszą być ściśle określone – odpowiada Emma. A jak moi rozmówcy oceniają system edukacji seksualnej w Danii? System, który ich wychował i przygotował do dorosłego życia? - Na pewno musimy zawalczyć o lepszą edukację w sferach płci, homoseksualizmu i transgenderyzmu. Ale też w kwestii wyrażania zgody na współżycie seksualne. I pytania o tę zgodę – wylicza Emma Greve. - Mam wrażenie, że edukacja seksualna w Danii jest nadal bardzo tradycyjna. Koncentruje się na prawach reprodukcyjnych, kontroli urodzeń, chorobach przenoszonych drogą płciową. A świat, w którym dzisiaj żyją młodzi ludzie, jest dużo bardziej złożony i skomplikowany niż kiedyś. Pojawiają się nowe tematy. Na przykład z kim powinniśmy dzielić się swoją nagością? Jak odróżnić pornografię od prawdziwego seksu? Jak radzić sobie z cielesnym wstydem? To są tematy, których nauczyciele nie rozumieją lub zwyczajnie nie chcą o nich rozmawiać – podsumowuje Louise Sarrah Wolffsen.
Autorka/Autor: Ada Wiśniewska
Źródło: Magazyn TVN24
Źródło zdjęcia głównego: Fot. Theis Mortensen