Dziesięć lat temu, 20 marca 2003 roku, świat z zapartym tchem śledził transmitowane przez telewizje sceny z nocnego Bagdadu, na który spadły pierwsze amerykańskie i brytyjskie pociski rakietowe. Rozpoczęła się operacja Iracka Wolność.
Stany Zjednoczone, które nie otrząsnęły się jeszcze do końca po zamachach terrorystycznych z 11 września 2001 roku, zdecydowały się na interwencję militarną mającą uwolnić świat od zagrożenia, za jakie Waszyngton uznał brutalny i nieobliczalny reżim Saddama Husajna, podejrzewany przez Amerykanów o posiadanie broni masowej zagłady i o gotowość udostępniania jej Al-Kaidzie.
Rządzony przez Saddama Irak niejednokrotnie pokazał, w jakiej pogardzie ma pokój, prawo międzynarodowe, prawa człowieka, suwerenność sąsiadów. Nie wygasła jeszcze pamięć o pierwszej wojnie nad Zatoką Perską (1990-1991), która rozpoczęła się od irackiego najazdu na Kuwejt, wyzwolony następnie przez siły koalicji międzynarodowej. Świat pamiętał też, że podczas wojny iracko-irańskiej (1980-1988) Saddam nie zawahał się użyć broni chemicznej - tabunu i iperytu - przeciwko irackim Kurdom, którzy w połowie lat 80. wzniecili kolejne powstanie.
W poszukiwaniu sojuszników
Ze względów politycznych do operacji Iracka Wolność Amerykanie musieli pozyskać sojuszników. Bez wahania przyłączyła się do nich Wielka Brytania, której premierem był wtedy Tony Blair. Natomiast Berlin i Paryż były zdecydowanie przeciwne interwencji zbrojnej, co Waszyngton długo miał im za złe. Nie było też szans na zgodę Rady Bezpieczeństwa ONZ, ale administracja prezydenta George'a W. Busha uznała, że wystarczające będzie oskarżenie Bagdadu o złamanie wcześniejszych rezolucji RB, dotyczących reżimu inspekcji przeprowadzanych przez inspektorów rozbrojeniowych ONZ.
Kulminacyjnym aspektem amerykańskiej kampanii pozyskiwania sojuszników do ataku na Irak było pamiętne wystąpienie ówczesnego szefa dyplomacji USA Colina Powella na forum Rady Bezpieczeństwa ONZ 5 lutego 2003 roku.
Powell twierdził, że Irak dysponuje bronią masowego rażenia i jest zdecydowany kontynuować prace nad tą bronią. Szef dyplomacji USA mówił o setkach ton substancji do produkcji broni chemicznej, o mobilnych laboratoriach, o dążeniu Saddama do wejścia w posiadanie broni nuklearnej, zarzucał irackiemu reżimowi powązania z Al-Kaidą. Powoływał się na informacje wywiadowcze, na anonimowe źródła, pokazywał zdjęcia satelitarne i wykresy, mające uwiarygodnić tezę, że Irak Saddama stanowił bezpośrednie zagrożenie. W odpowiedzi Bagdad zarzucił Amerykanom fabrykowanie dowodów, dążenie do manipulowania opinią publiczną i szukanie pretekstu do zaatakowania Iraku.
Decydujący argument: broń masowego rażenia
Już wkrótce miało się okazać, że w Iraku, pokonanym militarnie w ciągu kilku tygodni, żadnej broni masowego rażenia nie znaleziono. Także powiązania reżimu Saddama z Al-Kaidą i innymi organizacjami terrorystycznymi nie znalazły potwierdzenia. Terrorystyczna siatka pojawiła się w Iraku dopiero po inwazji, kiedy panował tam nieopisany chaos. Amerykanie, Brytyjczycy i inne kraje koalicji międzynarodowej prowadzącej operację Iracka Wolność, w tym Polska, narazili się na zarzut zaatakowania Iraku pod fałszywymi pretekstami.
Z czasem Waszyngton zaczął uzasadniać wojnę koniecznością usunięcia totalitarnego reżimu łamiącego prawa człowieka oraz szansą na zastąpienie go rządem demokratycznym. To ostatnie miało stworzyć pozytywny przykład dla całego regionu Bliskiego Wschodu i Zatoki Perskiej, a w rezultacie pozbawić islamski terroryzm zaplecza. Tony Blair już jako były premier wielokrotnie mówił, że nawet gdyby wiedział, iż nie ma dowodów na posiadanie przez Irak broni masowego rażenia, podjąłby decyzję o przyłączeniu się do Amerykanów, choć zapewne używałby innych argumentów. Jego zdaniem decyzja o usunięciu Saddama była słuszna. Podkreślał, że iracki dyktator stanowił zagrożenie dla regionu.
Polski wkład
W pierwszej fazie inwazji Polska wysłała do Iraku grupę komandosów i pododdział wojsk chemicznych, który badał próbki domniemanej broni chemicznej. Misję stabilizacyjną w Iraku Polacy rozpoczęli na początku września 2003 roku. Dowodzona przez Polskę Dywizja Centrum-Południe przejęła od Amerykanów odpowiedzialność za strefę środkowo-południową, która obejmowała wtedy 5 z 18 prowincji Iraku. Początkowo polski kontyngent liczył prawie 2,5 tys. osób.
Polska misja wojskowa zakończyła się po ponad pięciu latach, jesienią 2008 roku. W Iraku zginęło i zmarło w tym czasie ok. 30 Polaków, w tym 22 żołnierzy, trzech byłych wojskowych zatrudnionych przez zagraniczne firmy ochroniarskie, dwóch dziennikarzy i funkcjonariusz Biura Ochrony Rządu. Późniejszy premier Marek Belka od czerwca do października 2003 roku był szefem koalicyjnej Rady Koordynacji Międzynarodowej w Iraku. Od listopada 2003 r. do kwietnia 2004 r. był dyrektorem ds. polityki gospodarczej w Tymczasowych Władzach Koalicyjnych w Iraku; w jego gestii leżała reforma walutowa, system bankowy i nadzór nad gospodarką.
Chaos zamiast stabilizacji
Administracja Busha miała początkowo nadzieję na szybkie zastąpienie obalonego reżimu nowym rządem zapewniającym stabilizację i przyjazne stosunki z Zachodem. Liczono na redukcję i wycofanie wojsk z Iraku w ciągu kilku miesięcy. 1 maja 2003 roku prezydent Bush z pokładu lotniskowca USS Abraham Lincoln ogłosił zakończenie dużych działań bojowych w Iraku. Bardzo szybko okazało się, że było to zdecydowanie przedwczesne. Irak stał się terenem nieustannych starć wojsk okupacyjnych z partyzantami-rebeliantami, zamachów terrorystycznych i bratobójczych walk między sunnitami a szyitami - głównymi grupami etniczno-religijnymi w kraju. O stabilnym Iraku nie można mówić do dziś.
Dopiero w końcu sierpnia 2010 roku następca George'a W. Busha - Barack Obama, który w 2003 roku był przeciwny inwazji - mógł ogłosić oficjalne zakończenie amerykańskich operacji bojowych w Iraku. - Operacja Iracka Wolność została zakończona i teraz naród iracki ponosi główną odpowiedzialność za bezpieczeństwo swojego kraju - powiedział. Ostatni żołnierze amerykańscy opuścili Irak dopiero pod koniec 2011 roku. W walkach i zamachach zginęło w Iraku 3,5 tys. Amerykanów, w incydentach niebojowych kolejny tysiąc. Kilkadziesiąt tysięcy zostało rannych.
Bilans ofiar i strat
Nikt nie wie dokładnie, ilu Irakijczyków zginęło od 20 marca 2003 roku w wyniku działań wojennych i w zamachach bombowych. Szacunki mówią o kilkuset tysiącach. Amerykański ekonomista Joseph Stiglitz oszacował koszty wojny w Iraku na 3 biliony dolarów. Koszty polityczne, jakie poniosły Stany Zjednoczone, to przede wszystkim nasilenie nastrojów antyamerykańskich na świecie, zwłaszcza w krajach muzułmańskich, a także uszczerbek na reputacji USA jako skutecznie działającego supermocarstwa.
82-letni dziś Hans Blix stał na czele inspektorów rozbrojeniowych ONZ, prowadzących kontrole w Iraku i był przeciwny inwazji. W tym miesiącu wezwał mocarstwa światowe, w przededniu 10. rocznicy operacji Iracka Wolność, by nie powtórzyły błędu, tym razem idąc na wojnę z Iranem w związku z obawami, że Teheran pracuje nad bronią nuklearną. - W przypadku Iraku niektóre państwa podjęły próbę zlikwidowania broni masowego rażenia, która nie istniała. Dziś mówi się o wejściu do Iranu w celu położenia kresu zamiarom, których być może wcale nie ma. Mam nadzieję, że nie dojdzie do tego - powiedział Blix dziennikarzom. Blix sądzi obecnie, że społeczność międzynarodowa ma jeszcze mniej dowodów na broń nuklearną w Iranie niż 10 lat temu na broń masowego rażenia w Iraku. Uważa, że mimo wszelkich trudności potrzebne są dalsze negocjacje w sprawie irańskiego programu nuklearnego.
Autor: mtom/k / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: defenseimagery.mil