Tajlandzkie służby nie mają zamiaru czekać miesiącami, aż woda w jaskini opadnie i uwięzione dzieci będą mogły z niej wyjść. - Uczymy ich pływać i nurkować - powiedział wicepremier Tajlandii Prawit Wongsuwan. Szczegóły tego, jak ma wyglądać ewakuacja nie są jeszcze znane, ale droga na powierzchnię jest długa. Wyszkolonym nurkom zajmuje trzy godziny.
Dwunastu nastolatków z młodzieżowej drużyny piłkarskiej i ich 25-letni opiekun są uwięzieni pod ziemią około czterech kilometrów od wejścia do jaskini Tham Luang na północy Tajlandii. Zaginęli 23 czerwca. Odnaleziono ich w poniedziałek. Teraz są już z nimi ratownicy, którzy dostarczyli im też jedzenie, leki, koce termiczne i trochę światła.
Wielkie wyzwanie przed ratownikami
Ponieważ nie ma nadziei na to, że woda zalewająca jaskinię szybko opadnie, a pora deszczowa skończy się dopiero za cztery miesiące, pozostaje tylko jedna droga ewakuacji - pod wodą. Dzieci nie mają jednak żadnego doświadczenia z nurkowaniem, a niektóre nawet nie potrafią pływać. - Prąd wody jest bardzo silny, a miejscami jest bardzo ciasno. Wydostanie dzieci będzie wymagało pracy wielu osób - stwierdził Wongsuwan. Nauka pływania i nurkowania może zająć dużo czasu. Nie są podawane żadne terminy. Gubernator prowincji Chiang Rai, Narongsak Osottankorn, stwierdził jednak, że władze chcą wydostać uwięzionych możliwie szybko i może się to dziać stopniowo. - Cała trzynastka nie musi wydostać się w tym samym momencie. Kto będzie gotowy, będzie mógł ruszyć - powiedział. Odrzucił przy tym sugestie, aby planowano czekać cztery miesiące na opadnięcie wód w jaskini, choć na wszelki wypadek są gromadzone odpowiednie zapasy. Równolegle służby starają się choćby częściowo obniżyć poziom wody w podziemnych korytarzach. Do tej pory wypompowano 120 milionów litrów - co godzinę 1,6 miliona litrów. Rzecznik prasowy rządu Weerachon Sukondhapatipak przestrzegł, że przed ratownikami jest bardzo dużo pracy i nikt nie powinien na nich wywierać presji. - Niektóre z dzieci nie potrafią pływać, więc przygotowanie ich wymaga czasu. Trzeba będzie ich nauczyć, jak się ruszać w wodzie, jak nurkować, jak poruszać się w jaskini - tłumaczył.
Rodziny poczuły ulgę
Obecni przed wejściem do jaskini rodzice chłopców są jednak optymistycznie nastawieni. Somboon Sompiangjai, ojciec 16-letniego Peerapata, jest przekonany, iż żołnierze oddziału specjalnego nurków floty na pewno zdołają go wydostać na powierzchnię.
- Nie martwię się tym, że będą musiały nurkować. Czuję się znacznie lepiej od momentu, kiedy zobaczyłem nagrania, na których widać, że są w dobrym stanie, choć spędzili tam już dziesięć dni - stwierdził Taj. W akcji ratunkowej bierze udział ponad tysiąc tajlandzkich wojskowych oraz żołnierze i eksperci z innych krajów, w tym z USA, Wielkiej Brytanii, Holandii, Chin, Japonii, Australii i Birmy. Ratownikom za "olbrzymi wysiłek" podziękował w imieniu tajlandzkiego rządu premier Prayuth Chan-ocha.
Autor: mk//kg / Źródło: reuters, pap