We wtorek 38 osobom w całych Włoszech postawiono zarzuty w aferze "czerwonych wampirów". Sprawa dotyczy sygnalizatorów świetlnych, które były tak ustawiane, aby jak najwięcej kierowców popełniało wykroczenia i płaciło mandaty. W jednej tylko miejscowości koło Mediolanu kierowców ukarano na łącznie 2,4 miliona euro.
Długie dochodzenie, prowadzone przez prokuraturę w Mediolanie, ujawniło ogromną skalę procederu, w który zamieszani są między innymi szefowie straży miejskiej i burmistrzowie. Łącznie zarzuty postawiono 38 osobom i zajęto 68 wadliwych urządzeń w całych Włoszech.
Pomysłowo zmodyfikowane światła
Stwierdzono, że w kilkudziesięciu miastach i miasteczkach zarówno na północy, jak i południu kraju "ustawiano" przetargi. W ich wyniku instalowano na skrzyżowaniach celowo rozregulowaną sygnalizację, w której czerwone światło zapalało się bardzo szybko. Kamery rejestrowały zaś kierowców, którzy jechali już na czerwonym świetle, ponieważ nie zdążyli wystarczająco szybko zahamować. W rezultacie tysiące kierowców otrzymało mandaty.
Ogólnokrajowa afera
Okazało się, że w wielu miejscowościach "podrasowane" urządzenia były ustawiane przez to samo przedsiębiorstwo, w porozumieniu z miejscową strażą miejską i przedstawicielami lokalnej administracji. Wszystkich łączyły korupcyjne powiązania.
Wadliwa sygnalizacja znajdowała się zarówno w Lombardii, jak i w Toskanii oraz Kampanii, nawet na skrzyżowaniach, które nie były niebezpieczne. Cel był jeden - jak zauważa prokuratura - uzyskać jak najwięcej wpływów z mandatów.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24