Czesi upamiętnili w sobotę 29. rocznicę początku aksamitnej rewolucji, która rozpoczęła się od spacyfikowania przez milicję studenckiej demonstracji, a zakończyła upadkiem komunizmu. Podczas części obchodów uczestnicy domagali się dymisji premiera Andreja Babisza.
Pamiętano także o wydarzeniach z 1939 roku, gdy Niemcy rozpędzili czechosłowackich studentów i zamknęli szkoły wyższe. Na pamiątkę tamtych wydarzeń 17 listopada obchodzony jest jako Międzynarodowy Dzień Studentów.
Rocznica pacyfikacji studentów
W listopadzie 1989 roku studenci chcieli uczcić ten dzień zgromadzeniem przy przedwojennych domach akademickich, a później przemaszerować przez miasto. Na część akcji zgodę wydały komunistyczne władze. Gdy studencki pochód skierował się do centrum miasta i skandował hasła dotyczące konieczności demokratyzacji, został spacyfikowany przez oddziały komunistycznej milicji. W efekcie strajków i wielotysięcznych demonstracji w całym kraju skończyły się rządy Komunistycznej Partii Czechosłowacji, a prezydentem (29 grudnia 1989 roku) został pisarz i dramaturg, dysydent, więzień polityczny Vaclav Havel. Wydarzenia z 17 listopada 1989 w centrum Pragi upamiętnia tablica w miejscu, gdzie milicjanci zatrzymali pochód studencki. Tutaj od rana składano kwiaty i zapalono znicze. Wśród tysięcy odwiedzających to miejsce w nocy z piątku na sobotę był również premier Andrej Babisz. Złożenie wieńca o takiej porze uzasadnił koniecznością wyjazdu do Szwajcarii. Kilka godzin później kwiaty z szarfą od premiera trafiły do kosza na śmieci. Tak samo skończył wieniec od prezydenta Milosza Zemana - wcześniej zapowiadającego, że osobiście nie pojawi się na uroczystościach - a także od innych polityków związanych z rządem.
Gwizdy i okrzyki "hańba" towarzyszyły członkom rządu, którzy składali kwiaty i zapalali znicze. Natomiast okrzyki sympatii towarzyszyły politykom opozycji, a także przedstawicielom Senatu, który w czwartek wezwał premiera Babisza do rezygnacji.
Wyrzucenie kwiatów do kosza spotkało się z negatywnymi opiniami ze strony większości środowisk politycznych, chociaż jednocześnie podkreślano, że podziały w kraju są zrozumiałe. - Nie mogę zaakceptować tych podziałów, ale rozumiem skąd się biorą - powiedział, składając kwiaty i zapalając znicze, socjaldemokratyczny wiceprzewodniczący Senatu Milan Sztiech.
"Nigdy nie odejdę"
Antyrządowe protesty skierowane bezpośrednio przeciwko premierowi towarzyszyły większości rocznicowych akcji. Największą z nich był przemarsz kilkudziesięciu tysięcy osób ze wzgórza zamkowego na Rynek Starego Miasta. Na wiecu domagano się dymisji premiera, który dzień wcześniej zapowiedział: - Nigdy nie odejdę. Zapamiętajcie to.
- Rzeczą nie do pomyślenia jest, aby premierem był człowiek, przeciwko któremu toczy się dochodzenie, człowiek figurujący w rejestrach komunistycznej Służby Bezpieczeństwa. Nie możemy udawać, że to normalne i dlatego chcemy, żeby Andrej Babisz zrezygnował z funkcji - oświadczył na wiecu Mikulasz Minarz, szef inicjatywy "Milion chwil dla demokracji", która organizowała demonstrację.
Obecne wezwania do dymisji Babisza związane są z informacjami o rzekomym uprowadzeniu syna premiera na Krym. Andrej Babisz młodszy mówił o tym dziennikarzom, sugerując, że za porwaniem miał stać ojciec. Po ujawnieniu rewelacji syna premier powiedział, że ten jest chory psychicznie, a dziennikarzom zarzucił, że zachowują się jak hieny. Zarówno premier, jak i syn, razem z innymi osobami objęci są również śledztwem dotyczącym możliwego wyłudzenia dotacji unijnych.
Autor: ToL//now / Źródło: PAP