W demonstracjach w kilku czadyjskich miastach, które przerodziły się w zamieszki, zginęły co najmniej dwie osoby, a 27 zostało rannych. Protestujący domagali się powrotu władzy cywilnej w kraju. Od śmierci prezydenta Idrissa Deby'ego Czad kontroluje administracja wojskowa z synem zmarłego przywódcy na czele.
Wojskowa Narodowa Rada Przejściowa przejęła władzę 19 kwietnia, gdy w niejasnych okolicznościach, podczas walk wojsk z rebeliantami, zginął rządzący od 30 lat Idriss Deby. Na czele wojskowej administracji stanął syn prezydenta, 37-letni czterogwiazdkowy generał i dowódca gwardii prezydenckiej, Mahamat Idriss Deby Itno.
Niektórzy opozycyjni politycy nazwali powołanie wojskowej rady zamachem stanu i wezwali swych zwolenników do wyjścia na ulice, mimo iż administracja na premiera powołała cywila, Alberta Pahimi Padacke, byłego kandydata opozycji w wyborach prezydenckich.
Jak przekazał pracownik szpitala w stolicy kraju, Ndżamenie, w związku z zamieszkami na oddział ratunkowy trafiło we wtorek 27 osób, z których jedna - 20-letni mężczyzna - zmarła. Według świadków, na których powołała się Agencja Reutera, kolejną ofiarą śmiertelną jest mieszkaniec Moundou, drugiego najludniejszego miasta Czadu.
Demonstrujący palili francuskie flagi
Demonstranci, którzy domagali się we wtorek, by armia wróciła do koszar, są wrogo usposobieni do Francji, oskarżając Paryż o to, że od lat wspierał reżim Deby'ego. Reuters informował, że protestujący palili francuskie flagi.
Czad był francuską kolonią do 1960 roku, a teraz znajduje się tam kwatera główna francuskich sił zbrojnych, biorących udział w walce z ugrupowaniami terrorystycznymi w tym regionie. Paryż uznaje Czad za najważniejszego sojusznika w tej walce. Czadyjskie wojska wzięły udział w trudnej misji sił ONZ stabilizujących sytuację w Mali, gdzie dzięki militarnej interwencji, przeprowadzonej pod egidą Francji, odsunięto od władzy na północy kraju islamskich ekstremistów.
Kraje zachodnie, a nade wszystko Paryż, postrzegają Ndżamenę jako sojusznika w walce z islamskimi grupami ekstremistycznymi, w tym Boko Haram w basenie jeziora Czad i grupami powiązanymi z Al-Kaidą i tzw. Państwem Islamskim w regionie Sahelu.
Francja wzywała wprawdzie wojskową administrację do szybkiego przekazania władzy cywilom, ale - jak oceniła Associated Press - wydaje się popierać syna Deby'ego, aby nie dopuścić do destabilizacji kraju. Zdaniem AP wygląda również na to, że Paryż dostarcza czadyjskim władzom wojskowym informacje wywiadowcze. Antyrządowi rebelianci, oskarżani o zabicie Deby'ego, twierdzą, że francuskie samoloty zwiadowcze informują armię Czadu o zajmowanych przez nich pozycjach.
Rzecznik armii Azem Bermendao Agouna poinformował w niedzielę, że rebelianci wycofali się do sąsiadującego z Czadem Nigru, ale ich przedstawiciel powiedział agencji AP, że jeżeli nie dojdzie do porozumienia z wojskowymi władzami, to ruszą oni na stolicę kraju, Ndżamenę. Gdy w 2019 roku doszło do podobnej sytuacji, francuskie lotnictwo przeprowadziło ataki na pozycje rebeliantów.
Opinia międzynarodowa wzywa do przekazania władzy
We wtorek Francja i Demokratyczna Republika Konga wydały wspólny komunikat, w którym wezwały władze Czadu do przeprowadzenia wyborów w ciągu 18 miesięcy, a prezydent Emmanuel Macron, który spotkał się w Paryżu z przywódcą DRK Felixem Tshisekedim, zapowiedział, że Francja wraz z partnerami będzie zabiegać o stabilizację sytuacji w Czadzie.
Zarówno międzynarodowa opinia publiczna, jak i Unia Afrykańska wywierają naciski na wojskowy rząd, by jak najszybciej przekazał pełną władzę cywilnej administracji. Narodowa Rada Przejściowa zapewniła, że będzie działać tylko przez 18 miesięcy, niemniej wprowadziła w całym kraju nocną godzinę policyjną.
Źródło: PAP, Reuters