Coraz więcej obcokrajowców wspiera rebelię afgańskich talibów - pisze amerykański "The New York Times". Tymczasem dziś w Afganistanie zginął kolejny żołnierz międzynarodowej koalicji.
Żołnierz zginął w wybuchu w rejonie miejscowości Sperwan Ghar w południowej prowincji Kandahar. Drugi żołnierz koalicji i afgański policjant zostali w tej samej eksplozji ranni. Jak do tej pory nie ujawniono narodowości zabitego i rannego, ale większość stacjonujących tam oddziałów to oddziały amerykańskie.
Również dzisiaj rano w wybuchu w okręgu Karghaj we wschodnioafgańskiej prowincji Laghman zginął regionalny szef wywiadu wraz z trzema towarzyszącymi mu osobami. Pojazdy zaatakowanego konwoju zostały całkowicie zniszczone.
Fanatyczni ochotnicy z całego świata
"The New York Times", powołując się na przedstawicieli władz afgańskich i amerykańskich, pisze, że bojownicy obecnie przybywają do Afganistanu z Pakistanu, Uzbekistanu, Czeczenii, innych krajów arabskich, a być może również z Turcji i zachodnich Chin.
- Dzięki temu ruch talibski przekształca się z lokalnej organizacji radykalnych muzułmanów w luźną siatkę, jednoczącą coraz liczniejszą rzeszę zagranicznych watażków i przemytników narkotyków - pisze "NYT".
Dziennik powołując się na dane amerykańskiej armii i afgańskiej policji zwraca uwagę, że mudżahedini przyłączający się do rebelii są o wiele bardziej brutalni, nieposkromieni i skrajni w poglądach, niż rodzimi sojusznicy talibów w Afganistanie.
Gazeta przywołuje także przykład zatrzymanego przez afgańską policję Andreja Władimirowicza Batałowa, który po Afganistanie podróżował szczelnie okryty damską burką. Funkcjonariuszy zaniepokoił jego duży wzrost i milczenie. Gdy zdjęli burkę, okazało się, że ukrywa się pod nią 27-letni mężczyzna z Syberii, o ziemistej cerze, falistej rudej brodzie i przenikliwych niebieskich oczach. W jego samochodzie znaleziono tonę materiałów wybuchowych.
Od stycznia tego roku w Afganistanie w wyniku aktów przemocy zginęło ponad 5300 ludzi.
Źródło: PAP