Ameryka ma nowego bohatera - to Chesley B. "Sully" Sullenberger, który dokonał "cudu na rzece Hudson". Pilot posadził maszynę pełną ludzi na wodzie u wybrzeży Manhattanu. Dzięki jego umiejętnościom nikt w tej groźnie wyglądającej sytuacji nie został ranny.
Samolot Airbus A320 ze 155 osobami na pokładzie (148 pasażerów, jedno dziecko i sześciu członków załogi) wodował na rzece Hudson, która oddziela Nowy Jork od stanu New Jersey, o godz. 15.03 czasu lokalnego (21.03 czasu polskiego) na wysokości 48 Ulicy w śródmieściu Manhattanu.
Najpierw na pomoc pospieszyły statki utrzymujące łączność promową na rzece, później na miejsce dotarły jednostki ratownicze. Miejsce katastrofy obserwowały tysiące osób na brzegach rzeki i z okien pobliskich biurowców.
Samolot zanurzył się początkowo do wysokości okien. Pasażerowie musieli wejść do zimnej wody przy temperaturze powietrza wynoszącej minus 6,7 st. C. Na skrzydłach wraku widać było stojące osoby, które oczekiwały na pomoc. Kilkanaście osób w kamizelkach ratunkowych zostało uratowanych przez promy, które natychmiast zjawiły się na miejscu katastrofy.
- Kilka minut po starcie usłyszeliśmy głośne uderzenie, w tym samym momencie poczuliśmy dym i zobaczyliśmy ogień. Nagle przyszedł kapitan i powiedział, żebyśmy byli "przygotowani na awaryjne lądowanie" i wtedy zaczęliśmy spadać - relacjonował Alberto Panero, jeden z pasażerów lotu 1549 do Charlotte. - To naprawdę niesamowite, że wszyscy są cali. Jestem przekonany, że wszyscy przeżyli - dodał.
Jak podaje CNN, około 15 osób przewieziono do szpitala. Według nowojorskiej straży pożarnej, 78 osób odniosło obrażenia, które okazały się jednak niezbyt poważne.
Pilot-bohater
Władze miasta nie mają wątpliwości, że udane wodowanie na rzece Hudson jest zasługą kapitana samolotu i mówią o cudzie na rzece Hudson. - Heroizm pilota budzi podziw, mieliśmy cud na Hudson, pilot bez żadnych silników dał radę wylądować na rzece. Najważniejsze jest to, że wszystkie osoby przeżyły - powiedział na konferencji prasowej David Paterson.
- Pilot dwukrotnie przeszedł przez pokład samolotu, by upewnić się, czy wszyscy pasażerowie się ewakuowali - dodał Michael Bloomberg, burmistrz Nowego Jorku.
Żona się przeraziła, pilot skromnie milczy
Także reporter Radia Zet Piotr Milewski relacjonował prosto z Nowego Jorku, że ocenia się, iż przed prawdziwą tragedią pasażerów samolotu, jego załogę oraz mieszkańców Manhattanu, uratowała prawdopodobnie bardzo dobra decyzja pilota maszyny.
Bohaterski pilot na razie skromnie milczy. CNN udało się porozmawiać za to z jego żoną. - Nie oglądałam wiadomości - wyznała Lori Sullenberger, która na stałe mieszka w Kalifornii - Kiedy zadzwonił, powiedział, że miał wypadek. Pomyślałam, że to coś małego, ale potem mi wszystko opowiedział, a ja zaczęłam się trząść i pobiegłam po córki do szkoły - opowiadała żona pilota.
O Sullenbergerze wiadomo m.in., że swoją przygodę z lotnictwem zaczął w latach 70. jako pilot myśliwców F-4. W US Airways lata od początku lat 80. i do tej pory nie miał takich przygód. W czasie wolnym zajmuje się szybownictwem.
Ptaki winne wypadkowi
Według Federalnego Zarządu Lotnictwa, przyczyną katastrofy lotu 1549 U.S. Airways mogło być zderzenie ze stadem ptaków. Samolot po zderzeniu próbował zawrócić na nowojorskie lotnisko.
Amerykańskim śledczym, którzy mają wyjaśnić przyczyny wypadku towarzyszyć będą specjaliści Airbusa. Producent samolotu już zaznaczył w oświadczeniu, że "niestosowne byłoby wdawanie się w jakiekolwiek spekulacje na temat przyczyn wypadku".
Airbus leciał ze znajdującej się na wschodzie Nowego Jorku dzielnicy Queens i spadł do rzeki Hudson kilka kilometrów na zachód od lotniska LaGuardia.
Źródło: Reuters, CNN, PAP, FOX News