Dwunastu chłopców i ich opiekun jest uwięzionych w podtopionej jaskini około kilometr pod ziemią i 4,5 kilometra od wejścia. Przez dziewięć dni bez jedzenia i picia oczekiwali na ratunek na małej i błotnistej wysepce w jednej z komór jaskini. Ich odnalezienie było ogromnym sukcesem. Teraz trwa walka, by całych i zdrowych wydostać na zewnątrz. Może to potrwać nawet kilka miesięcy. Co wiemy o uwięzionych chłopcach i akcji ratunkowej?
1. Uwięzieni w jaskini
23 czerwca dwunastu zawodników klubu piłkarskiego w wieku 11-16 lat i ich 25-letni trener weszło do jaskini Tham Luang Nang Non w prowincji Chiang Rai na północy Tajlandii, gdzie zostali odcięci od świata przez ulewne deszcze.
Przed wejściem do jaskini znaleziono ich rowery i rzeczy osobiste.
Początkowo sądzono, że trener zignorował tablice ostrzegające, że w porze deszczowej jaskinia zalewana jest przez wodę. Jak jednak relacjonował specjalny wysłannik "Faktów" TVN Wojciech Bojanowski, który jest na miejscu, dzieci prawdopodobnie same weszły do jaskini, a trener poszedł ich szukać.
Kompleks jaskiń ciągnie się kilka kilometrów, przejścia są wąskie.
2. Kim są uwięzione dzieci?
Uwięzieni to piłkarska drużyna juniorów Moo Pa (Dzikie Dziki). To regionalny klub piłkarski założony trzy lata temu. Trenują w niej trzy grupy piłkarzy: do lat 13, do lat 16 i do lat 19. W jaskini uwięzione są dzieci ze wszystkich tych drużyn.
Większość zawodników wywodzi się z tajlandzkich mniejszości narodowych. To głównie dzieci z biedniejszych rodzin. Wiele dzieci dołączyło do drużyny już w wieku 8 lat.
W grupie zaginionych jest między innymi 14-letni Adul Sam-on, który prawdopodobnie jedyny zna dobrze język angielski. To on rozmawiał z nurkami. Spytał ich między innymi o datę i powiedział, że wszyscy są bardzo głodni.
Najmłodsze z dzieci to 11-letni Chanin Wiboonrungrueng, noszący pseudonim "Tytan". Jest napastnikiem, gra w piłkę od pięciu lat, w klubie jest od początku.
3. Kim jest trener?
Jedyny dorosły wśród uwięzionych to asystent trenera piłkarskiego, 25-letni Ekkapol Chantawong. Mężczyzna był buddyjskim mnichem, ale odszedł z zakonu, by opiekować się babcią.
Tajlandzkie media spekulowały, czy trener nie powinien usłyszeć zarzutów w związku z narażeniem dzieci na niebezpieczeństwo. Rzecznik rządu Werachon Sukondhapatipak oświadczył jednak, że "nikt o czymś takim nie mówi".
Werachon podkreślał, że trener podtrzymuje dzieci na duchu. - Trener poradził im, by jak najwięcej leżeli, medytowali, nie ruszali się zbyt intensywnie i nie tracili energii. I oczywiście poprzez medytację oni są w pełni przytomni cały czas, nie wariują - wyjaśnił.
4. Walka z czasem
W akcji ratunkowej bierze udział ponad tysiąc tajlandzkich wojskowych oraz żołnierze i eksperci z innych krajów, w tym z USA, Wielkiej Brytanii, Holandii, Chin, Japonii, Australii i Birmy. Ich pracę utrudniały ulewne opady deszczu, za sprawą których poziom wody w jaskini stale się podnosił.
Dzieci odnaleźli w końcu 2 lipca - po dziewięciu dniach poszukiwań - brytyjscy i tajlandzcy nurkowie w odległości około 4,5 kilometra od wejścia do jaskini, ponad kilometr pod ziemią. Moment ten widać na nagraniu opublikowanym na Facebooku przez wojsko, na którym jeden z ratowników pyta po angielsku: "Ilu was jest?". "Trzynastu" - słyszy odpowiedź. "Trzynastu? Genialnie!" - mówi z ulgą nurek.
Grupa znajduje się na małej, błotnistej skarpie zalanej dookoła wodą.
5. Cztery opcje
Choć według władz wszyscy są już bezpieczni, nierozwiązana pozostaje kwestia wydostania ich z jaskini, która wciąż jest częściowo zalana wodą. Wycieńczonym chłopcom i trenerowi przekazano wysokokaloryczne pożywienie i lekarstwa. Dzieci zbadał także wojskowy lekarz. Oprócz otarć naskórka nie mają większych obrażeń.
Ratownicy zastanawiają się teraz, jak wydostać dzieci i trenera z podtopionej jaskini. Jedna z opcji przewiduje, że pozostaną w jaskini, aż opadnie woda, czyli mniej więcej do końca pory deszczowej. Potrwałoby to około czterech miesięcy.
Zwolennicy bardziej optymistycznej wersji zakładają, że wszyscy zostaną uwolnieni w ciągu kilku dni. Uważają, że uda się odpompować wodę z jaskini i wyprowadzić bezpiecznie uwięzionych. Liczą, że dzieci wyjdą z jaskini pieszo, a fragmenty będą musiały przepłynąć. Uważają, że dojdzie do tego, zanim w regionie na dobre się rozpada. Ostatnie dni w regionie były praktycznie suche. Ulewne deszcze są jednak prognozowane od 7 do co najmniej 12 lipca.
Trzecia opcja to nauczenie chłopców nurkowania. Eksperci zwracają jednak uwagę na to, że przemieszczanie się niedoświadczonych nurków wąskimi korytarzami może być dla nich bardzo niebezpieczne. Nie wiadomo także, czy chłopcy są odpowiednio przygotowani fizycznie do takiej przeprawy.
Lokalny dowódca wojskowy Chalongchai Chaiyakum wyjaśnił, że ratownicy potrzebują około 11 godzin, by od wejścia dostać się do chłopców i wrócić. Na niektórych odcinkach trzeba zmagać się z silnym prądem.
Czwarte rozwiązanie to znalezienie alternatywnej drogi dojścia do chłopców. Ratownicy przeczesują dżunglę, by znaleźć komin, którym uda się do nich dostać.
Autor: pk//kg//kwoj / Źródło: Reuters, Guardian, BBC, PAP
Źródło zdjęcia głównego: Thai Navy SEAL