Demonstracje w Chinach przeciwko rządowej polityce "zero covid" są zbyt małe, by mogły coś zmienić, pokazują jednak, że wielu Chińczykom będzie trudno ponownie zaufać władzy i to może być ich długofalową konsekwencją - ocenił doktor Michał Bogusz z Ośrodka Studiów Wschodnich. Ekspert OSW dodał, że "Chińczycy, jeżeli nawet nie protestują w większości, to stracili wiarę w lepszą przyszłość pod rządami partii komunistycznej".
Doktor Michał Bogusz ocenił, że protesty nie są w Chinach czymś nowym ani niezwykłym, ale nowością jest ich wspólny mianownik - sprzeciw wobec państwowej strategii "zero covid". Ponadto odbywają się w największych metropoliach i pojawiły się na nich hasła antysystemowe.
- Z tych powodów rządząca Komunistyczna Partia Chin uzna je za niebezpieczne i zrobi wszystko, aby stłumić jak najszybciej. Choć wydaje się, że będzie działać ostrożnie, dawkując represje, jak również pewne ustępstwa, ale tylko na poziomie lokalnym - ocenił ekspert z Ośrodka Studiów Wschodnich (OSW).
Protesty coś zmienią? "Masa krytyczna nie została osiągnięta"
Chińskie władze wciąż dążą do całkowitej eliminacji koronawirusa. W ramach polityki "zero covid" całe miasta zamykane są w lockdownach, ograniczana jest działalność firm, a miliony ludzi poddawane są przymusowym testom, co wywołuje problemy gospodarcze i niezadowolenie społeczne.
W ostatni weekend do protestów doszło w Pekinie, Szanghaju, Wuhanie i szeregu innych chińskich metropolii. W Szanghaju zebrało się około tysiąca osób. Skandowano między innymi hasła: "chcemy wolności!", "Komunistyczna Partio Chin, ustąp!", "Xi Jinping, ustąp!". Symbolem protestów stały się puste kartki białego papieru, pokazywane na znak sprzeciwu wobec cenzury.
- Same protesty są zbyt małe, aby mogły coś zmienić. Tysiąc osób w 26-milionowym Szanghaju to bardzo mało - ocenił analityk OSW. - W skali całego kraju to było jakieś 35 - 40 tysięcy na ponad miliard mieszkańców ChRL. Masa krytyczna nie została osiągnięta i jeżeli liczba protestujących w najbliższych dniach drastycznie nie wzrośnie, a na to nic nie wskazuje, to one wygasną same albo zostaną stłumione - dodał Bogusz.
Zaznaczył jednak, że po protestach może pozostać trwały ślad - łączenie postulatów lokalnych z politycznymi oraz świadomość, że można podnosić hasła ogólnokrajowe. Wcześniej w kraju wielokrotnie dochodziło do protestów, ale były wymierzone przeciwko lokalnym obostrzeniom i lockdownom na poziomie osiedla czy dzielnicy, a nie przeciwko władzom centralnym.
Chińczycy "stracili wiarę w lepszą przyszłość pod rządami partii komunistycznej"
Katalizatorem najnowszej fali demonstracji stał się tragiczny w skutkach pożar w borykającym się od ponad trzech miesięcy z lockdownami mieście Urumczi, stolicy regionu Sinciang na zachodzie kraju. Zginęło w nim co najmniej 10 osób. Władze cenzurowały w internecie artykuły kwestionujące oficjalną wersję wydarzeń oraz pytania, czy radykalne restrykcje covidowe uniemożliwiły ratunek i szybkie ugaszenie ognia.
- Na pewno prysnął jakiś czar i mit. Wielu Chińczyków szczerze wierzyło, że kraj odniósł sukces, kiedy Zachód nie radził sobie z pandemią. Teraz będzie im trudno zaufać władzy drugi raz i to może być długofalową konsekwencją tych protestów. Chińczycy, jeżeli nawet nie protestują w większości, to stracili wiarę w lepszą przyszłość pod rządami partii komunistycznej - powiedział Bogusz.
Wyzwanie dla Xi Jinpinga. "Jeżeli coś go może niepokoić, to opieszałość w tłumieniu protestów"
Zaznaczył, że jego zdaniem władze nie ustąpią. - Po pierwsze, z powodów politycznych, ponieważ uznają, że jakiegokolwiek ustępstwa grożą eskalacją postulatów, również tych dotyczących liberalizacji reżimu - wyjaśniał.
Drugą przyczyną wskazaną przez eksperta OSW jest trudna sytuacja epidemiologiczna. W ostatnich dniach w Chinach odnotowywane są najwyższe wskaźniki liczby zakażeń, a ludność nie nabyła odporności zbiorowej ani poprzez szczepienia, ani za sprawą przechorowania COVID-19. - To niesie ze sobą groźbę, że nagłe poluzowanie restrykcji spowoduje falę zgonów, która zaneguje cały sens prowadzonej do tej pory polityki "zero covid" - powiedział ekspert.
Jego zdaniem wszelkie porównania obecnej sytuacji do krwawo stłumionych protestów na placu Tiananmen w Pekinie w 1989 roku czy określanie jej "największym wyzwaniem" dla przywódcy ChRL Xi Jinpinga są przesadzone. - Jeżeli coś go może niepokoić, to opieszałość w tłumieniu protestów przez lokalne kadry. To sygnał niezadowolenia z przerzucenia na nie odpowiedzialności za prowadzenie polityki antycovidowej - dodał Bogusz.
Źródło: PAP