W drugiej turze wyborów prezydenckich w Urugwaju zwyciężył kandydat lewicy - Jose Mujica - wynika z pierwszych sondaży.
W przeprowadzonej w niedzielę drugiej turze wyborów prezydenckich w Urugwaju zgodnie z oczekiwaniami zwyciężył kandydat lewicy Jose Mujica. Według powyborczych sondaży, zagłosowało na niego około 51 proc. wyborców. Jego konserwatywny rywal Luis Alberto Lacalle, który zdobył około 45 proc. głosów, uznał swoją porażkę.
Jeśli urugwajska Komisja Wyborcza potwierdzi wyniki sondaży 74-letni Mujica, przywódca rządzącej od 5 lat koalicji Konfrontacja Postępowa-Szeroki Front, obejmie urząd prezydenta (a zarazem szefa rządu) 1 marca. Zastąpi na tym stanowisku Tabare Vasqueza, pierwszego socjalistycznego lidera Urugwaju, który wciąż cieszy się ponad 60-proc. poparciem obywateli, lecz zgodnie z konstytucją nie może ubiegać się o reelekcję.
Rolnik prezydentem
Z początkiem marca rozpocznie się także druga kadencja rządów Szerokiego Frontu, który grupuje różne siły - od chrześcijańsko-demokratycznej centrolewicy po byłych lewackich partyzantów. 25 października koalicja ta wygrała wybory parlamentarne, odbywające się równocześnie z pierwszą turą wyborów prezydenckich.
Mujica był w latach 60. XX w. członkiem urugwajskiej lewicowej partyzantki miejskiej Tupamaros, powstałej na fali ruchów rewolucyjnych w Ameryce Łacińskiej. Spędził w więzieniach, głównie za czasów dyktatury wojskowej (1973-1985), czternaście lat. Działalność polityczną łączy z prowadzeniem niewielkiego gospodarstwa rolnego.
Wybory obowiązkowe
W swej kampanii wyborczej kładł nacisk na konieczność gospodarczej integracji Ameryki Południowej w sytuacji, gdy kryzys mocno naruszył podstawy urugwajskiej gospodarki, opartej głównie na turystyce zagranicznej, bankowości i hodowli bydła. Mujica przedstawia się również jako obrońca interesów stutysięcznej rdzennej ludności Urugwaju - Indian Charrua, wśród których również rośnie poparcie dla Szerokiego Frontu.
Zwycięzca niedzielnych wyborów obiecywał również, że będzie kontynuował przyjazną wobec biznesu politykę Vasqueza, który skierował kraj na ścieżkę szybkiego wzrostu gospodarczego. Mujica zapewniał także, że wzorem dla niego jest obecnie brazylijski prezydent Luiz Inacio Lula da Silva, a nie lewacki przywódca Wenezueli Hugo Chavez. Jak przekonywał, wyleczył się z "głupich ideologii lat 70., które zakładały bezwarunkową miłość wszystkiego, co zarządzane przez państwo, pogardę dla biznesmenów oraz nienawiść wobec USA". Odpowiadał w ten sposób na argumentację krytyków, m.in. Lacalle'a, że jako były rewolucjonista po ewentualnym zwycięstwie będzie bardziej radykalny, niż zapowiadał w kampanii.
Udział w wyborach był obowiązkowy, pod karą 400 pesos (20 dol.) i groźbą komplikacji w wydawaniu dokumentów osobistych.
Źródło: PAP, lex.pl