Wiele ciekawostek, historii rodzinnych z atmosferą, panującą w kręgach arystokratycznych starej Europy, zawierają spisane i wydane wspomnienia byłego bułgarskiego cara i premiera Symeona Sakskoburggotskiego. "Niezwykły los" szybko stał się hitem w sofijskich księgarniach. - Trudno jest mówić o sobie zwłaszcza w środowisku, w którym to nie jest przyjęte - pisze były car, który po abdykacji do kraju powrócił w roli premiera.
"Niezwykły los" jest jednocześnie opowiadaniem o historii rodu ostatniego bułgarskiego monarchy, o jego ojcu Borysie III i dziadku Ferdynandzie, którzy pamiętników nie zostawili, oraz próbą podsumowania własnego życia, niekiedy dokonaną z ironicznym dystansem.
Niezwykle rzadki przypadek
Na paryskim placu Concorde stoją posągi, symbolizujące największe francuskie miasta. - Pierwowzorem kobiety, uosabiającej miasto Lile jest moja prababcia Eleonora, najmłodsza córka Ludwika Filipa ostatniego króla dynastii orleańskiej. Ciekawe, ilu paryżan o tym wie - pisze w autobiograficznej książce były bułgarski car.
- Trudno jest mówić o sobie zwłaszcza w środowisku, w którym to nie jest przyjęte - pisze Symeon i wspomina, jak jego dziadek na zawsze pokłócił się z kuzynką Eulalią Hiszpańską po tym, jak w 1930 r. opublikowała ona skandalizujące - według rodziny - wspomnienia.
Car w okresie 1943-1946 r. i premier w latach 2001-2005, Sakskoburggotski odegrał ważną rolę w bułgarskiej polityce tych lat. Jest to niezwykle rzadki przypadek byłego monarchy, który wrócił do kraju w roli polityka.
Za jego kadencji Bułgaria weszła do NATO i przygotowała się do wstąpienia do UE. Osobowość człowieka, mówiącego biegle w czterech językach i spokrewnionego ze wszystkimi europejskimi monarchami, niewątpliwie przyczyniła się do tych procesów.
Car, premier, biznesmen
Dążenie do integracji Bułgarii z UE – cel, który on porównuje z dokonaną przez dziadka Ferdynanda europeizacją dopiero co wyzwolonej spod tureckiej niewoli Bułgarii w końcu XIX wieku, skłonił go zrezygnowania po powrocie z 50-letniego wygnania, z wszelkich prób wyrównania rachunków. - Byłem zmuszony do prowadzenia polityki pojednania - pisze.
Sakskoburggotski, który w okresie wygnania był biznesmenem, wyjaśnia swoje podejście do rządów i ich niepowodzenie w oczach części ludności. O słynnej obietnicy doprowadzenia do wzrostu poziomu życia w kraju w ciągu 800 dni, dzięki której wygrał wybory w 2001 r., pisze: "zapożyczyłem tę formułę z traktatu ekonomicznego, mówiącego, że gdy dane przedsiębiorstwo okaże się w trudnej sytuacji, potrzebny jest rok na analizę przyczyn i jeszcze rok na odbudowę". Zapożyczona z prywatnego biznesu formuła kosztowała go klęskę w następnych wyborach - ludzie spodziewali się cudu, a nie pragmatyzmu.
- W pierwszych tygodniach jako premier miałem wrażenie, że napotykam na ścianę; za każdym razem, gdy coś proponowałem, pierwszą reakcją było: to niemożliwe. Byłem zdziwiony brakiem inicjatywy na wszystkich szczeblach administracji. Wszyscy zgadzali się z decyzjami i wykonywali je, wyraźnie bojąc się jakiejkolwiek odpowiedzialności - pisze.
Medialna obrona
W książce Sakskoburggotski odpowiada na wiele zarzutów, stawianych mu w mediach, lecz jednego unika – sprawy odzyskanych majątków, które państwo stopniowo z powrotem przejmuje.
Były car i jego starsza siostra Maria Luiza odzyskali majątki po ojcu, carze Borysie III w 1998 r., kiedy Trybunał Konstytucyjny uznał za niezgodną z konstytucją ustawę z 1946 roku o nacjonalizacji majątków rodziny carskiej. TK wydał ogólne orzeczenie, a majątki Sakskoburggotski odzyskiwał na mocy oddzielnych wyroków sądowych, które w większości zapadały w okresie 2001-2005, kiedy był premierem.
Sztuczny problem
Legalność restytucji majątków rodziny carskiej zakwestionowano w 2009 r., kiedy wyszło na jaw, że w dokumentacji jednego aktu prawnego dokonano pomyłki i Sakskoburggotskiemu zwrócono 450 ha lasów, nienależących do jego rodziny. Stopniowo po serii procesów państwo przejęło dwa pałace i domaga się odszkodowań za czas ich użytkowania. Następne sprawy są w toku.
W kilku wywiadach prasowych, towarzyszących premierze książki Sakskoburggotski wraca jednak do sprawy.- To jest sztucznie stworzony temat. Jakby nie było innych majątków czy bogactw, nagromadzonych w ciągu kilka miesięcy, którymi nikt się nie interesuje. A własność, która była w posiadaniu trzech pokoleń, jest doskonałą "gumą do żucia".
Służba jako premier wyzwaniem
- Gdyby mnie rzeczywiście interesowały same majątki, w ogóle bym nie wracał. Powierzyłbym sprawę adwokatom i żył sobie spokojnie w Hiszpanii - mówił w wywiadzie dla dziennika "24 czasa", potwierdzając jednak, że zaskarżył Bułgarię do trybunału w Strasburgu. Swoje credo były monarcha sformułował w książce. - Dla mnie największym wyzwaniem była służba republice jako premier. W pewnym sensie współczesna historia zna tylko jeden podobny przypadek: kambodżańskiego króla Sihanouka.
Autor: mb//gak / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: Wikimedia (CC BY SA 3.0)