W efekcie wyroku Wysokiego Trybunału, zgodnie z którym rząd powinien uzyskać zgodę parlamentu na rozpoczęcie procedury Brexitu, członkowie rządu Theresy May spekulują o możliwości wcześniejszych wyborów parlamentarnych - podał w sobotę dziennik "The Telegraph".
Według dotychczasowych planów rządu, premier May zamierzała podjąć decyzję bez ponownego zwracania się do Izby Gmin i Izby Lordów, argumentując, że czerwcowe referendum ws. Brexitu i istniejące prerogatywy ministerialne stanowią wystarczającą podstawę do podjęcia działania.
Wybory na ratunek?
Jeśli pomimo rządowego odwołania decyzja Wysokiego Trybunału zostanie utrzymana przez Sąd Najwyższy (Supreme Court), rząd będzie zmuszony zaproponować ustawę, która następnie będzie musiała być uchwalona przez obie izby brytyjskiego parlamentu.
W toku dyskusji w Izbie Gmin i Izbie Lordów posłowie będą mogli modyfikować proponowaną ustawę, zmuszając rząd do ewentualnych ustępstw wobec dotychczas przyjętej linii tzw. twardego Brexitu, opierającego się na ograniczeniu swobody przepływu osób i opuszczeniu wspólnego rynku Unii Europejskiej. Proeuropejscy politycy mają większość w obu izbach parlamentu.
Jak pisze "Telegraph", ministrowie coraz częściej rozważają scenariusz, w którym premier May doprowadziłaby do wyborów parlamentarnych, zaledwie dwa lata po ostatnim głosowaniu, w którym Partia Konserwatywna uzyskała samodzielną większość w Izbie Gmin.
Jedno odejście pociągnie inne?
Wzrost niepewności politycznej związany jest też z pierwszą rezygnacją konserwatywnego posła ze względu na "nierozwiązywalny spór merytoryczny z rządem". W czwartek swój mandat złożył Stephen Phillips, który podkreślił, że - pomimo poparcia dla wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej - nie zgadza się ze stanowiskiem rządu, który próbuje ominąć głosowania w parlamencie. Polityk skrytykował także rząd za okazanie niewystarczającej pomocy nieletnim uchodźcom-sierotom.
Według dziennikarzy "Telegraph", jego decyzja wzbudziła obawy wśród części członków gabinetu, że kolejni proeuropejscy posłowie mogą podjąć podobną decyzję, doprowadzając do wyborów uzupełniających, w których mogliby ubiegać się o nowy mandat, oparty na opozycji wobec tzw. "twardego Brexitu", czyli wyjścia Wielkiej Brytanii ze Wspólnoty, a także opuszczenia wspólnego rynku. To z kolei może zagrażać rządowej większości, która liczy zaledwie 14 posłów.
Aktualne sondaże wskazują, że w przypadku przedterminowych wyborów Partia Konserwatywna mogłaby liczyć nawet na zwiększenie samodzielnej większości w Izbie Gmin. Według nieformalnej konwencji Salisburego, od drugiego czytania Izba Lordów nie powinna sprzeciwiać się projektom zgłaszanym przez rząd w sprawach, które były zapisane w manifeście wyborczym.
Otwierałoby to drogę rządowi May do przegłosowania ustawy dot. uruchomienia art. 50 o wyjściu z Unii.
Wybory po upłynięciu pełnej kadencji obecnego parlamentu powinny odbyć się dopiero wiosną 2020 roku.
Autor: adso\mtom / Źródło: PAP