Tysiące zwolenników byłego prezydenta Brazylii Jaira Bolsonaro przypuściło w niedzielę szturm na Kongres, Sąd Najwyższy i pałac prezydencki w stolicy kraju Brasilii. Po około czterech godzinach służbom porządkowym udało się odzyskać kontrolę nad wszystkimi tymi budynkami.
Tłum zwolenników Bolsonaro przedarł się przez kordony bezpieczeństwa i zaatakował budynki Kongresu, Sądu Najwyższego i pałacu prezydenckiego Planalto.
Protestujący wybijali okna, część z z nich wdarła do sali Senatu, gdzie wskakiwali na siedzenia i ławki. Demolowali również pomieszczenia w Sądzie Najwyższym.
Po kilku godzinach lokalne media poinformowały, że służbom porządkowym udało się odzyskać kontrolę nad wszystkimi zaatakowanymi budynkami.
Przed godziną 22 czasu Gubernator Dystryktu Federalnego Ibaneis Rocha przekazał, że w wyniku szturmu na najważniejsze instytucje w państwie aresztowanych zostało ponad 400 osób. Wcześniej ministerstwo sprawiedliwości mówiło o około 200 aresztowanych.
Lula: to barbarzyństwo
Prezydent Brazylii Luiz Inacio Lula da Silva, którego atak zastał w stanie Sao Paulo, zapowiedział, że wraca do stolicy. Odbył też specjalnie zorganizowaną wideokonferencję z przedstawicielami niektórych resortów, między innymi z ministrem obrony i ministrem sprawiedliwości.
Stwierdził także, że poprzez swoje wypowiedzi Bolsonaro zachęcał do ataku, między innymi kwestionując integralność instytucji i procesu wyborczego.
Prezydent, który nazwał wydarzenia w stolicy "barbarzyństwem", powiedział, że każda osoba zaangażowana w zamieszki zostanie znaleziona i pociągnięta do odpowiedzialności.
Służby federalne zajmą się bezpieczeństwem w stolicy
Lula przekazał także, że zezwoli na interwencję w stolicy federalnym służbom bezpieczeństwa. Ten nadzwyczajny środek ma obowiązywać do 31 stycznia.
Wcześniej prezydent stwierdził, że w Brasilii nie zostały zapewnione odpowiednie środki bezpieczeństwa. Odpowiadał za nie Anderson Torres, sekretarz do spraw bezpieczeństwa Dystryktu Federalnego, minister w rządzie Bolsonaro od marca 2021 roku do końca jego kadencji. Torres, zagorzały sojusznik byłego prezydenta, został w niedzielę zwolniony przez gubernatora.
- Żandarmeria wojskowa stanu federalnego niestety nie wypełniła swoich obowiązków (…). To nie zdarza się z ich strony po raz pierwszy - stwierdził Lula.
Prezydent wskazał, że pod koniec grudnia widział relacje z protestów przeciwko swojemu zaprzysiężeniu, podczas których - jak powiedział – żandarmi "również zachowywali się w sposób bierny". - Ci funkcjonariusze nie mogą pozostać bezkarni - dodał.
Nie pogodzili się z wynikiem wyborów
Lula został zaprzysiężony na prezydenta 1 stycznia. Jego minimalne zwycięstwo (50,9 proc.) poprzedziła jedna z najbardziej polaryzujących kampanii wyborczych w historii. Nie wszyscy wyborcy Jaira Bolsonaro pogodzili się z wynikiem - część z nich od końca października, kiedy odbyła się druga tura, koczowała przed kwaterą główną brazylijskiego wojska w stolicy kraju, początkowo licząc, że armia nie dopuści do zaprzysiężenia Luli.
Obozowiska radykalnych zwolenników byłego prezydenta wrosły także w innych miejscach kraju. To, jak sobie z nimi poradzić od początku spędzało sen z powiek nowej brazylijskiej administracji. Minister sprawiedliwości Flavio Dina dał się poznać jako zwolennik siłowego ich usunięcia, natomiast minister obrony Jose Mucio apelował o unikanie konfrontacji za wszelką cenę. W poniedziałek władze zaczęły rozmontowywać koczowisko w Belo Horizonte, stolicy stanu Minas Gerais, co doprowadziło do zamieszek.
Wydarzenia w Brasilii przywołują na myśl atak na Kapitol, jakiego dwa lata temu dopuścili się zwolennicy Donalda Trumpa. Jednak w przeciwieństwie do USA, brazylijski Kongres ma obecnie przerwę, wznowi pracę dopiero w lutym.
Bolsonaro znajduje się na Florydzie, dokąd udał się przed zaprzysiężeniem Luli, unikając tym samym tradycyjnego przekazania mu prezydenckiej szarfy.
Głosy wsparcia
Szturm na budynki najważniejszych instytucji w kraju spotkał się z reakcją ze strony międzynarodowych przywódców.
- Potępiam atak na demokrację i pokojowe przekazanie władzy w Brazylii. Demokratyczne instytucje tego kraju mają nasze pełne poparcie i nie wolno podważać woli narodu brazylijskiego. Nie mogę się doczekać dalszej współpracy z prezydentem Lulą - zaznaczył prezydent USA Joe Biden.
Amerykański sekretarz stanu Antony Blinken przekazał, że USA potępiają ataki na rządowe budynki. Jaku Sullivan, doradca prezydenta USA do spraw bezpieczeństwa dodał, że Joe Biden został poinformowany o sytuacji, a wsparcie dla demokratycznych brazylijskich instytucji jest "niezachwiane".
W podobnym tonie wypowiedział się prezydent Francji Emmanuel Macron. Podkreślił, że wola brazylijskiego narodu musi być respektowana.
O swoim wsparciu dla prezydenta Luli dla Silvy zapewnił też prezydent Meksyku Andres Manuel Lopez Obrador.
Źródło: PAP, tvn24.pl, O Globo, Reuters
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock