Do tajlandzkiej jaskini, w której zaginęła grupa nastolatków, przybyły z pomocą siły ratownicze armii USA - poinformowały w czwartek lokalne władze. Jednocześnie, w związku z ulewą, na miejscu wstrzymane musiały zostać działania nurków, którzy próbowali dostać się do zalewanej jaskini. Ratownicy opracowali już nowy plan dotarcia do poszukiwanych.
Drużyna młodych piłkarzy w wieku 11-16 lat i ich 25-letni trener zaginęli w sobotę po południu po wejściu do jaskini Tham Luang Nang Non w prowincji Chiang Rai w północnej części kraju. Kompleks jaskiń ciągnie się tam kilka kilometrów, a przejścia są wąskie.
Akcja poszukiwawcza trwa od niedzieli. Ratownicy ścigają się z czasem, ponieważ wejście do jaskini ma być zalane przez zamuloną wodę, a w głębi jaskini kończy się powietrze.
Dotychczas główne prace poszukiwawcze prowadzili nurkowie, którzy pokonywali pod wodą zalany odcinek jaskini, a następnie pieszo przeszukiwali jej niezalane korytarze.
Amerykanie z pomocą
W środę wieczorem do tajlandzkich nurków, w tym członków elitarnej jednostki piechoty morskiej, dołączyli także ratownicy brytyjscy oraz ekipa ratownicza armii USA. W jej skład wchodzą m.in. nurkowie jaskiniowi, spadochroniarze i eksperci od surwiwalu. Przywieźli ze sobą także specjalistyczny sprzęt ratowniczy do akcji podwodnych, m.in. sonary.
W czwartek gubernator tajlandzkiej prowincji Chiang Rai Narongsak Osatanakorn poinformował jednak lokalne media, że z powodu ulewnego deszczu wstrzymane musiały zostać działania nurków.
Choć natychmiast po przybyciu na miejsce do akcji próbowali jeszcze wkroczyć Amerykanie, trudne warunki uniemożliwiły im dostanie się do jaskini. - Skierowali się prosto do jaskini, ale z powodu silnych opadów i zalewania jaskini ich zespół, a także nasz, musiały się wycofać - przyznał Osatanakorn.
Nowy plan działania
W związku z tym, jak informuje portal Bangkok Post, ratownicy zmuszeni zostali do zmiany sposobu działania. Teraz skupiać się będą na znalezieniu alternatywnych dróg dostępu do wnętrza jaskini przez otwory w jej sklepieniu, tzw. kominy.
Od rozpoczęcia akcji poszukiwawczej w trudno dostępnej dżungli porastającej tę okolicę udało się zlokalizować trzy takie kominy. Ulewny deszcz i gęsta roślinność utrudniają jednak prace. Trwają jednocześnie przygotowania ratowników do rozpoczęcia wiercenia sztucznego szybu prowadzącego do wnętrza jaskini.
Tajlandzkie władze zachowują optymizm utrzymując, że poszukiwani chłopcy cały czas mogą żyć. Władze wyrażają nadzieję, że zaginiona grupa znalazła suche, wyżej położone miejsce wewnątrz jaskini i czeka tam na ratunek. - Nie poddamy się - powiedział zastępca dowódcy tajlandzkiej policji Wirachai Songmetta, który przyłączył się do grupy ponad 600 ratowników poszukujących alternatywnych wejść do kompleksu jaskiniowego.
Szanse zaginionych jednak szybko maleją. Jedynym promieniem nadziei było znalezienie we wtorek świeżych śladów po ubłoconych rękach i stopach na ścianach jaskini.
Znalezione rowery
Akcję ratowniczą wszczęto w niedzielę wieczorem czasu lokalnego, kiedy pracownik parku Tham Luang Nang Non podczas patrolu natrafił na rowery stojące przed jaskinią. Stanowiło to zaskoczenie, gdyż grupa nie powiadomiła o zamiarze zwiedzania podziemnych korytarzy. Mogliby nie dostać na to zgody, bo prognozy pogody były złe, a o jaskini wiadomo było, że ze względu na budowę jest podatna na zalewanie.
W niedzielę nad okolicą przeszły silne deszcze. Kilkaset metrów początkowego odcinka jaskini zostało zalane, odcinając grupie drogę na zewnątrz i prawdopodobnie zmuszając chłopców i opiekuna do wejścia głębiej.
Pomimo deszczu część rodziców zaginionych dzieci nocuje w namiotach w pobliżu wejścia do jaskini, gdzie chłopcy pozostawili swoje rowery, plecaki i buty – relacjonuje agencja Associated Press.
Rodzice nie przestają mieć nadziei, że ich dzieci wrócą do domów. Ojciec jednego z chłopców powiedział CNN, że wierzy, iż jego syn zostanie uratowany. - Jestem pewny na milion procent, ponieważ mój syn jest silny (…) jest sportowcem, piłkarzem - powiedział.
Autor: mm/adso/kwoj / Źródło: Bangkok Post, Reuters, BBC