Kilkanaście tysięcy osób demonstrowało w Reykjaviku, domagając się ustąpienia premiera i przedwczesnych wyborów. Taki tłum to poważne wydarzenie na Islandii, bo jej stolica liczy około 120 tysięcy mieszkańców. Wszystko przez aferę Panama Papers i ujawnienie, że żona premiera ma kilka milionów dolarów ukrytych w rajach podatkowych.
Doniesienia na temat finansów Sigmundura Davida Gunnlaugssona i jego małżonki zaczęły przeciekać do islandzkiej prasy już w marcu, ale dopiero teraz wieść gruchnęła z pełną mocą po ujawnieniu afera Panama Papers. Chodzi o około 4,1 miliona dolarów na kontach kilku firm offshore założonych za pomocą panamskiej kancelarii Mossack Fonseca.
Premier nie poczuwa się do winy
Doniesienia wywołały falę krytyki pod adresem premiera, zwłaszcza po tym, jak zapytany o firmy małżonki podczas wywiadu telewizyjnego wyraźnie się zmieszał, zdenerwował i ostatecznie przerwał rozmowę. Rozczarowanie obywateli pogłębia fakt, że rządzący od 2013 roku Gunnlaugsson był uważany za człowieka zdecydowanie i sprawnie radzącego sobie z międzynarodowymi korporacjami finansowymi. Co więcej, w 2015 roku jego rząd podpisał umowę z szeregiem wierzycieli Islandii, której system bankowy zawalił się w 2008 roku, czego efektem miały być duże zyski finansowe dla firm posiadanych przez jego żonę. Zdaniem opozycji to dowód na poważny konflikt interesów i finansowe machinacje premiera. - W takiej sytuacji najbardziej naturalną i słuszną decyzją byłaby rezygnacja ze stanowiska premiera - twierdzi Birgita Jonsdottier, szefowa islandzkiej Partii Piratów. - Tego bardzo silnie domaga się społeczeństwo a on kompletnie stracił wiarygodność - dodała. Pod petycją wzywającą premiera do ustąpienia podpisało się już 27 tysięcy osób, co jest znaczną liczbą biorąc pod uwagę, że cała populacji wyspy liczy 330 tysięcy osób. Premier nie przejawia jednak chęci do ustąpienia wobec nacisku opozycji. - Na pewno tego nie zrobię, bo mogliśmy się już przekonać, że moja żona zawsze płaciła podatki. Unikała także konfliktu interesów, bo nie inwestowała w islandzkie firmy w czasie, gdy ja jestem politykiem - stwierdził Gunnlaugsson. Głównym zarzutem wobec niego i jego żony jest jednak to, że inwestowała ona w firmy zagraniczne, które mogły wzbogacić się na decyzjach islandzkiego rządu. Premier przeprosił jedynie za swoje zachowanie podczas wywiadu telewizyjnego. Opozycja twierdzi, że to zdecydowanie za mało i będzie dążyć do przedwczesnych wyborów.
Autor: mk\mtom / Źródło: Reuters