Armia pogratulowała opozycyjnej Narodowej Lidze na rzecz Demokracji (NLD) zwycięstwa w historycznych wyborach w Birmie. Komentatorzy obawiali się, że wojsko może nie uznać wyników.
"Chcemy pogratulować Narodowej Lidze na rzecz Demokracji, ponieważ prowadzi w wynikach wyborów" - podano w oświadczeniu opublikowanym na profilu facebookowym reprezentującego armię portalu Myawady. Napisano również, że wojsko spotka się w przyszłym tygodniu z przedstawicielami NLD, prezydentem Thein Seinem i spikerem niższej izby parlamentu Shwe Mannem, by rozmawiać o "pojednaniu narodowym". Takie spotkanie zaproponowała we wtorek liderka opozycji, noblistka Aung San Suu Kyi, gdy stało się jasne, że jej partia zmierza po parlamentarną większość.
Armia pogratulowała również wszystkim obywatelom, którzy zagłosowali w wyborach w "systematyczny i zdyscyplinowany" sposób. Wcześniej w środę minister informacji Birmy Ye Htut ogłosił, że rząd podporządkuje się wynikom wyborów i pokojowo przekaże władzę zwycięzcom.
Partia noblistki wygrywa
Nie ma jeszcze pełnych oficjalnych rezultatów, ale ogłaszane stopniowo wyniki częściowe i osobne kalkulacje NLD wskazują na przygniatające zwycięstwo partii Suu Kyi. Zdobyła ona 80 proc. z dotychczas ogłoszonych miejsc w niższej izbie parlamentu, jak również przeważającą większość w izbie wyższej i parlamentach regionalnych. Eksperci oceniają taki wynik jako kamień milowy na drodze do demokratyzacji Birmy. Były to pierwsze wolne wybory w Birmie od 2011 roku, kiedy władająca krajem twardą ręką wojskowa junta przekształciła się w cywilny rząd jako Partia Unii Solidarności i Rozwoju (USDP). Wybory 8 listopada były kontynuacją rozpoczętego wówczas procesu pokojowej transformacji i otwierania kraju po pięciu dekadach rządów wojska. Komentatorzy obawiali się, że armia lub złożony z emerytowanych generałów quasi-cywilny rząd nie zaakceptują porażki. Wcześniejsze zapewnienia prezydenta, że USDP uzna wyniki, a także gratulacje ze strony armii, w dużym stopniu uspokajają nastroje w Birmie.
Według międzynarodowych obserwatorów monitorujących głosowanie, m.in. z Unii Europejskiej i amerykańskiego Centrum Cartera, wybory przebiegły prawidłowo, a liczenie głosów odbywa się w sposób przejrzysty. Nie można ich jednak uznać za w pełni demokratyczne, gdyż armia zarezerwowała sobie 25 proc. miejsc we wszystkich izbach. Niezależnie od wyników w rękach wojska pozostaną resorty siłowe i dość mandatów w parlamencie, by zablokować ew. zmianę konstytucji. Nawet jeśli wyniki się potwierdzą, Aung San Suu Kyi nie będzie mogła zostać prezydentem, gdyż konstytucja wyklucza z ubiegania się o ten urząd osoby posiadające krewnych z obcym paszportem. Opozycjonistka zapewniła jednak przed wyborami, że to ona będzie de facto sprawować władzę, gdyż będzie "ponad prezydentem".
Autor: mtom / Źródło: PAP