Najpierw zadzwoniła do córki. Dziennikarka niezależnego portalu na wolności

Źródło:
TUT.by, Radio Swoboda, PAP

Dziennikarka niezależnego portalu TUT.by Kaciaryna Barysewicz opuściła kolonię karną w Homlu po półrocznym pobycie. Tyle wynosiła kara pozbawienia wolności, na którą została skazana po opublikowaniu artykułu o brutalnym pobiciu Ramana Bandarenki na placu Przemian w Mińsku.

Spotkanie z Katią przebiegło spokojnie, choć o godzinie 7 rano, gdy koleżanki podeszły do ​​wejścia kolonii karnej, zobaczyły zaparkowany nieopodal charakterystyczny bus, a także samochód z mężczyzną w mundurze. Około 7:24 rano Katia opuściła bramy kolonii z dwoma dużymi torbami - relacjonował TUT.by.

OGLĄDAJ NA ŻYWO W TVN24 GO

Dziennikarka zadzwoniła najpierw do swojej 18-letniej córki Daszy, która oczekuje na powrót matki wraz z innymi krewnymi w Mińsku. Kaciaryna powiedziała nam, że przez dłuższy czas nie mogła zebrać wszystkich listów, a otrzymała ich w ciągu pół roku prawie pół tysiąca - poinformował TUT.by.

Kaciaryna Barysewicz na wolności TUT.by

Skazani za "ujawnienie tajemnicy lekarskiej"

Do kolonii karnej w Homlu, 300 km na południowy wschód od Mińska, Barysewicz została przewieziona dwa dni wcześniej z Mohylewa, dokąd trafiła zaledwie na tydzień przed planowanym zwolnieniem. W sumie – jak informuje Białoruskie Stowarzyszenie Dziennikarzy – w ciągu pół roku Barysewicz odsiadywała wyrok w pięciu różnych miejscach.

Dziennikarka została skazana na pół roku więzienia 2 marca. Prokuratura zarzuciła jej "ujawnienie tajemnicy lekarskiej, co miało pociągnąć za sobą wzrost społecznego napięcia i tworzenie atmosfery braku zaufania do organów państwowych". Wyrok (dwa lata pozbawienia wolności z rocznym odroczeniem wykonania kary) usłyszał także anestezjolog Arciom Sarokin.

Uczestnicy protestu na placu Przemian, gdzie został pobity Raman Bandarenka. Zdjęcie archiwalne TUT.by

Na poczet kary zaliczono Barysewicz trwający od listopada 2020 areszt, bo wtedy dziennikarka trafiła za kraty po tym, jak napisała artykuł w sprawie brutalnego pobicia Ramana Bandarenki na placu Przemian w Mińsku. Ujawniła w nim, po informacji od operującego go Sarokina, że Bandarenka w chwili, gdy doszło do pobicia, był trzeźwy. Podważyła zatem oficjalną wersję władz, które utrzymywały, że Bandarenka "był pijany i padł ofiarą sąsiedzkiej sprzeczki". 

Miejsce, gdzie został pobity Raman Bandarenka TUT.by

Miejsce pamięci

Raman Bandarenka zmarł wieczorem 12 listopada 2020 roku w szpitalu w Mińsku na skutek doznanych ciężkich obrażeń. Wcześniej na podwórku, zwanym potocznie placem Przemian, został zaatakowany, najprawdopodobniej przez funkcjonariuszy w cywilu, którzy obcinali wiszące na ogrodzeniu biało-czerwono-białe wstążki, symbolizujące opór przeciwko reżimowi Alaksandra Łukaszenki. Po pobiciu sprawcy zabrali Bandarenkę do mikrobusu. Potem miał trafić na komisariat, a kilka godzin później do szpitala w stanie krytycznym, z ciężkimi obrażeniami. Lekarzom nie udało się go uratować.

Śmierć Bandarenki wywołała duży rozgłos i falę oburzenia wśród Białorusinów, którzy na placu Przemian utworzyli symboliczne miejsce pamięci, z kwiatami, zniczami i portretami mężczyzny.

Rewizja i zatrzymania

We wtorek białoruskie służby dokonały rewizje w redakcji TUT.by i mieszkaniach pracowników. Wszczęto sprawę karną dotyczącą przestępstw podatkowych, zatrzymano kilkanaście osób, w tym z kierownictwa portalu. Jednocześnie władze zablokowały dostęp do strony internetowej TUT.by i jej wersji w związku z "wielokrotnym publikowaniem tam niedozwolonych treści".

Portal TUT.by według medialnych statystyk ma 3,3 mln użytkowników i obejmuje ponad 60 proc. odbiorców mediów internetowych na Białorusi. Jest stałym obiektem krytyki ze strony władz i mediów państwowych, które zarzucają mu "wywrotowość" i wspieranie antyrządowych protestów. W 2020 roku władze pozbawiły portal statusu środka masowego przekazu.

Autorka/Autor:tas\mtom

Źródło: TUT.by, Radio Swoboda, PAP

Źródło zdjęcia głównego: TUT.by

Tagi:
Raporty: