Przywódca Białorusi Alaksandr Łukaszenka nakazał przeprowadzenie kontroli działań operatora telekomunikacyjnego A1, należącego do A1 Telekom Austria Group. Polityk nakazał zastosować ostre konsekwencje – poinformował w niedzielę wiceszef kancelarii białoruskiego lidera.
Według wiceszefa kancelarii Łukaszenki Ihara Łuckiego austriacka firma miała "przekazywać informacje w niewłaściwe miejsca". Nie wiadomo jednak, jakie konkretnie pretensje mają do zachodniej firmy białoruskie władze.
10 grudnia na Białorusi zatrzymano rzecznika prasowego firmy Mikałaja Bredzeleua. Później w prorządowych sieciach społecznościowych opublikowano nagranie, w którym mężczyzna "przyznaje się" do przekazywania osobom trzecim informacji związanej z jego działalnością zawodową. W wideo znalazły się również informacje dotyczące jego życia prywatnego, w tym orientacji seksualnej.
Ambasada Austrii wystosowała w związku z tym protest do białoruskich władz, a publikację nazwała "naruszeniem praw osobistych" Bredzeleua.
Firma A1 oświadczyła później, że oficjalnie nie posiada wiedzy o jakichkolwiek działaniach prawnych białoruskich władz wobec jej struktur, a o oskarżeniach wie tylko "nieoficjalnie". Zaznaczono również, że dostęp do danych klientów jest ściśle reglamentowany, a rzecznik prasowy takim dostępem nie dysponował.
Białoruska firma A1 od 2007 r. należy do międzynarodowej grupy A1 Telekom Austria Grup, która jest europejską filią holdingu America Movil.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock