Od północy w stolicy USA Waszyngtonie każdy, w tym pierwszy obywatel Barack Obama, może legalnie przejść ulicą nawet z uncją marihuany (ok. 28,3 g), pochwalić się nią znajomym, wymachiwać przed przechodniami, a i tak nie zostanie za to zatrzymany przez policję. W Dystrykcie Kolumbii od czwartku posiadanie tego narkotyku nie jest już bowiem karalne. Depenalizacja nie oznacza jednak legalizacji.
W czwartek o północy minęło 60 dni, odkąd urzędnicy stołecznego Dystryktu Kolumbia (D.C.) zdecydowali, że posiadanie marihuany na własny użytek należy skreślić z listy przestępstw.
Nie wszystko wolno, nawet Obamie
Nie chodzi oczywiście o posiadanie plantacji lub czerpanie korzyści z rozprowadzania, bo za to wciąż grożą aresztowanie, wysokie grzywny i wieloletnie wyroki więzienia. Po długiej debacie i licznych sporach sądowych uznano jednak, że nawet z pokaźną porcją marihuany można się będzie publicznie obnosić.
Zakładając, że najważniejszy mieszkaniec Waszyngtonu - i każdy z jego waszyngtońskich "sąsiadów" - chciałby skorzystać z nowych przepisów: co już w czwartek mógłby, a czego nie mógłby zrobić?
Po pierwsze, prezydent USA nie musiałby się tłumaczyć z tego, że ma ze sobą ponad 28 gramów suszu. Po drugie, nie musiałby go nawet chować, mógłby się nim pochwalić, otworzyć opakowanie, wąchać i pozwalać wąchać innym. Mógłby też ostentacyjnie spacerować z dowolną liczbą skrętów, byle ich łączna waga nie przekroczyła jednej uncji.
Skąd jednak wejść w posiadanie tych produktów? Legalnie - łatwo nie będzie, skoro kupić nadal nie wolno, hodować nie wolno...
No i zapalić publicznie też nie wolno. Za zauważoną próbę zapalenia na ulicy policja będzie mogła ukarać mandatem w wysokości 25 dolarów, czyli ok. 75 złotych. Nie będzie jednak spisywać danych osobowych palacza, więc nawet jeśli Obamie zdarzyłby się "dymek" w miejscu publicznym, w Białym Domu nie powinni pojawić się policjanci z nakazem rewizji.
Autor: adso//rzw / Źródło: Buzzfeed