Azerbejdżan zagroził, że zmuszony zaatakuje elektrownię atomową w Armenii. Baku utrzymuje, że to odpowiedź na groźbę Erywania możliwym atakiem na przygraniczną tamę.
- Armenia nie powinna zapominać, że najnowsze systemy rakietowe, które są na wyposażeniu sił zbrojnych Azerbejdżanu, są w stanie przeprowadzić celny atak na elektrownię jądrową Mecamor, co byłoby katastrofą dla Armenii - powiedział pułkownik Wagif Dargiahli z azerbejdżańskiego ministerstwa obrony, cytowany przez państwową agencję Azertac.
Powodem ostrzeżenia - jak utrzymują władze w Baku - są wypowiedzi strony armeńskiej o możliwości przeprowadzenia ataku na Zbiornik Mingeczaurski na rzece Kura w północnym Azerbejdżanie. Jego zniszczenie mogłoby doprowadzić do podtopienia ogromnych obszarów Azerbejdżanu. Tymczasem władze w Erywaniu oświadczyły, że nikt w kraju nie składał podobnych oświadczeń. MSZ Armenii uznało ponadto groźby ze strony Baku za "przestępcze", które w "rażący sposób naruszają prawo międzynarodowe i Konwencję Genewską".
"Groźba Azerbejdżanu dotycząca uderzenia w ormiańską elektrownię atomową jest bezpośrednim przejawem państwowego terroryzmu, świadczy też o stopniu rozpaczy i kryzysie świadomości wojskowo-politycznych przywódców tego kraju" - podał w piątkowym komunikacie resort armeńskiej dyplomacji, cytowany przez portal informacyjny panorama.am. "Składając podobnego rodzaju oświadczenia, przywództwo Azerbejdżanu stwarza zagrożenie dla wszystkich narodów regionu, w tym dla własnych obywateli" - dodał resort, apelując do wspólnoty międzynarodowej o odpowiednią reakcję.
Obydwie strony oskarżają się o prowokację
Groźba azerbejdżańskiego ataku na armeńską elektrownię została poprzedzona zbrojnymi starciami na granicy obydwu państw, które wybuchły 12 lipca w pobliżu wioski Tawusz w północno-wschodniej Armenii. Wieś leży około 300 km od Górskiego Karabachu, górzystej części Azerbejdżanu zamieszkałej przez etnicznych Ormian, którzy ogłosili niepodległość podczas konfliktu, który wybuchł po rozpadzie Związku Radzieckiego w 1991 roku. Baku i Erywań toczą spór o tę enklawę od wielu lat, do ataków dochodzi też wzdłuż granicy między obydwoma państwami.
W poniedziałek ministerstwo obrony w Baku podało, że w wyniku dwudniowych walk zginęło czterech żołnierzy, a trzech zostało rannych. Władze w Erywaniu poinformowały z kolei, że zostało rannych dwóch armeńskich funkcjonariuszy sił specjalnych i trzech żołnierzy. Obydwie strony oskarżają się o "prowokację".
USA, OBWE i ONZ wezwały strony konfliktu do zaprzestania działań wojennych. Władze Rosji zadeklarowały pośrednictwo w negocjacjach pokojowych.
"W wyniku ostrzału pokojowych osad w rejonie tawuszskim uszkodzone zostały 24 domy, zakład produkcji koniaku i winiarnia, przedszkole, cmentarz, cztery samochody, wodociąg, gazociąg, szklarnia, komisariat policji. Rannych zostało dwóch policjantów i cywil" - wyliczyli straty przedstawiciele Armenii.
"Jednostki sił zbrojnych Armenii naruszyły zawieszenie broni 97 razy w różnych kierunkach frontu w ciągu ostatniej doby. Obecnie w kierunku regionu Towuz (po stronie Azerbejdżanu - red.) panuje względny spokój, nasze osady nie są ostrzeliwane, ale napięcie się utrzymuje" - podał ze swojej strony azerbejdżański resort obrony.
Źródło: tvn24.pl, panorama.am, azertag.az, rfe.rl
Źródło zdjęcia głównego: Wikipedia/Stratocles/ChNPP/CC BY-SA 3.0