11,8 procent sprzedawanych w Australii owoców morza okazało się być czymś innym, niż informowano na etykietach. Kontrole najpopularniejszych produktów wykazały, że wewnątrz nie tylko znajdowały się często inne gatunki, ale też że wiele z nich było zagrożonych wyginięciem.
Wyniki badania w piątek opisały brytyjski "Guardian" i australijska stacja ABC. Organizacja Minderoo Foundation przeprowadziła badanie, w którym wzięto pod lupę DNA 672 produktów z owoców morza sprzedawanych w australijskich supermarketach, targach i restauracjach z całego kraju. Okazało się, że aż 11,8 proc. skontrolowanych produktów miało zawartość niezgodną z widniejącą na nich etykietą.
Owoce morza w Australii
Naukowcy przyjrzeli się przede wszystkim tym owocom morza, które są najchętniej kupowane przez konsumentów, takim jak krewetki, kawałki rekina, ryby lucjanowate (popularny gatunek okoniowatych - red.), kalmary i tuńczyk - przekazała Emily Harrison z Minderoo Foundation w rozmowie z radiem ABC Perth. Okazało się, że w przypadku niektórych produktów błędy występowały częściej niż w innych. Najczęściej niezgodność zawartości z etykietą dotyczyła rekina - dotyczyło to aż 35,9 proc. przypadków, oraz ryb lucjanowatych - w 25,2 proc. przypadków.
Główny autor badania dr Chris Wilcox podkreślił, że równie dużym problemem, jak błędne etykietowanie, okazało się stosowanie zbyt ogólnych oznaczeń. Tylko jedna czwarta z przebadanych produktów wskazywała na konkretny gatunek, a w większości stosowane były ogólnikowe terminy, takie jak płaszczka lub rekin. W rezultacie zdarzało się, że choć zawartość opakowania teoretycznie zgadzała się z etykietą, to zawierała gatunki zagrożone wyginięciem.
Na przykład, po zbadaniu DNA pochodzącej z importu płaszczki sprzedawanej przez jeden z supermarketów w Tasmanii okazało się, że co prawda była to płaszczka, ale jej zagrożony wyginięciem gatunek z Ameryki Południowej - raja gładka. Z kolei jedna z restauracji w Australii Zachodniej podawała głowomłota pospolitego, również zagrożonego wyginięciem, podpisanego po prostu jako rekin.
Dr Wilcox zauważa, że podobny problem z błędnym etykietowaniem owoców morza występuje nie tylko w Australii, ale także w innych krajach, i należy się nim zająć. - Konsumenci powinni móc polegać na etykietach, które powinny przedstawiać to, co rzeczywiście znajduje się w opakowaniu - podkreślił. - Nie zaakceptowalibyśmy takich błędów w przypadku innych produktów, więc nie powinniśmy ich akceptować też w przypadku owoców morza - dodał.
Źródło: Guardian, abc.net.au
Źródło zdjęcia głównego: Bigc Studio/Shutterstock