Szef syryjskiej dyplomacji Walid el-Mualim kategorycznie odrzucił tezę, że to rząd w Damaszku sięgnął po broń chemiczną do przeprowadzenia we wtorek ataku w kontrolowanej przez rebeliantów prowincji Idlib na północnym zachodzie kraju. Głos zabrała też Rosja.
Mualim zapewnił dziennikarzy na konferencji prasowej w Damaszku, że "armia syryjska nigdy nie wykorzystała broni chemicznej i nie sięgnie po broń chemiczną przeciwko Syryjczykom, przeciwko naszym dzieciom czy nawet przeciwko terrorystom, którzy nas zabijali".
"Chór oskarżeń"
Syria twierdzi, że przeprowadziła nalot na magazyn, w którym Front al-Nusra (ugrupowanie dawniej powiązane z Al-Kaidą) składowało broń chemiczną. Szef dyplomacji powtórzył tę tezę, która jest popierana oficjalnie przez Rosję. Wersję tę odrzuca Waszyngton jako niewiarygodną.
Mualim potępił "chór oskarżeń" wobec Syrii, który - w jego opinii - zapoczątkowały kraje znane ze swej wrogości wobec władz w Damaszku. Wyraził zdanie, że głównym beneficjentem tych niesłusznych oskarżeń jest Izrael.
Pieskow: nie należy stosować etykietek
Z kolei rzecznik prezydenta Rosji Władimira Putina Dmitrij Pieskow wezwał w czwartek do powściągliwości w reagowaniu na wtorkowy atak.
Jak oświadczył, nie należy stosować etykietek w odniesieniu do tej tragedii, mogącej przynieść korzyści terrorystom, tym którzy ich popierają i siłom próbującym podważyć legalność władz Syrii.
Zaznaczył jednocześnie, że wypowiedzi prezydenta Donalda Trumpa na temat tego incydentu nie wywrą większego wpływu na stosunki Rosji z USA.
Atak chemiczny
Według Syryjskiego Obserwatorium Praw Człowieka w ataku chemicznym na miejscowość Chan Szajchun w prowincji Idlib zginęło 86 osób, w tym 30 dzieci.
Syryjska opozycja i wiele państw zachodnich a także Turcja winą za atak obarcza reżim prezydenta Asada.
Autor: pk\mtom / Źródło: PAP