- Nie czas żałować róż gdy płoną lasy - powiedział Juliusz Słowacki. Podobnie uważa włoski minister administracji publicznej Renato Brunetta, który naraził się tamtejszym filmowcom, mówiąc, że żądanie finansowania ich dzieł z budżetu państwa "jest nie na miejscu, zwłaszcza jeśli brakuje pieniędzy np. na żłobki".
Nie mamy pieniędzy na żłobki i starszych ludzi, którzy wymagają pomocy, a potem wyrzucamy miliony euro na finansowanie grup wpływów z funduszu kinematografii. (...). Ja mówię: nie dawajmy ani euro filmowi, niech sami dają sobie radę brunetta o filmie
Jak nie wiadomo, o co chodzi...
W tym samym wywiadzie minister, po raz kolejny w ostatnich dniach, skrytykował filmy zaprezentowane na zakończonym właśnie festiwalu filmowym w Wenecji. Już wcześniej jego oceną był oburzony reżyser Michele Placido. Nie może on wybaczyć ministrowi słów o tym, że kręci się filmy przedstawiające Włochy w "ohydny sposób".
Odnosząc się do weneckiego festiwalu, Brunetta oświadczył: - Widziałem, że to, co dzieje się na świecie, tłumaczyli tam ci sami, którzy nic nie zrozumieli, wystarczy pomyśleć o upadku muru berlińskiego.
Następnie podał przykład znanego włoskiego reżysera filmowego Roberto Rosselliniego, który - jak mówił, odnosząc się do początków kariery artysty w dobie faszyzmu - "najpierw brał pieniądze od reżimu, a potem zmienił zdanie". - Był wielkim reżyserem, ale branie pieniędzy od państwa warunkuje zawsze, także wolność" - zaznaczył włoski minister. "Po co finansujemy film? Może finansujmy bar albo dyskotekę? - zapytał.
Źródło: PAP, lex.pl
Źródło zdjęcia głównego: wikipedia.pl