26-letni Amerykanin John Allen Chau, który popłynął na wyspę na Oceanie Indyjskim, został tam zabity przez grupę rdzennych mieszkańców - myśliwych i zbieraczy żyjących w pełnej izolacji od świata zewnętrznego. Policja szuka sposobu na zabranie z wyspy zwłok.
Wyspa Sentinel Północny (North Sentinel Island) zamieszkana przez Sentinelczyków jest częścią indyjskiego terytorium związkowego Andamanów i Nikobarów położonego na styku Zatoki Bengalskiej i Morza Andamańskiego. Obcym wstęp jest tam surowo wzbroniony. Wizyty z zewnątrz są ograniczone do rzadkich "podroży z podarunkami", podczas których niewielkie grupy przedstawicieli władz i naukowców pozostawiają wyspiarzom dary - banany i orzechy kokosowe.
Chciał nawracać, został zabity
Chau - podróżnik i misjonarz - dostał się na wyspę nielegalnie, korzystając z pomocy rybaków, a ostatni odcinek pokonał kajakiem. Zabrał ze sobą podarunki, m.in. piłkę futbolową i rybę.
Nie wiadomo, co dokładnie się wydarzyło 17 listopada. Rankiem następnego dnia rybacy zobaczyli wyspiarzy zakopujących zwłoki Amerykanina na plaży.
Rybacy wrócili do Port Blair (stolicy Andamanów i Nikobarów) i powiedzieli przyjacielowi Chau, co zaszło, a ten powiadomił rodzinę Amerykanina.
Pięciu rybaków aresztowano pod zarzutem pomocy w nielegalnym dostaniu się na wyspę. Aresztowany został też przyjaciel Amerykanina, który pomagał w wynajęciu rybaków i lokalny przewodnik.
"Boże nie chcę zginąć"
Okazało się, że misjonarz prowadził dziennik z wyprawy. Opisał w nim pierwsze spotkanie z tubylcami.
"Wrzasnąłem: nazywam się John, kocham was i Jezus was kocha" - napisał w swoim dzienniku, którego fragmenty przekazała "Washington Post" matka Amerykanina. Wkrótce potem młody członek plemienia miał strzelić do niego z łuku. Jak opisał w pamiętniku, strzała wbiła się w egzemplarz Biblii, który trzymał w ręku. Amerykanin odpłynął wtedy do czekającej na niego w bezpiecznej odległości łodzi rybackiej, ale następnego dnia powrócił na wyspę.
Wrogie nastawienie mieszkańców wyspy nie zniechęciło Chau, który pragnął nawrócić plemię. "Boże, czy ta wyspa jest ostatnim bastionem szatana, gdzie nawet nie miał szansy usłyszeć Twojego imienia?" - czytamy w pamiętniku, który mężczyzna przekazał towarzyszącemu mu rybakowi z Indii.
Z jego notatek wynika, że zdawał sobie sprawę, iż wyprawa, której się podejmuje, jest nielegalna. Opisał, jak płynął na wyspę małą łódką pod osłoną nocy. "Sam Bóg ukrywał nas przed Strażą Wybrzeża i patrolami" - napisał. "Możecie myśleć, że jestem szalony, ale myślę, że warto przedstawić tym ludziom Jezusa. Boże nie chcę zginąć" - napisał w ostatniej wiadomości do rodziny.
Odzyskać ciało
Odzyskanie zwłok stanowi problem, ponieważ Sentinel Północny jest objęty szczególną ochroną. Tamtejsi mieszkańcy żyją tak jak ich przodkowie przed tysiącami lat i nie tolerują obcych. Szef policji Andamanów i Nikobarów, Dependera Pathak, poinformował w czwartek, że prowadzone są konsultacje z naukowcami, m.in. z antropologami i ekspertami ds. ludności plemiennej, a także z leśnikami. Chodzi o znalezienie sposobu na zabranie zwłok bez niedopuszczalnej ingerencji w życie wyspiarzy.
Autor: momo / Źródło: PAP, CNN
Źródło zdjęcia głównego: CNN