-To nie jest wszystko takie proste - mówił o akcji ratowniczej dzieci uwięzionych w Tham Luang Nang Non w Tajlandii instruktor nurkowania Piotr Paulo, który zna tę jaskinię. Jego zdaniem najprawdopodobniej chłopcy zostaną przetransportowani przez nurków na powierzchnię.
W piątek pojawiły się informacje, że jeden z nurków, który brał udział w akcji ratunkowej w Tajlandii, stracił przytomność w momencie opuszczania zalanej jaskini. Mimo wysiłków nurka nie udało się uratować.
O bieżącej sytuacji podczas akcji ratunkowej mówił na antenie TVN24 instruktor nurkowania w Tajlandii - Piotr Paulo.
"Próby reanimacji nie przyniosły żadnego efektu"
Ocenił, że w przypadku śmierci członka ekipy ratunkowej doszło prawdopodobnie do "nieszczęśliwego wypadku".
- Nie znamy jeszcze wszystkich szczegółów - mówił. - Nie skończyło mu się powietrze. Butlę miał pełną, miał wiele dodatkowych butli z powietrzem - te, które rozmieszczał po drodze, więc to nie tutaj jest przyczyna. Na pewno znaleziono go nieprzytomnego z ustnikiem, który mu wypadł - mówił Paulo.
Instruktor ocenił, że śmierć nurka nie tylko uzmysławia, jak trudną akcję przeprowadza się teraz w jaskini, ale też "powoduje pewnego rodzaju presję na psychikę ratowników". - Są naoczne dowody na to, że jest to bardzo niebezpieczna akcja i nie wszystko może pójść tak, jak byśmy sobie tego życzyli - stwierdził.
W miejscu, w którym znajduje się 12 chłopców i trener, z powodów ulewnych deszczów ma być coraz więcej wody i coraz mniej tlenu.
"Jest konieczność ewakuacji"
Gość TVN24 mówił, że uwięzionych nie powinno się wynosić na powierzchnię szybko, a raczej czekać.
- Oczywiście tym czynnikiem, który powoduje zmianę podejścia i decyzję o ewakuacji jest kończący się tlen. Jeżeli ten problem nie zostanie w jakiś sposób rozwiązany i tego miejsca (w którym znajdują się uwięzieni - red.) nie uda się w jakiś sposób napowietrzyć, to jest konieczność ewakuacji i podjęcia ryzyka niezależnie od tego, jakie będą tego efekty - zaznaczył.
"To nie jest wszystko takie proste"
Paulo wskazał, że zastosowanie odwiertów w skałach w tej akcji ratunkowej, a o takim rozwiązaniu też się mówi, wiąże się z kilkoma problemami.
- Po pierwsze, jaskinia nie jest dokładnie "zmapowana", nie ma dokładnych danych kartograficznych, więc wiele danych odnośnie umiejscowienia jakiegoś korytarza opiera się na szkicach i domniemaniach, gdzie one dokładnie są - mówił.
- Po drugie, mamy bardzo dużą przestrzeń tej góry, która jest powyżej korytarza jaskini. Mówi się, że jest to co najmniej 800 metrów, a może nawet więcej - stwierdził.
- A trzeci problem, to samo miejsce wiercenia. Na górze tej skały mamy gęstą dżungle, mamy las tropikalny, w związku z czym dojście tam ze sprzętem stanowi gigantyczne wyzwanie. To nie jest wszystko takie proste - mówił Paulo.
"Część z tych chłopców nie umie pływać"
Pytany o umiejętności, które muszą posiąść uwiezieni, aby bezpiecznie wydostać się z pułapki, instruktor uznał, że "nie oczekuje się od nich takich umiejętności jak od nurków, którzy mieliby się tam samodzielnie dostać".
- Część z tych chłopców nie umie pływać i okazuje się, w moim odczuciu, że to nie jest żaden problem, ponieważ oni nie muszą nigdzie płynąć - zaznaczył. - Plan ma być taki, że będzie trzech ratowników, którzy mają asystować każdemu - powiedział.
Podkreślił, że najważniejsze jest, aby chłopcy "nie wpadli w panikę pod wodą".
- Być może widoczność będzie spadała tak, że nie będą widzieli chwilami kompletnie nic, a w korzystnym scenariuszu będą widzieli chociaż twarze ratowników - stwierdził.
Zaznaczył, że należy mieć nadzieję na powodzenie akcji ratunkowej. - Trzymać kciuki, modlić się do Boga, czy do Buddy, tak jak robią to matki chłopców - zakończył.
Miesiące czekania?
12 zawodników klubu piłkarskiego w wieku 11-16 lat i ich 25-letni trener weszli w sobotę, 23 czerwca, do jaskini Tham Luang Nang Non w prowincji Chiang Rai na północy Tajlandii, gdzie zostali odcięci od świata przez ulewne deszcze. Kompleks jaskiń ciągnie się tam przez kilka kilometrów, przejścia są wąskie, a w porze deszczowej często zalewa je woda. Grupę odnaleźli w poniedziałek wieczorem w głębi jaskini brytyjscy nurkowie. Wszyscy są już bezpieczni, choć nierozwiązana pozostaje kwestia wydostania ich z jaskini, która wciąż jest częściowo zalana wodą. Wycieńczonym chłopcom i trenerowi przekazano we wtorek wysokokaloryczne pożywienie i lekarstwa, a ratownicy przygotowują się na scenariusz, w którym będą oni musieli spędzić w środku nawet kilka miesięcy.
Autor: KR/adso/kwoj / Źródło: TVN 24, PAP