Abbas chce rozmów pokojowych z Izraelem. Warunek: zaprzestanie kolonizacji


Palestyński prezydent Mahmud Abbas wezwał w piątek Izrael do wznowienia rozmów pokojowych. Wysunął jeden warunek: Izrael ma zaprzestać kolonizacji palestyńskich terenów okupowanych, tj. budowy nowych osiedli na Zachodnim Brzegu i we Wschodniej Jerozolimie.

- Mówiłem tysiące razy, że pragniemy podjąć na nowo negocjacje (...). Istnieje przynajmniej 15 rezolucji ONZ, które uznają kolonizację za nielegalną i za przeszkodę na drodze do pokoju. Dlaczego więc Izraelczycy nie zaprzestają kolonizacji? - pytał w piątek Abbas w rozmowie z nowojorskimi dziennikarzami.

3000 nowych mieszkań

Do spotkania z prasą doszło w parę godzin po tym, gdy przedstawiciel rządu premiera Benjamina Netanjahu powiedział korespondentowi izraelskiego dziennika "Haarec" o planach budowy nowych 3 000 mieszkań dla żydowskich osadników na Zachodnim Brzegu i we Wschodniej Jerozolimie.

O podjęcie na nowo rokowań izraelsko-palestyńskich wystąpili prezydent Francji Francois Hollande i wielu innych europejskich przywódców oraz Stolica Apostolska, a także m.in. Chiny, Egipt, Jordania.

Stany Zjednoczone, jedno z państw, które głosowały w ONZ przeciwko wnioskowi Palestyny o przyznanie statusu nieczłonkowskiego państwa obserwatora, uważają, że decyzja organizacji "przysparza przeszkód na drodze do pokoju". Tak określiła to sekretarz stanu USA Hillary Clinton.

Tymczasem Unia Europejska wezwała Izrael i Palestyńczyków do jak najszybszego powrotu do stołu negocjacji.

"Suwerenność izraelska" na terytorium Palestyny

Państwa, które głosowały za nowym statusem dla Autonomii Palestyńskiej, wyrażają w deklaracjach swych przywódców nadzieję, że decyzja ONZ stanie się bodźcem do wznowienia rokowań pokojowych między Izraelem a Palestyną.

Izraelski wicepremier Silwan Szalom, który zajmuje trzecie miejsce na liście wyborczej prawicowego Likudu ogłoszonej w związku z przedterminowymi wyborami wyznaczonymi na styczeń, nazajutrz po głosowaniu w ONZ zagroził Palestyńczykom bezpośrednimi sankcjami.

Szalom zarzucił Abbasowi, że "nie dotrzymał wierności zobowiązaniom swego poprzednika Jasera Arafata, podjętym w Oslo (1993), które wykluczały jednostronne inicjatywy".

"Pogwałcenie tych porozumień (...) oznacza, że również Izrael może podejmować jednostronne inicjatywy, na przykład zastosować suwerenność izraelską na terytoriach (palestyńskich)" - oświadczył Szalom.

Stanowi to - komentuje AFP - aluzję do możliwości dokonania przez Izrael aneksji Zachodniego Brzegu, czego domagają się niektórzy radykalni politycy Likudu.

Izraelski minister ds. strategii Mosze Jaalon domagał się, aby Izrael szybko i zdecydowanie zareagował na "naruszenie porozumień" ze strony Palestyńczyków.

Cztery stracone lata?

Opozycja oskarża prawicowy rząd Netanjahu, który jest wielkim faworytem wyborów, o spowodowanie impasu w negocjacjach z Palestyńczykami, które de facto znajdują się w martwym punkcie od 2008 roku.

- Izrael stracił wraz z uznaniem Palestyny przez ONZ wszystko, co dotąd osiągnęliśmy w drodze negocjacji - oświadczyła była minister spraw zagranicznych Cipi Liwni (2006-2009), która w tym tygodniu wylansowała nową, centrową partię opozycyjną.

- To wynik błędnej polityki, czterech lat politycznego impasu, przemówień i oskarżeń wysuwanych przez premiera Netanjahu (...), które naraziły bezpieczeństwo Izraela - oświadczyła Liwni.

Liczni izraelscy komentatorzy, podobnie jak rząd, są jednak zdania, że wynik czwartkowego głosowania w ONZ nie będzie miał większego praktycznego znaczenia.

"Liczba krajów, które głosowały za rezolucją przyznającą Palestyńczykom status obserwatora, nie jest ważna. Bez zgody Izraela nigdy nie będzie państwa palestyńskiego. Izrael, koniec końców, reprezentuje 50 proc. stron konfliktu, a głosowanie w ONZ nic w tym nie zmieni" - twierdzi redaktor artykułu wstępnego w dzienniku "Jedijot Achronot" Noah Kliger.

Autor: adso//kdj / Źródło: PAP

Tagi:
Raporty: