11 września zmienił nie tylko światowe podejście do terroryzmu, ale także do bezpieczeństwa latania - zwłaszcza przez ocean. Pasażerowie musieli zrzec się części swobód, a obsługa zmienić reguły kontroli. Reporter "Polski i Świata" był za kulisami przygotowań do transatlantyckiego lotu z Polski. Co się zmieniło przez ostatnie 10 lat?
Lot przez Atlantyk to dzisiaj duże wyzwanie. Kilka godzin przed odlotem piloci zbierają się na własną "odprawę", podczas której ustalają najmniejsze nawet szczegóły lotu. W tym samym czasie zaczynają się już odprawiać pasażerowie. Dzisiaj wiedzą, że przysłowiowe "dwie godziny" przed odlotem to zdecydowanie za mało.
Wszystko z powodu 11 września - ten dzień zmienił wszystko w podejściu do bezpieczeństwa lotów. Przed zamachami na WTC kwestie te regulowała konwencja chicagowska, pozostawiając państwom dowolność w doborze metod. - Jedne były nowoczesne, inne jak za króla Ćwieczka. Można było w jednym państwie wsiąść do samolotu niemal bez żadnej kontroli, a wysiadać w państwie z bardzo rozbudowanym systemem kontroli - mówi Przemysław Przybylski, rzecznik prasowy lotniska Chopina w Warszawie.
Pasażerowie też muszą się poświęcić
Dzisiaj dba się o to, by do minimum sprowadzić możliwość powtórki tragicznych wydarzeń. Ale to wymaga wyrzeczeń także od pasażerów.
Według Przybylskiego, atak podobny do zamachów 11 września wciąż może się powtórzyć. - Terroryści mogą wejść na pokład samolotu i potraktować go jako wielką bombę - mówi. - Żeby do tego nie dopuścić, warto oddać trochę swojej swobody osobistej - przekonuje.
Co zmieniło się w pracy pilotów latających przez Atlantyk po 11 września? - Czasami dostajemy polecenia skrętu o 90 stopni, potem 180, znów 90. Tak jakby kontroler chciał upewnić się, że pilot panuje nad samolotem - mówi kpt. Piotr Rudomino, pilot.
Ale jak zgodnie twierdzą piloci, przyjemność latania do Nowego Jorku wcale się nie zmieniła.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24