"Ogromny smród, brak kuwet, pożywienia i wody". W takich warunkach przebywało 30 kotów pozostawionych przez właścicielkę w małym mieszkaniu w jednym z bloków w Tarnobrzegu. Kobieta wyjechała za granicę. Zwierzętami zajęło się Tarnobrzeskie Stowarzyszenie "Chrońmy Zwierzęta" Schronisko u Machowiaków. - Jeszcze nigdy nie widzieliśmy tak głodnych kotów - komentują obrońcy zwierząt.
Bulwersującą sprawę we wtorek w mediach społecznościowych opisało Tarnobrzeskie Stowarzyszenie "Chrońmy Zwierzęta" Schronisko u Machowiaków.
"Dzisiaj ogarnęła nas bezsilność i rozpacz. Dostaliśmy zgłoszenie, że w jednym z mieszkań w Tarnobrzegu przebywa od kilku dni 30 kotów pozostawionych samych sobie. Początkowo wydało się nam to nieprawdopodobne. Mieszkanie, blok, 30 kotów, przecież są sąsiedzi… Pojechaliśmy na miejscu i zastaliśmy tragedię. Kilkadziesiąt okrutnie głodnych kotów, bez grama jedzenia, bez grama wody, dwie kuwety niemożliwie przepełnione, totalny smród i syf. Pierwsze co zrobiliśmy to nakarmiliśmy zwierzęta, które rzuciły się na jedzenie. Dowiedzieliśmy się, że opiekunka wyjechała na kilka tygodni, "prawdopodobnie" ma wrócić pod koniec miesiąca" - zrelacjonowała w mediach społecznościowych Izabela Płudowska, prezeska Tarnobrzeskiego Stowarzyszenia "Chrońmy Zwierzęta" Schronisko u Machowiaków.
Pierwsze pomoc otrzymały kocięta
Tego samego dnia wolontariusze zabrali z mieszkania siedem kotów, które potrzebowały natychmiastowej pomocy. Cztery z nich mają zaledwie kilka tygodni. Maluchy były głodne i odwodnione, trafiły do domu tymczasowego jednej z zaprzyjaźnionych ze stowarzyszeniem wolontariuszki. - Zabraliśmy je w ostatniej chwili, inaczej by nie przeżyły - informuje Izabela Płudowska. Trzy kolejne miały około pół roku. One zostały przewiezione do weterynarza. Jak poinformowała prezeska stowarzyszenia, są zdrowe, ale potrzebują odpowiedniej diety.
Pozostałe koty zostały w mieszkaniu. Wolontariuszki posprzątały kuwety, zostawiły zwierzętom jedzenie i picie. Dziennie stowarzyszenie może zabezpieczyć 10 kotów, bo tyloma miejscami kwarantannowymi dysponuje. A taką kwarantannę musi przejść każde zabrane z mieszkania zwierzę.
Trafią do domów tymczasowych
Kolejnego dnia wolontariuszki zabrały z mieszkania kolejnych kilkanaście kotów. Siedem trafiło do zaprzyjaźnionej ze stowarzyszeniem fundacji. Te, które zostały w mieszkaniu, dostały jedzenie i świeżą wodę. Docelowo stowarzyszenie z mieszkania chce zabrać wszystkie koty.
"Z jednej strony serce aż wyrywa się z piersi, żeby je natychmiast zabrać, z drugiej strony jest zdrowy rozsądek, bo trzeba mieć gdzie. Jesteśmy zobowiązani do przestrzegania przepisów i ochrony zwierząt mieszkających w schronisku" - wyjaśniają członkowie organizacji.
Jak przekazali wolontariusze, zgłosili się już chętni, aby zaopiekować się odebranymi z mieszkania kotami.
Apel organizacji o wsparcie
Każdy kot zostanie przebadany przez weterynarza, zaszczepiony i przejdzie kastrację. Dopiero kiedy wolontariusze będą pewni, że kociak jest zdrowy, będą szukać mu domu.
Już dziś można za to pomóc stowarzyszeniu finansowo. Koszty związane z utrzymaniem kotów, szczepieniem, leczeniem i sterylizacją przekraczają możliwości organizacji. Na portalu ratujmyzwierzaki.pl ruszyła zbiórka funduszy na ten cel.
Osoby, które chcą wesprzeć zbiórkę, mogą wpłacać pieniądze tutaj.
Sprawę bada policja i sąd rodzinny
Jak przekazała nam podinspektor Beata Jędrzejewska-Wrona, oficer prasowa Komendy Miejskiej Policji w Tarnobrzegu, w środę do policji wpłynęło zawiadomienie o tym zdarzeniu.
- Prowadzimy w tej sprawie czynności z artykułu 35. Ustawy o ochronie zwierząt - przekazała nam mundurowa.
Dotyczy on znęcania się nad zwierzętami. Zagrożony jest karą do trzech lat pozbawienia wolności. W przypadku znęcania się ze szczególnym okrucieństwem - do więzienia można trafić na pięć lat.
Mundurowi ustalili właścicielkę kotów. - Kobieta przebywa za granicą - przekazała nam podinspektor Beata Jędrzejewska-Wrona. Nie została jeszcze przesłuchana.
Sprawa nie kończy się jednak na kotach. Okazało się, że właścicielka mieszkania, oprócz kotów, zostawiła też swoją 14-letnią córkę. Dziewczynka, jak ustaliła "Gazeta Wyborcza", była pod opieką sąsiadki.
- Dziewczynka o sytuacji opowiedziała w szkole. Placówka poinformowała nas o tym, że dziecko przebywa pod opieką sąsiadki, bo jej mama wyjechała do Stanów, a w ich mieszkaniu jest ponad 30 kotów - mówi nam Agata Rybka, dyrektorka Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie w Tarnobrzegu. Pracownicy MOPR o sytuacji zwierząt poinformowali Stowarzyszenie "Chrońmy Zwierzęta", a o sytuacji dziecka - Sąd Rodzinny w Tarnobrzegu.
Agata Rybka w rozmowie z tvn24.pl przyznaje, że MOPR nie miał wiedzy o tym, w jakich warunkach żyje kobieta z 14-letnią córką, rodzina nie korzystała w pomocy tej placówki, o sytuacji nie informował też żaden z sąsiadów.
Dodaje, że dziewczynka została w szkole objęta pomocą pedagoga i psychologa, a szkoła też nie miała wcześniej wiedzy o tym, w jakich warunkach żyło dziecko.
Dzisiaj sąd rodzinny zdecyduje, co dalej z 14-latką. Z jej mamą pracownikom MOPR nie udało się do tej pory skontaktować.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Tarnobrzeskie Stowarzyszenie "Chrońmy Zwierzęta" Schronisko u Machowiaków