W gminie Solina na Podkarpaciu zadomowił się niedźwiedź. Zakrada się na posesje i wyjada drobne zwierzęta. Mieszkańcy boją się o bezpieczeństwo swoje i dzieci. Wójt gminy Adam Piątkowski zaapelował o ostrożność. Powołał specjalną grupę interwencyjną, która zajmie się płoszeniem drapieżnika. Włodarz nie wyklucza, że jeśli to okaże się nieskuteczne, wystąpi z wnioskiem o odstrzał zwierzęcia. - Odstrzał to ostateczność. Wcześniej powinno się zrobić wszystko, aby przywrócić to zwierzę naturze - komentuje bieszczadzki przyrodnik, Robert Gatzka.
W województwie podkarpackim żyje największa populacja niedźwiedzi w Polsce. Ich występowanie koncentruje się głównie w Bieszczadach. Te dzikie z natury i stroniące od ludzi zwierzęta od kilku lat coraz częściej pojawiają się w pobliżu ludzkich zabudowań, wiosek i miast. Jeden z drapieżników upodobał sobie gminę Solina położoną w Bieszczadach. Osobnik wchodzi na posesje, wkrada się do kurników, gołębników i klatek z królikami, skąd wyjada zwierzęta.
- Od połowy lutego u nas był już trzy razy. Rozwalił klatki z królikami i zjadł dwa z nich. Jakiś czas później wszedł do kurnika i zjadł 12 kur, dobrał się też do nowych królików, które kupiliśmy w miejsce tych zagryzionych. Część zwierząt zjadł, inne rozszarpał, a szczątki zostawił na posesji. Aby dostać się na naszą posesję przeskoczył przez bramkę. Zrobił to bardzo sprawnie. U sąsiadki sforsował gołębnik i zagryzł kilkadziesiąt ptaków - opowiada w rozmowie z portalem tvn24.pl Justyna Domańska, mieszkanka Wołkowyi w gminie Solina.
"Siedzimy w domu jak w klatce, bo się boimy"
Niedźwiedź był też widziany na innych posesjach i na ulicach Soliny. - Sąsiad nagrał go biegnącego ulicami wioski z okna budynku poczty. Niedźwiedź wszedł też na posesję kuzynki mojego męża. U sąsiadów przechadzał się pod oknami. I to wszystko działo się w godzinach popołudniowych - opowiada pani Justyna. I dodaje. - Mamy dwoje dzieci, jedno ma sześć lat, drugie 20 miesięcy. Nie wychodzimy na spacery, bo niedźwiedź biega po wiosce, po zmroku nie wychodzimy już wcale. Siedzimy w domu jak w klatce, bo się boimy - przyznaje nasza rozmówczyni.
Czytaj też: "Chuligan" w Bieszczadach. Głodny niedźwiedź próbował włamać się do auta
Wywieźli niedźwiedzia, a on wrócił. Wójt apeluje o "zachowanie szczególnej ostrożności"
- Wszystko wskazuje na to, że jest to osobnik, z którym mieliśmy już problemy w poprzednich latach - mówi nam Adam Piątkowski, wójt gminy Solina. W ubiegłym roku młoda niedźwiedzica forsowała zabezpieczenia i wyjadała drób oraz króliki z klatek na prywatnych posesjach. Była też widziana m.in. na placu zabaw koło samorządowego przedszkola. Po wielu interwencjach mieszkańców, którzy bali się o swoje bezpieczeństwo, wójt wystąpił do Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska w Rzeszowie o zgodę na płoszenie zwierzęcia, a kiedy to nie pomogło, do Generalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska o odstrzał. Wcześniej niedźwiedzicę - jak się później okazało - udało się jednak uśpić, odłowić i wywieźć do lasu pod granicę polsko-słowacką. Wszystko jednak wskazuje, że drapieżnik wrócił na dawny teren.
Kilka tygodni temu znowu zaczął pojawiać się w gminie Solina. I podobnie jak w ubiegłym roku wchodzi na posesje, skąd wyjada drób i króliki. - W tym roku odnotowaliśmy już kilka zgłoszeń od mieszkańców, w ubiegłym kilkadziesiąt - mówi nam wójt Piątkowski. - Niedźwiedź czuje się jak u siebie, kurniki traktuje jak restauracje - dodaje nasz rozmówca.
Według przepisów to na gospodarzu gminy spoczywa obowiązek zapewnienia bezpieczeństwa mieszkańcom. "W związku z kolejnym pojawieniem się niedźwiedzia w miejscowościach na terenie naszej gminy proszę wszystkich o zachowanie szczególnej ostrożności" - zaapelował więc wójt gminy Solina w mediach społecznościowych.
Szanowni Państwo! W związku z kolejnym pojawieniem się niedźwiedzia w miejscowościach na terenie naszej gminy proszę ...
Posted by Wójt Gminy Solina Adam Piątkowski on Friday, March 31, 2023
"Trzeba podjąć działania, aby nie doszło do tragedii "
W ciągu kilku ostatnich lat wójt już trzykrotnie występował z wnioskiem do Generalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska z wnioskiem o redukcję drapieżnika. - To się może wielu osobom nie spodobać, ale jeśli zajdzie taka konieczność, wystąpię z takim wnioskiem po raz kolejny - mówi z rozmowie z portalem tvn24.pl Adam Piątkowski. - Rozmawiałem z leśnikami, przyrodnikami i myśliwymi i stoją oni na stanowisku, że ten osobnik za bardzo przyzwyczaił się do życia wśród ludzi i nie da się zmienić jego zachowania. To jest dzikie zwierzę, które jest nieprzewidywalne - argumentuje.
Powstała specjalna grupa interwencyjna
Wójtowi po dwóch latach starań udało się pozyskać fundusze i zebrać ekipę, aby powołać specjalną grupę interwencyjną, która zajmować się będzie płoszeniem drapieżnika, a jeśli zajdzie taka konieczność, odłowi niedźwiedzia i przetransportuje go poza teren gminy. - To grupa fachowców, którzy zostaną wyposażeni w odpowiedni, specjalistyczny sprzęt. Będzie na bieżąco reagowała na zgłoszenia mieszkańców i zajmowała się płoszeniem zwierzęcia. Jeśli to nie pomoże, będziemy sięgali po inne rozwiązania, także eliminację osobnika. Proszę mnie zrozumieć, ja odpowiadam za bezpieczeństwo mieszkańców i turystów. Nie mogę pozwolić na to, aby po gminie biegał drapieżnik, bo to może skończyć się tragedią - dodaje.
Mieszkańcy gminy mają nadzieję, że specjalna grupa pomoże i niedźwiedzia uda się przepłoszyć z gminy. - Tu chodzi o bezpieczeństwo naszych dzieci. Przecież nie możemy siedzieć przez całą dobę w domu. Poza tym zbliża się sezon turystyczny, na ulicach za chwilę będą tłumy ludzi. Gmina musi podjąć jakieś działania. Nie ma co czekać, aż dojdzie do tragedii - zwraca uwagę pani Justyna.
Czytaj też Bieszczady. "Podeszła zbyt blisko gawry", zaatakował ją niedźwiedź
Przyrodnik: "Odstrzał to ostateczność"
- Moim zdaniem odstrzał to ostateczność. Metoda, którą można zastosować, kiedy zawiodły wszystkie inne metody, jak odstraszanie czy przeniesienie drapieżnika w inne miejsce. Wcześniej powinno się zrobić wszystko, aby przywrócić to zwierzę naturze - uważa Robert Gatzka, przyrodnik ze Stowarzyszenia Park Ochrony Bieszczadzkiej Fauny.
Jak podkreśla nasz rozmówca, nie jest to proste, ale nie niemożliwe. Jako przykład podaje Tatry. W Tatrzańskim Parku Narodowym powołana została grupa interwencyjna, która skutecznie płoszy niedźwiedzie. - Polega to na tym, że "problematycznemu" osobnikowi zakłada się obrożę telemetryczną i śledzi jego przemieszczanie. Kiedy drapieżnik pojawia się w pobliżu newralgicznego terenu, grupa dostaje sygnał i jedzie we wskazane miejsce. Kiedy drapieżnik się pojawia, strzela się do niego gumową kulką. Dla zwierzęcia jest to dosyć bolesne i o to chodzi, drapieżnik ma kojarzyć dane miejsce nie z łatwo dostępnym pokarmem, a bólem, dzięki czemu unika pojawiania się w tych miejscach - wyjaśnia przyrodnik.
W rozmowie z portalem tvn24.pl podkreśla, że w dużej mierze to ludzie są odpowiedzialni za to, że niedźwiedzie coraz chętniej pojawiają się w pobliżu osad ludzkich. - To bardzo inteligentne zwierzęta, ale też oportuniści jeśli chodzi o zdobywanie pokarmu. Jeśli mają łatwy dostęp do pożywienia, będą z niego korzystać. Sporo osób mimo licznych apeli w dalszym ciągu nieodpowiednio zabezpiecza kompostowniki, zostawia śmieci z resztkami jedzenia przy posesjach, to nęci niedźwiedzie, a te, jeśli przyzwyczają się, że w ten łatwy dla nich sposób mogą zdobywać pożywienie będą wracać. My sami zachęcamy te niedźwiedzie do tego, aby tak się zachowywały. To w dużej mierze nasza wina - wyjaśnia przyrodnik.
Jednocześnie nasz rozmówca podkreśla, że niedźwiedzi, które sprawiają problemy nie jest dużo. - Na skalę całej populacji jest to kilka osobników. Da się je tego oduczyć, ale to wymaga dużo nakładu pracy i czasu - konkluduje.
Kurniki jak "darmowe stołówki"
W tym roku do Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska w Rzeszowie do wtorku 4 kwietnia z terenu gminy Solina wpłynęło sześć zgłoszeń o szkodach spowodowanych przez niedźwiedzie. Jak informuje nas Łukasz Lis, rzecznik RDOŚ w Rzeszowie, dotyczyły zagryzionych królików i kur oraz zniszczonych uli. W ubiegłym roku rzeszowski RDOŚ takich szkód na terenie gminy Solina odnotował 99.
Niedźwiedź, jak wyjaśnia Łukasz Lis, trzyma się blisko gospodarstw, bo kojarzy je z łatwym dostępem do pokarmu. - Określa się to terminem wzmocnienia pozytywnego. Zwierzę kojarzy siedziby ludzkie z łatwą dostępnością pokarmu, bo mniej lub bardziej świadomie fundujemy im darmową stołówkę. Dlatego tak ważne jest odpowiednie zabezpieczenie pojemników na śmieci, kompostowników, pasiek i hodowli - zwraca uwagę rzecznik.
Leśnicy apelują: "Zróbmy to dla własnego bezpieczeństwa i dla dobra bieszczadzkich niedźwiedzi"
O odpowiednie zabezpieczanie śmieci apelują także leśnicy. - Pamiętajmy, żeby przy miejscach postojowych, parkingach, przystankach, wiatach wypoczynkowych, nie zostawiać odpadków jedzenia, opakowań po słodyczach. W takie miejsca przychodzą niedźwiedzie, jeżeli zapamiętają ten smak, znajda odpadki, skosztują, to w to miejsce będą powracać. Najczęściej pod osłoną nocy, ale może się wydarzyć, że przyjdą za dnia, kiedy będą ludzie. Zróbmy to dla własnego bezpieczeństwa i dla dobra bieszczadzkich niedźwiedzi - zaapelował Kazimierz Nóżka z Nadleśnictwa Baligród.
Zachowajmy porządek wokół parkingów, wiat turystycznych i przystanków...niedźwiedzie zachodzą w te miejsca w poszukiwaniu pożywienia... Kazimierz Nóżka
Posted by Nadleśnictwo Baligród, Lasy Państwowe on Friday, March 31, 2023
Nie panikować, nie uciekać, najlepiej udawać martwego
Niedźwiedzie mogą być niebezpieczne dla ludzi, gdy zaskoczymy je w ich naturalnym środowisku. Szczególnie groźnie mogą być matki z młodymi, które w obronie potomstwa mogą stanowić śmiertelne zagrożenie. Dorosły osobnik, kiedy stanie wyprostowany na tylnych łapach, mierzy ponad trzy metry wysokości, a jego waga może dochodzić nawet do pół tony. Taki niedźwiedź potrafi zabić jednym uderzeniem łapy.
Czytaj też Atak niedźwiedzia w Bieszczadach. Leśnik z raną szarpaną głowy trafił do szpitala
Aby uniknąć spotkania z niedźwiedziem należy poruszać się wyłącznie po wyznaczonych szlakach. Unikać wieczornych, samotnych wycieczek po lasach. Nie wchodzić w gęste zarośla (młodniki, uprawy), gdzie mogą przebywać te drapieżniki.
- Najważniejsze to świadomość, że niedźwiedź to nie miś. Szczególnie młode osobniki wyglądają bardzo słodko, jednak już takie podrostki, z uwagi na swoją siłę, mogą stanowić zagrożenie - podkreśla rzecznik RDOŚ w Rzeszowie.
Jeśli jednak dojdzie do spotkania z niedźwiedziem, nie należy uciekać, wykonywać gwałtownych ruchów ani patrzeć zwierzęciu w oczy, bo to może sprowokować je do ataku. Najlepiej powoli, ostrożnie się wycofać.
Jeśli jednak dojdzie do ataku drapieżnika, należy położyć się płasko na ziemi, przylgnąć brzuchem do podłoża rękami osłaniając szyję i głowę. - Nie ruszać się, nie wydawać żadnych dźwięków, najlepiej udawać martwego - instruuje Łukasz Lis.
Liczba niedźwiedzi rośnie
Niedźwiedź brunatny objęty jest w Polsce ścisłą ochroną od 1952 roku. Według szacunków na Podkarpaciu od początku lat 70. ubiegłego wieku ponad sześciokrotnie wzrosła jego liczebność. 40 lat temu było ich niespełna 20 i występowały jedynie w Bieszczadach. Ćwierć wieku później było ich już 50, a w pierwszych latach tego stulecia - 100.
Obecnie w południowo-wschodniej Polsce, głównie w Bieszczadach, Beskidzie Niskim i na Pogórzu Przemyskim bytuje blisko 200 tych drapieżników. To 90 procent polskiej populacji.
Czytaj też: "Gdy wyczują strach, potrafią być bezwzględne". Jak przetrwać spotkanie z niedźwiedziem
Autorka/Autor: Martyna Sokołowska
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Archiwum prywatne