- Wciąż nie dociera do mnie, że jestem złotym medalistą - mówił w TVN24 nasz złoty sztangista z Londynu Adrian Zieliński. Od zwycięstwa w dwuboju minął zaledwie tydzień, ale młody ciężarowiec myśli już o następnych igrzyskach olimpijskich w Rio de Janeiro. Postawił sobie ambitny cel. - To 400 kg. Stać mnie na to - zapowiedział Zieliński.
W Londynie startujący w kategorii do 85 kg Zieliński w dwuboju (rwanie i podrzut) uzyskał 385 kg. Za cztery lata w Brazylii będzie chciał zaatakować rekord świata.
- Jestem w sile wieku. W Rio będę w optymalnym wieku, gdy dźwiga się najwięcej - tłumaczył 23-latek z malutkiej Mroczy na Kujawach.
Zrobił swoje
Zieliński nie czuje się bohaterem. - Zrobiłem co do mnie należało - mówił skromnie. Na Wyspach pomogły mu rady Szymona Kołeckiego, dwukrotnego wicemistrza olimpijskiego, którego karierę przerwały kolejne kontuzje kolana. Nazywa go osobą, która pozwala szybciej zdobyć doświadczenie. - Uczył mnie, jak podchodzić do tej imprezy i zachować spokój - dziękował Zieliński starszemu koledze, który jeszcze przed igrzyskami zapowiadał medal Adriana.
Owoc 16 lat pracy Złoty medal na pomoście traktuje jako uwieńczenie 16 lat treningu. Pierwszy raz na siłownię poszedł, gdy miał siedem lat. Zaczął od dźwigania nie cieżarów, ale kija od szczotki i plastikowych krążków wypełnionych styropianem. - Pracowało się nad techniką i kodowaniem ruchu - wspomina mistrz olimpijski. Monotonne treningi i dźwiganie kilogramów, czyli to, co zniechęca innych do podnoszenia ciężarów, go nie znudziły. - Nigdy nie miałem dość. Cały czas się nakręcam, mam plany i marzenia - przyznaje. Takim marzeniem jest Brazylia i kolejne złoto olimpijskie. - Będe w roli faworyta, ale nie przeraża to mnie - zapewnia.
Autor: twis / Źródło: tvn24.pl