Cios za cios, samobój, przypadkowa ręka, karny - w wielkim finale było wszystko, tak ten mecz wyglądał od początku do końca. Chorwacja musiała gonić i robiła to z całych sił, a że gonić potrafi, pokazywała w tym mundialu już nie raz. Francji rady nie dała, nie z Francją te numery. 4:2 i tytuł mistrza świata dla Trójkolorowych.
Za tym meczem stała w tle historia, niezbyt odległa, bo dotycząca roku 1998. Francja organizowany wtedy u siebie mundial wygrała, w półfinale pokonując Chorwację. Do niedzieli to jedyne mistrzostwo w dorobku Trójkolorowych. Chorwaci koniec końców zgarnęli tam trzecie miejsce, najwyższe w dziejach ich kraju. W Rosji ten sukces przebili. Faworyzowana Francja w finale na Łużnikach zwyciężyć musiała, oni - mogli. I tak dokonali więcej, niż ktokolwiek od nich oczekiwał. W drodze do tego spotkania zawodnicy Zlatko Dalicia przebrnąć musieli przez trzy dogrywki, co daje 90 minut.
I z każdej strony padało pytanie, czy wytrzymają kondycyjnie, czy wystarczy im paliwa. Sami zapewniali, że dadzą radę, w co wierzyć należało, bo mowa jest o szczególnym pokoleniu piłkarzy, dorastającym w czasie wojny na Bałkanach. Luka Modrić, lider drużyny, jej mózg i silnik, jako chłopiec trenował w Zadarze na boisku, obok którego stał schron. Bywało, że musiał się w nim chować. Po takich przeżyciach tych mężczyzn nie złamie nic. Niczego się nie boją.
Wyskoczył najwyżej, strzelił samobója
Pierwsza ruszyła na Łużnikach ta zmęczona Chorwacja. Francja w tym czasie czyhała. Na przeciwną połowę boiska wybrała się po kwadransie i od razu miała rzut wolny, choć być go nie powinno, bo Antoine Griezmann faulowany nie był. Do dośrodkowanej przez niego piłki najwyżej wyskoczył Mario Mandżukić - co z tego, skoro przypadkowo pokonał główką swojego bramkarza.
Czasu na odrobienie strat było pod dostatkiem, a Chorwacja w pogoni jest dobra, wiadomo to wszem i wobec. Szybko pokazała to po raz kolejny. Też po rzucie wolnym N'Golo Kante nie zdążył dopaść do Ivana Perisicia, a ten huknął do siatki. Mało? Po kolejnej wrzutce, tym razem z rogu, Perisić trafiony został w rękę. Sędzia tego nie zauważył Francuzi protestowali. Decydował VAR. Karny. Przed Danijelem Subasiciem oko w oko stanął Griezmann. 2:1. A był to pierwszy celny strzał Trójkolorowych, choć zegar wskazywał 37. minutę 56. sekundę meczu. I znowu pogoń, jakżeby inaczej. Chorwaci za wszelką cenę chcieli wyrównać jeszcze przed przerwą.
Nie dali rady.
Drybling zakończony klopsem
Po przerwie widowisko trwało w najlepsze, rozpędzał się Kylian Mbappe, za którym bieganie do przyjemności na pewno nie należy, Domagoj Vida coś może na ten temat powiedzieć.
Chorwaci atakowali, Francuzi podwyższyli na 3:1. Uderzenie Paula Pogby prawą nogą zostało zablokowane, lewą już nie.
Czy można się podnieść w takiej sytuacji?
Nie. Tym bardziej, że ryzykować trzeba było na całego, więc Mbappe miał dużo i miejsca, i czasu. Skorzystał z tego natychmiast, z dystansu nie dał Subasiciowi szans.
Nadzieję Chorwacja odzyskała, bo bramkarz Trójkolorowych Hugo Lloris nie wiedzieć czemu wymyślił, że będzie się z Mandżukiciem kiwał. Próba dryblingu zakończyła się klopsem. 2:4, do końca całe 20 minut.
Nic z tego. Francja mistrzem. Puchar i medale bohaterowie odbierali w strugach deszczu. Kto by zwracał uwagę na takie drobiazgi.
Finał: Francja - Chorwacja 4:2 (2:1) Bramki: 1:0 Mario Mandzukić (18-samobójcza), 1:1 Ivan Perisić (28), 2:1 Antoine Griezmann (38-karny), 3:1 Paul Pogba (59), 4:1 Kylian Mbappe (65), 4:2 Mario Mandzukić (69)
Autor: rk / Źródło: sport.tvn24.pl