Próbka pobrana u Tomasza Zielińskiego podczas lipcowego zgrupowania w Spale potwierdziła "wysokie stężenie nandrolonu" - powiedział Michał Rynkowski, dyrektor Komisji ds. Zwalczania Dopingu w Sporcie. - Na pewno tak tego nie zostawię, oddam sprawę do sądu - zapowiedział tuż po wylądowaniu na lotnisku w Warszawie Zieliński. Ciężarowiec został wyrzucony z Rio po wykryciu w jego organizmie zakazanej substancji.
Przedstawiciel Komisji do Spraw Zwalczania Dopingu w Sporcie nie pozostawił wątpliwości. Próbka pobrana od Zielińskiego podczas zgrupowania w Spale dała wynik pozytywny. Zanotowano w niej "wysokie stężenie nandrolonu". Próbka została pobrana 1 lipca podczas mistrzostw Polski w Mroczy. Jej wynik jest identyczny jak tej pobranej już podczas igrzysk w Rio.
12 nanogramów
Zdaniem Michała Rynkowskiego - Dyrektora Komisji ds. Zwalczania Dopingu w Polsce, oznacza to, że sportowiec musiał brać preparat tuż przed zawodami w kraju. - Stężenie wynosiło 12 nanogramów na mililitr - sprecyzował.
- Z nieoficjalnych informacji, które mamy z innych badań z lipca wynika, że to stężenie substancji zabronionej mocno spadało. Prawdopodobnie zatem zawodnik przed samym wyjazdem na igrzyska zastosował ją po raz ponowny - ocenił ekspert. Badanie w Brazylii wykazało 10 nanogramów substancji na mililitr.
- Jeżeli chodzi o analizy laboratoryjne, które są przeprowadzane pod kątem nandrolonu, to trwają one długo, bo składają się z dwóch etapów - wyjaśniał Rynkowski. Druga faza ma na celu jednoznaczne stwierdzenie czy zakazana substancja pochodziła z zewnątrz.
- Inne próbki polskich ciężarowców ciągle są badane. - Wyniki będą w czwartek, a analiza jednej podejrzanej fiolki w piątek lub sobotę. Nie mogę powiedzieć, o kogo chodzi - wyjaśniał dalej Rynkowski.
Wyniki badań sportowców są przedstawiane dość długo po kontroli, ale - jak wyjaśnił dyrektor Komisji ds. Zwalczania Dopingu w Sporcie - było to wynikiem problemów technicznych. - Opóźnienie spowodowane było awarią sprzętu oraz brakiem możliwości przekazani próbek do innego laboratorium. Trzeba pamiętać, że inne instytucje były mocno obłożone, co uniemożliwiało im przeprowadzenie badań naszych próbek w terminie - wyjaśnił.
Zieliński się broni
Linia obrony złotego medalisty mistrzostw Europy w podnoszeniu ciężarów jest niezmienna. Zieliński po wyrzuceniu z olimpijskiej wioski z Rio i przylocie do Polski wciąż twierdzi, że jest niewinny.
- Albo się w Brazylii pomylili, albo nie wiem, co tam się wydarzyło. Musiałbym być idiotą, żebym - jadąc na najważniejszą imprezę - brał nandrolon, który rozkłada się 18 miesięcy - powtarzał jak mantrę.
DNA i sąd
Pytany o to, jak ta substancja znalazła się w jego organizmie, nie wykluczał żadnych możliwości. Jedną z nich mogła być pomyłka w badaniu próbki. Ta pozytywna mogła należeć do kogoś innego.
- Chciałem badani próbki pod kątem DNA, by sprawdzić, czy to na pewno mój mocz. Dostałem odpowiedź, że nie ma takiej potrzeby i możliwości - wyjaśniał Zieliński. Nie wykluczył też możliwości przyjęcia nandrolonu bezwiednie, w postaci proszku.
- Czemu nie, on może być w proszku. Bywały odżywki zanieczyszczone nadrolonem - tłumaczył. Doprecyzował jednocześnie, że tak sprawy nie zostawi.
- Oddam sprawę do sądu. Potem adwokat się tym zajmie. Nie znam się na przepisach - zakończył Polak.
Dwa badania
Zieliński, oprócz kontroli w Spale, kolejny raz został poddany badaniu antydopingowemu 31 lipca, krótko po przylocie do Brazylii. Informacja, że w jego organizmie wykryto niedozwoloną substancję - nandrolon - dotarła do Polskiej Misji Olimpijskiej 6 sierpnia, a następnego dnia - w obecności zawodnika i przedstawiciela misji medycznej PKOl - w akredytowanym przez WADA laboratorium w Rio de Janeiro otwarto próbkę B i poddano ją analizie. Cała sprawa wyszła na światło dzienne w poniedziałek, a we wtorek poinformowano o wyniku badania próbki B, który również był niekorzystny dla Polaka.
Autor: ks / Źródło: sport.tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: tvn24