Adam Małysz nadal nie może uwierzyć w to, co działo się w sobotę na olimpijskiej skoczni w Pjongczangu. - Warunki nie były równe dla wszystkich. Wiatr tak mocno kręcił. Dla nas największym szokiem było to, że Stefan był dopiero piąty - powiedział w rozmowie z TVN24.
Zaraz po zawodach "Orzeł z Wisły" mówił, że tak krzywdzący konkurs w ogóle nie powinien mieć miejsca. Nasz legendarny skoczek nie przebierał w słowach. W niedzielę był już spokojniejszy.
- Na gorąco jest więcej emocji, człowiek potrzebuje to wyrzucić z siebie. Różne słowa padły z moich ust, ale to jest normalne, że gdzieś tam sobie przeklnie. Łatwiej nie będzie. Na pewno będziemy to przeżywać jeszcze jakiś czas - powiedział dyrektor PZN.
Konkurs nie powinien się odbyć
W sobotę Stefan Hula prowadził po pierwszych próbach konkursu na średniej skoczni w Pjongczangu, a Kamil Stoch był drugi. W drugiej, niezwykle loteryjnej serii najlepsi Polacy zajęli czwarte i piąte miejsce. Mieli znacznie gorsze warunki, niż zwycięzcy. Wielu fachowców zastanawia się, dlaczego nie przerwano tego konkursu?
- Nie wiem, nie mam pojęcia - powiedział Małysz. - Najgorsze jest to, że my nie mamy na to żadnego wpływu. Cieszę się, że w tym momencie dosyć dużo się o tym mówi. To też pokaże jury, że to się nie obyło bez echa i mam nadzieję, że będzie większa kontrola na dużej skoczni. Rywale mogą teraz powiedzieć, że Polacy skarżą się, bo zajęli miejsca tuż za podium…
- My od początku, już przed konkursem mówiliśmy, że będzie on bardzo loteryjny i nie powinien się odbywać. Wcześniej skakały kobiety na treningu i miały odejmowane po ponad 30 punktów, więc to pokazuje, że ten wiatr był koło pięciu do sześciu metrów. Więc to jest za dużo - przypomina Małysz.
Skrzywdzony Kubacki
Po bardzo pechowym dla nas konkursie Biało-Czerwoni mogą być podłamani.
- Jeśli cztery lata czekasz na igrzyska i chcesz, żeby zawody były rozgrywane w dobrych i równych warunkach, a później się trafia taki konkurs, to nie jest to łatwo przeżyć i zaakceptować - przyznaje czterokrotny medalista olimpijski. - Zawodnicy są na pewno rozczarowani. Ale czy bardzo? Nie wiem, tego po nich nie widać. Najwięcej przeżywał po konkursie Dawid Kubacki, który został na pewno skrzywdzony. W tych warunkach nie powinien być puszczony. Nikt nie miał takich złych warunków, jak on - ocenił.
Byli zszokowani
Inni Polacy w drugiej serii nie mieli dużo łatwiej. Ostatnia trójka zawodników, wśród których byli Hula i Stoch, mieli bardzo małe szanse na sukces, biorąc pod uwagę, że skakali z niższej belki, a warunki były niekorzystne.
- Szanse na pewno były, ale ten wiatr tak mocno kręcił, że ciężko to było w ogóle kontrolować - wyjaśnił Małysz. - Dla nas największym szokiem było to, że Stefan był dopiero piąty. Po jego drugim skoku sądziliśmy, że to będzie mimo wszystko podium. A później te przeliczniki - minus 18 punktów za wiatr… To byliśmy zszokowani. Tego wiatru było bardzo mało. Tym bardziej, że on był bardzo słaby za progiem, na buli, co powoduje, że zawodnik się troszkę wyżej dostaje i łatwiej jest w drugiej fazie odlecieć. Oczywiście najważniejszy jest wiatr na dole. Ale jeśli jesteś za nisko nad zeskokiem, to nie ulecisz tyle, co najlepsi.
- Paranoją czy paradoksem było to, że zawodnicy z drugiej dwudziestki skakali po 113 i pół metra, a jury nic, w ogóle na to nie reagowało - kontynuował Małysz. - To jest cztery, pięć metrów za punkt krytyczny. Więc jury powinno jakoś zareagować. Tam była tak wielka różnica, że te skoki tak wyglądały, jak wyglądały - kończy rozgoryczony 40-latek.
Autor: dasz/TG / Źródło: sport.tvn24.pl