Smutne fakty są takie, że wtedy, w roku 2002 - z dużej chmury spadł kapuśniaczek. Polscy piłkarze mieli sny o potędze, a wracali z tamtego mundialu po trzech meczach. Teraz ma być burza z piorunami. - Nam zabrakło doświadczenia, dużo błędów popełniliśmy, zwłaszcza w przygotowaniach. Kadrze Nawałki niczego nie zabraknie - mówi sport.tvn24.pl zawodnik tamtej reprezentacji Piotr Świerczewski.
W roku 2002 wiara w sukces Orłów była duża, nawet bardzo. Polacy wracali na mundial po długich 16 latach, kibice tęsknili za wielką piłką. Skończyło się rozczarowaniem. Klapą. Dwoma laniami i wygraną w meczu o honor. 0:2 z Koreą, 0:4 z Portugalią, 3:1 z USA. Marzenia o potędze runęły w tempie ekspresowym, był powrót do domu, ze spuszczonymi głowami. Co zawiodło? Co nie wypaliło?
Wrzuceni do jednego worka
Przed mundialem 2002 atmosfera wokół kadry nie była dobra. Trwały kłótnie o podział łupów z reklam, dochodziło do pyskówek reprezentantów z dziennikarzami. W kadrze Jerzego Engela nie znalazł się Tomasz Iwan, co dla kibiców było dużych rozmiarów niespodzianką, a dla jego kumpli z boiska szokiem. W drużynie i tak panował optymizm. Panowie płynęli na fali, myśleli, że będą walczyć, że będą wygrywać, a jeżeli z mistrzostw odpadną, to po boju z Brazylią lub Niemcami, w fazie pucharowej, za co nikt nie będzie miał pretensji.
- Zabrakło doświadczenia - twierdzi Świerczewski. W dwóch pierwszych spotkaniach 30-letni wtedy pomocnik wystąpił od początku do końca, w trzecim, tym o honor, Engel postawił na zmiany. - Dużo błędów popełniliśmy, zwłaszcza w przygotowaniach. Za dużo. Zostaliśmy wrzuceni do jednego worka, wszyscy trenowali tak samo. I ci, którzy w nogach mieli 50 meczów ligowych, i ci, którzy pięć. A byli przecież tacy, którzy wyraźnie potrzebowali odpoczynku.
Świerczewski jest pewien, że jego młodszym kolegom doświadczenia w Rosji nie zabraknie. Zebrali je dwa lata temu - przed, w czasie i po Euro 2016. Lekcja została odrobiona, wnioski wyciągnięte. Szczegółowy, dokładny, wręcz perfekcyjny Nawałka o niczym nie zapomni. - Stabilność, wytrwałość i spokój to słowa klucze. Lewandowski jest liderem, frontmanem, ale sam nie wyjdzie na boisko z orzełkiem na piersi i meczu nie wygra. Ktoś musi mu podawać, ktoś musi przeszkadzać rywalom, ktoś musi bronić. Nasza drużyna jest ukształtowana, ma mocny szkielet. Trzymając się muzycznych porównań to dobrze grająca kapela rockowa.
Granica jest bardzo cienka
Jak wygląda codzienność w czasie takiego turnieju? Tłumaczy Świerczewski. To bzdura, że piłkarz potrenuje dwie godziny, a potem fajrant, wylegiwanie się nad basenem. W pracy jest cały dzień. Zanim postawi stopę na boisku, od sztabu szkoleniowego dostaje potężną dawkę informacji. Analiza choćby fragmentu meczu jest i czasochłonna, i niezbędna. O rywalu trzeba wiedzieć wszystko - kiedy agresywnie atakuje, kiedy się cofa, w jakich sytuacjach fauluje, jak wykonuje stałe fragmenty gry. Liczy się każdy detal, granica między zwycięstwem a porażką jest bardzo cienka. Jedna wybita piłka czy jedno głupie przewinienie decyduje o tym, kto awansuje, kto pakuje walizki.
Pewnie, że po treningu miło iść na kawę. Nikt tego nie robi, bo trzeba odpoczywać, organizm tego potrzebuje. Piłkarze wszędzie byli, niewiele widzieli. Hotelowy pokój, hotelowa restauracja, autokar, stadion. I tak w kółko. Monotonia.
Niech czują ten głód
Mundial to impreza szczególna, wyjątkowa nawet dla gwiazd, jak igrzyska olimpijskie odbywa się raz na cztery lata.
- Presji nie da rady uniknąć, zawsze się pojawi, bo zawodnicy mają w podświadomości, że oglądalność każdego z meczów jest nieporównywalnie większa od - dajmy na to - tego eliminacyjnego z San Marino - tłumaczy Świerczewski.
Gdzie w tym trwającym już turnieju widzi miejsce Polski? - Każdy z nas, piłkarzy tamtej reprezentacji z 2002 roku, wierzy teraz w chłopaków Nawałki. Mam wrażenie, że pojechali do Rosji po coś więcej, niż osiągnęli w Euro 2016. Był ćwierćfinał, fajnie się pokazali, ale wiadomo, że mogli wycisnąć jeszcze więcej. Dobrze, niech czują ten głód.
Autor: rk / Źródło: sport.tvn24.pl