To było nieuniknione. Luiz Felipe Scolari nie będzie już prowadził piłkarskiej reprezentacji Brazylii. "Felipao" zrezygnował po mundialu, który dla Canarinhos skończył się bolesnym sprowadzeniem na ziemię.
Koniec drugiej przygody Scolariego z posadą selekcjonera Canarinhos (pierwsza zakończyła się mistrzostwem świata w Korei Płd. i Japonii) potwierdził szef brazylijskiej piłki Jose Maria Marin. Razem ze szkoleniowcem odchodzi jego cały sztab. - Wszyscy zasłużyli na nasz szacunek. Są odpowiedzialni za to, że Brazylijczycy znów pokochali reprezentację, i to mimo że nie osiągnęli tego najważniejszego celu - przyznał Marin. Tym celem był oczywiście szósty mistrzowski tytuł w historii. Skończyło się wielką kompromitacją, bo Brazylijczycy w półfinale zostali dotkliwie pobici przez Niemcy (1:7). Gospodarze nie zrobili również nic, żeby w meczu o 3. miejsce choć w części zatrzeć złe wrażenie. Boleśnie przegrali z Holandią (0:3).
Sam nie chciał odejść
Decyzja o rezygnacji Scolariego mimo wszystko jest zaskoczeniem, bo bezpośrednio po zakończeniu turnieju szkoleniowiec nie wyglądał na kogoś, kto sam poda się do dymisji.
- Mój los jest w rękach kierownictwa federacji piłkarskiej. To ona postanowi, czy będę kontynuował pracę z reprezentacją, czy nie - mówił.
1:7 z Niemcami to najwyższa porażka w historii brazylijskiej reprezentacji.
Autor: twis / Źródło: Reuters