"Nie spieprzyłem niczego"

Chłopaki płakali, ja też się wzruszyłem. Ze wszystkimi w tej grupie mogliśmy wygrać. Nie wygraliśmy, i to jest nasza wina - mówi w rozmowie ze Sport.pl Franciszek Smuda. Jednocześnie przyznaje, że nie zmieniłby niczego, ani taktycznie, ani osobowo.

Smuda odnosząc się w wywiadzie do tego, że przez długi czas - po przegranym meczu z Czechami - nie wychodził z hotelowego pokoju, odpowiada: - Nie spałem w ogóle, położyłem się po południu. Dlatego nie pojechałem z chłopakami do strefy kibica. Siedzę i myślę, jak to się wszystko potoczyło, jak to się stało. Analizuję, co było dobre, co było złe, co mogliśmy zrobić, by te niedostatki poprawić.

Zdaniem trenera reprezentacji, polska drużyna mogła wygrać ze wszystkimi w grupie A. - Nie wygraliśmy, i to jest nasza wina, bo mimo wielu sytuacji, jakie sobie stworzyliśmy, strzeliliśmy tylko dwa gole. Zabrakło nam skuteczności takiej, jaką miały inne drużyny, które nie miały tylu okazji co my - przyznaje Smuda.

I dodaje: - Zabrakło nam mocnej psychiki w kluczowych momentach. I nawet nie mam o to pretensji do siebie czy do chłopaków, bo przecież nie pracujemy razem na co dzień od rana do wieczora. Nie zostawię nikogo po treningu, by ćwiczył strzały na bramkę do upadłego.

"Szkoda mi cholernie"

Odnosząc się do przegranego meczu z Czechami, Smuda mówi, że było mu żal "piłkarzy, sztabu, każdego, kto choć trochę zdrowia w tę kadrę włożył". - Była umowa, że jak wyjdziemy z grupy, to pracujemy dalej i od razu zaczynamy walkę o mundial. Dlatego szkoda mi cholernie, bo widzę, jak im na tym zależało, byśmy tą samą grupą podjęli się kolejnego wyzwania - stwierdza trener reprezentacji.

Przyznaje, że po meczu z Czechami kilku chłopaków płakało, i on też się wzruszył. Jak się bowiem wyraził, "trochę drużyn w swoim życiu już prowadził i takiej grupy jeszcze nie widział".

- Motywacja była w nich taka, że zastanawialiśmy się wszyscy, czy może ich trochę nie przyhamować, czasami aż buzowało. Rządził Kuba [Błaszczykowski], Wasyl [Marcin Wasilewski] dokładał swoje, tak rodziła się drużyna - mówi selekcjoner kadry.

"Nie było blamażu, nie polegliśmy"

Smuda podkreśla, że teraz zastanawia się, jak odczytywać wyniki poszczególnych meczów i jaki jest potencjał polskiej reprezentacji np. w porównaniu z Rosją, która też odpadła z dalszych rozgrywek.

Smuda uważa, że polscy piłkarze pożegnali się co prawda z Euro 2012, ale z klasą. - Nie było blamażu, nie polegliśmy po 0:4, 0:5 - mówi.

Pytany, czy coś sobie zarzuca, Smuda odpowiada: - Nie wyszedłem z grupy. Resztę pracy, wszystkie przygotowania wykonaliśmy w sposób perfekcyjny, co do przecinka.

Zaznacza jednocześnie, że nie zmieniłby niczego, co zrobił w tych mistrzostwach i przygotowaniach.

- Wszyscy wiedzieliśmy, że mamy 12-13 piłkarzy i resztę chłopaków, którzy dorastają i dopiero wchodzą w wielką piłkę - mówi Smuda.

"Nie spieprzyłem niczego"

Pytany o tak krytykowaną powszechnie taktykę, trener polskiej reprezentacji powtarza, że "ani taktycznie, ani osobowo niczego bym nie zmienił". - Poprowadziłbym wszystko tak samo. Nie spieprzyłem niczego, byłem, gdzie mogłem, by znaleźć najlepszych ludzi, czy to w Polsce, czy za granicą - stwierdza Smuda.

I dodaje: - Kto na nas pluł, będzie to robił nadal, ale teraz przestaje to mieć znaczenie. Wiem, ile radości i nadziei daliśmy ludziom, nasz zespół pociągnął za sobą całą Polskę, wszyscy mówili o nas, za nas trzymali kciuki, wszystko inne przestało się liczyć.

"Czuję satysfakcję"

Smuda zapowiada, że zostaje w Warszawie do poniedziałku, a potem wraca do domu. - Chcę na chwilę zapomnieć o tym, co nas spotkało, wrócić do życia. Te pięć, sześć tygodni dało mi solidnie w kość - przyznaje, zaznaczając jednocześnie, że nie będzie podawał się do dymisji, bo jego kontrakt i tak wygasa.

- Cokolwiek się teraz stanie, ktokolwiek poprowadzi tę drużynę, nie będzie miał takich problemów jak ja. Mamy zespół, który z roku na rok będzie coraz lepszy, coraz dojrzalszy, zdolny już z powodzeniem walczyć o wielkie imprezy i w wielkich imprezach - mówi Smuda.

Autor: MAC/tr/k / Źródło: Sport.pl

Czytaj także: