Wtorek, 12 stycznia Zofia i Henryk Hop z Brzósek na Podkarpaciu nie mają pieniędzy na jedzenie. By móc się ogrzać, para 70-latków drzewo do opału zbiera w lesie. Kiedy staruszkowie za namową sołtysa chcieli posprzątać gałęzie z wycinki zostali oskarżeni o kradzież drewna. Wyrządzone przez nich straty wyceniono na 11 złotych i 78 groszy... Teraz muszą zapłacić karę, na którą ich nie stać. Sprawą zajęli się leśnicy, policja, sąd, a na końcu komornik.
Zgłosili się na ochotnika
Wszystko zaczęło się kilka miesięcy temu. Wiosną, w pobliżu ich domu, drogowcy wycinali przydrożne drzewa. Pozostałe z wycinki gałęzie trzeba było posprzątać. Kierownik prac zgłosił się więc do sołtysa. - Prosił mnie czy bym nie znalazł kogoś, kto by te patyki posprzątał. W zamian za sprzątnięcie gałęzi mógłby za darmo zabrać do domu - mówi Tadeusz Kołcz, sołtys wsi Brzuska.
Do prac zgłosiło się małżeństwo. Zdecydowali, że pójdą i pozbierają patyki. - No i pojechaliśmy traktorem - mówi Zofia Hop. Jak dodaje, zebrane gałęzie zwozili do domu. Problem pojawił się, kiedy dojazd do kolejnych utrudniły im dwa - jak twierdzą - połamane drzewka.
- Chcieliśmy wjechać traktorem. To wziął mój chłop wyciął i już - mówi Zofia.
Wycięcie dwóch drzewek spowodowało poważne kłopoty i uruchomiło machinę sądowniczą. Wkrótce w domu Hopów pojawiła się policja. Małżonkowie zostali oskarżeni o kradzież drewna. Straty wyceniono na 11 złotych 78 groszy.
Choć szkody są bardzo małe, staruszków ukarano, bo jak argumentuje Stanisław Rębisz, zastępca nadleśniczego z Nadleśnictwa Bircza "dom można rozebrać wyciągając cegłę po cegle. Tak samo można wyciąć las wycinając małe gałęzie".
"Nie mamy co jeść"
- Zasądzono państwu Hop po 100 zł grzywny i 58 złotych nawiązki - dodaje Rębisz. Jednak pary 70-latków nie było stać na zapłacenie kary, więc sprawa trafiła do sądu. Do egzekucji długu wkroczył komornik, który zajął rentę pana Henryka i emeryturę pani Zofii. - My na łopatkach leżymy. Raz nam uwalili, drugi raz uwalili. Jak trzeci raz uwalą to my tu pozdychamy - mówi z łzami w oczach pani Zofia i tłumaczy, że na zapłacenie kary zwyczajnie ich nie stać. Urzędnicy wiedzą jednak lepiej - i twierdzą, że staruszkom nie wiedzie się źle, bo nigdy nie ubiegali się o pomoc finansową czy materialną.
Jednak to, że o pomoc nigdy nie prosili, nie znaczy jednak, że jej nie potrzebują. - My nie mamy na jedzenie. Nawet kartofli nie mamy, bo są tu straszliwe dziki - dodają.
eko//mat