Wielki finał NBA zaczyna się od nowa. W drugim meczu rozegranym w Teksasie mistrzowie z Miami pokonali Spurs 98:96 i wyrównali stan rywalizacji. Ojcem zwycięstwa okazał się LeBron James, który w ostatnich dniach zmagał się z kłopotami zdrowotnymi.
W pierwszym meczu w San Antonio zawodnicy najlepszych ekip sezonu zmagali się nie tylko z rywalami, ale też z wysoką temperaturą w hali, która była efektem awarii klimatyzacji. Swoje problemy miał również James - gwiazdor Miami z powodu bolesnych skurczów musiał przedwcześnie opuścić parkiet.
Powrót "Króla"
Minęło kilkadziesiąt godzin, "King James" zregenerował siły i znów był motorem napędowym ekipy z Florydy. Brylował w najważniejszych momentach. W trzeciej kwarcie w niespełna minutę zdobył osiem punktów, dzięki czemu goście odrobili straty i wyszli na prowadzenie. Mecz zakończył z dorobkiem 35 "oczek".
Mimo świetnej gry Jamesa, "Ostrogi" wygraną miały na wyciągnięcie ręki. Jeszcze na kilkadziesiąt sekund przed końcową syreną gospodarze prowadzili, ale wtedy rzutem za trzy punkty prowadzenie dał Miami Chris Bosh. Po stracie i pudle Manu Ginobiliego, a następnie trafieniach Jamesa i Dwyane'a Wade'a wiadomo było, że już nic nie odbierze mistrzom wygranej.
Historia lubi się powtarzać
Kolejne dwa mecze odbędą się w Miami. Przed rokiem w wielkim finale z udziałem tych samych drużyn po pierwszych dwóch spotkaniach w San Antonio również był remis. Wtedy także Heat byli górą w spotkaniu numer dwa.
Koszykarze Miami są specjalistami od odrabiania strat po pierwszym przegranym meczu w serii play off. Z Jamesem w składzie wygrali wszystkie pięć serii, które rozpoczynali od porażki, wyrównując bilans już po drugim meczu.
Heat walczą o tzw. three-peat, czyli trzeci tytuł z rzędu. Najlepsi byli także w 2006 roku. Spurs natomiast z mistrzowskiego tytułu cieszyli się w latach: 1999, 2003, 2005 i 2007.
WYNIK: San Antonio Spurs - Miami Heat 96:98 (26:19, 17:24, 35:34, 18:21) Stan rywalizacji 1:1
Autor: TG / Źródło: sport.tvn24.pl