Napięcie, ściślej: kryzys dyplomatyczny i historyczny w relacjach Polski i Polaków z Izraelem, Izraelczykami oraz społecznością żydowską, to najpoważniejszy test dla rządzącej Polską prawicy.
Uchwalenie ustawy, która w opinii rządzących oraz w opinii szerokiego głównego nurtu medialnego wspierającego prawicę, ma bronić "dobrego imienia Polski i Polaków", to sztandarowy projekt polityki zagranicznej i historycznej. To także, jak słychać ze strony obozu prawicowego, zerwanie z dotychczasową, pasywną polityką państwa, które przez ostatnie ćwierć wieku miało jakoby pozwolić na dosyć powszechne szkalowanie Polski i nieliczenie się jej opinią.
Dla rządzących wtórne znaczenie ma fakt, że ta dosyć radykalna ustawa może natrafiać sprzeciw innych narodów i państw, które wraz z nami dzielą wspólną, niemal zawsze skomplikowaną i tragiczną historię.
Całkowita odpowiedzialność obozu rządzącego
Rządząca od 2015 roku prawica oraz media wspierające obecną władzę bardzo jasno stawiają sprawę aktywnej polityki historycznej, odrzucając dorobek rządów III RP w kontaktach z ważnymi dla Polski narodami, jak Żydzi, Ukraińcy czy Niemcy. Wieloletnia mozolna, cierpliwa, mało widowiskowa polityka dialogu historycznego uznana została za "pedagogikę wstydu", czyli faktyczne godzenie się na ciągłe wypominanie Polakom win i błędów, nierzadko dodatkowo wyolbrzymionych.
Dzisiaj zamiast owej rzekomej "pedagogiki wstydu" w relacjach z ważnymi dla nas samych narodami proponuje się nowy język: wobec Niemiec żądanie reparacji i nierzadkie zrównywanie obecnej RFN z III Rzeszą niemiecką, wobec Ukraińców żądanie całkowitego odcięcia się od tradycji "banderowskiej", a wobec Żydów i Izraela domaganie się wyciszenia wspominania haniebnego zachowania pewnej grupy Polaków wobec obywateli żydowskich. Rezultaty tej nowej polityki historycznej widać najlepiej w przypadku stosunków z Państwem Izrael, z którym to relacje właśnie znalazły się na skraju załamania, a które także staraniami polskiej prawicy, miały mieć cechy szczególnego, strategicznego partnerstwa.
Nasilenie werbalnej konfrontacji o podłożu historycznym z Ukrainą owocuje szybkim ochłodzeniem stosunków z tym państwem, którego przetrwanie i istnienie jest jednym z warunków bezpiecznego istnienia i rozwoju Polski.
Całkowitą odpowiedzialność za taką politykę historyczną ponosi obecny obóz rządzący i dominujący nurt mediów prawicowych. Od dwóch lat prawica sprawuje władzę, ma w ręku wszystkie najważniejsze urzędy państwowe. Rządzący nie mogą już zasłaniać się rzekomymi błędami poprzednich ekip w relacjach historycznych z sąsiadami. Rządy w Jerozolimie, Kijowie czy Berlinie nie wdają się w niuanse polskiej polityki wewnętrznej i ostrego sporu ideowego, jaki toczy się w Polsce. Dla nich, jak i dla tamtejszych mediów, to prawica reprezentuje Polskę dzisiaj, i będzie ją jeszcze reprezentować co najmniej do wyborów lat 2019-2020, a biorąc pod uwagę paraliż ideowy, personalny i organizacyjny tak zwanej opozycji liberalnej, rządy prawicy potrwają zapewne znacznie dłużej.
Po kilku latach nowej polityki historycznej będzie można ocenić, czy wizerunek Polski w Europie i świecie jest lepszy, czy polskie postulaty historyczne i polityczne w relacjach choćby z trzema wymienionymi narodami i państwami zostały zrealizowane, czy też mimo dosyć wzniosłych zapowiedzi, Polska popadła w izolację, a nowe działania wcale nie przyniosły większych zysków niż krytykowany dziś powszechnie trudny i mozolny dialog z Ukraińcami, Żydami, Niemcami, ale i z Litwinami, Czechami czy Rosjanami. Kryzys dyplomatyczny w stosunkach z Państwem Izrael, którego rząd oraz prestiżowy Instytut Pamięci Jad Waszem, wspierały od dawna walkę Polski przeciwko niesprawiedliwemu i kłamliwemu stereotypowi "polskich obozów koncentracyjnych i zagłady" oznacza, że Polska może utracić ważnego sojusznika w tej walce.
Walka z "polskimi obozami" konieczna
Nigdy dosyć przypominania, że walka ze stwierdzeniami "polskie obozy" jest konieczna i stanowi rację stanu państwa polskiego. Żeby jednak taką walkę prowadzić, potrzebne jest rozpoznanie zagrożenia, a nie toporne wpisywanie do ustawy zakazu, który może narazić Polskę na ostrą krytykę, ale i także na śmieszność.
Najwięcej kłamliwych wzmianek o "polskich obozach" pojawia się w prasie anglosaskiej. Śledzę to zjawisko od 30 lat. Stosunkowo rzadko pojawia się w prasie niemieckiej, chociaż dominujący dzisiaj prawicowy nurt medialny utrzymuje, że to głównie Niemcy wybielają przeszłość. Wzmianki o "polskich obozach" w mediach niemieckich, nawet sporadyczne, są po stokroć irytujące, ale nie zmienia to faktu, że głównie pisze się i mówi o "Polish camps" w Ameryce Północnej.
Trudną sprawą dla nas Polaków jest faktyczne wypłukanie słowa "naziści" z narodowości niemieckiej. Moje doświadczenie podpowiada mi, że najpowszechniej to pozbawione narodowości słowo używane jest także w języku angielskim. Słowo "naziści" to dziecko zimnej wojny: kiedy Niemcy Zachodnie stały się szanowanym sojusznikiem, to Amerykanie zaczęli odróżniać powojenne Niemcy od nazistów z lat 1933-1945.
Bliźniaczy proces zachodził w krajach socjalistycznych: aby nie zrażać Niemców Wschodnich z NRD oraz aby nie przypominać, że III Rzesza była rządzona przez socjalistów, oczywiście narodowych, zaczęto w Polsce mówić "hitlerowcy". To słowo też jest właściwie wynarodowione. Dlatego tak ważne jest ciągłe przypominanie, że obozy koncentracyjne i zagłady zostały wzniesione przez niemieckich nazistów. Również dzięki poparciu Państwa Izrael i znaczących organizacji żydowskich Polska oficjalnie wprowadziła do nazewnictwa UNESCO określenie: były niemiecki nazistowski obóz koncentracyjny i zagłady Auschwitz-Birkenau. Tak powinno się mówić zawsze i wymagać tego od innych. Pytanie, czy do tego potrzebna jest ustawa, czy lepsza będzie szeroka, przemyślana, akcja dyplomatyczna, polityczna i edukacyjna.
Kryzys trudny do załagodzenia
Polskiemu rządowi i polskiemu prezydentowi bardzo trudno będzie złagodzić kryzys w stosunkach z Państwem Izrael. Po stronie izraelskiej radykalny polski krok w postaci nowelizacji ustawy o IPN spowodował burzliwe reakcje, nierzadko przerysowane i nieprzyjazne Polsce. Z tym powinni byli się liczyć twórcy ustawy. Nie wystarczy mieć racji na łamach przychylnych sobie tygodników prawicowych, trzeba jeszcze ocenić prawidłowo, jak partnerzy mogą zareagować na polskie ustawodawstwo. Nie podjęto właściwie żadnej akcji osłonowej. Dopiero dzisiaj, w momencie napięcia, mówi się o wspólnej komisji historycznej. Czyli proponuje się działania takie, jakie prowadzono w nielubianej III RP: dialog, dyskusje ekspertów, wspólne stanowiska, protokoły rozbieżności.
Po stronie polskiej konflikt dyplomatyczny i historyczny z Izraelem obudził okropne demony wrogości wobec Żydów. A przecież każdy rozumny polski polityk powinien od dawna wiedzieć, że antysemityzm polski nie uderza w Żydów czy Izrael, ale jest wielką szkodą dla Polski. Rozdmuchane w Polsce ostatnio pojęcie suwerenności powoduje, że rządzącej prawicy trudno się będzie wycofać z przepisów ustawy, ponieważ w szeregach zwolenników rządu podniesie się krzyk o kapitulacji w obliczu izraelskich i żydowskich protestów. Rządzący wpadli we własną pułapkę.
Widać jak na dłoni, że obóz rządzący, który głosi potrzebę aktywnej polityki historycznej, nie ma żadnych struktur działania na tym polu. Znienawidzony przez prawicę profesor Władysław Bartoszewski, zmarły wiosną 2015 roku, przez kilka lat odpowiadał w rządzie PO za "trudne tematy" w czworokącie Polska - Izrael - diaspora żydowska - Niemcy. Profesor niestrudzenie gasił pożary i perswadował partnerom polskie racje i polskie obawy na polu historycznym i dyplomatycznym. Dzisiaj nie ma w obozie władzy nikogo, kto miałby choćby jedną dziesiątą powagi i majestatu, jakimi dysponował Bartoszewski. A przecież do tego czworokąta potrzeba by dodać kolejny element - Ukraina. Dzisiaj potrzebny byłby ktoś na miarę Andrzeja Przewoźnika, który przed tragiczną śmiercią w Smoleńsku w 2010 roku poświęcił całą swoją działalność na łagodzenie historycznych kłótni i przesądów między Polakami a naszymi sąsiadami.
Chyba najsmutniejszy wniosek po ostatnich 48 godzinach jest następujący: chciano ustawą walczyć z głoszeniem antypolskiego kłamstwa o "polskich obozach". Radykalna, uchwalona w przeddzień Międzynarodowego Dnia Pamięci o Zagładzie Żydów, spowodowała, że w internecie to obrzydliwe kłamstwo zwielokrotniono w króciutkim czasie setki tysięcy razy. Nie wiadomo, czy kiedykolwiek uda się to odwrócić.
Autor: Jacek Stawiski / Źródło: TVN24 BiS
Źródło zdjęcia głównego: tvn24