Przeszli przez piekło - uciekli z domu, miesiącami koczowali na dworcu, doświadczyli biedy, głodu i wielu upokorzeń. Blisko 50 rodzin z Czeczenii znalazło schronienie w Polsce. Przez pandemię wraca strach o dach nad głową, o dzieci. Samotnym mamom i ich dzieciom można pomóc, potrafią się odwdzięczyć.
Kim są "dzieci z dworca Brześć"?
- To samotne matki, ich córki i synowie, którzy uciekli z Czeczenii. Uwierzyli w nowe, lepsze życie w Europie. Bez wojny, przemocy domowej i biedy. Nie zdawali sobie sprawy, że przekroczenie granicy Unii Europejskiej będzie tak trudne. Dotarli do granicy białorusko-polskiej i w Brześciu, na dworcu, koczowali miesiącami, zanim uzyskali zgodę na przekroczenie granicy - opowiada Marina Hulia. Pół Rosjanka - pół Białorusinka.
Od lat mieszka w Polsce. I pomaga rodzinom, które najpierw utknęły w Brześciu, a potem musiały odnaleźć się w obcym kraju.
- Na początku trudno mi było uwierzyć, że samotne matki z bezbronnymi dziećmi skazano na taki los. W oczekiwaniu na łaskę państwa, które miało być dla nich nowym otwarciem i szansą na normalne życie - przyznaje Hulia. A wcześniej, zdane na ludzi, którzy zaoferowali transfer do Europy i "oczywiście nie informowali, że przy granicy czeka zderzenie ze ścianą i widmo życia na dworcu, bo to by się im nie opłacało".
"Byle nie było pani Aliny"
A jak wyglądała rzeczywistość na dworcu? To była wegetacja w warunkach urągających godności.
- Jak ktoś miał ośmioro dzieci, to musiał osiem razy zapłacić za skorzystanie z toalety. A przecież pieniędzy nie było. Pracownicy dworca mówili, że jesteśmy terrorystami z Czeczenii i mamy wracać do domu. A my przecież nie mogliśmy wrócić - mówi przed kamerą TVN24 jedna z kobiet, która uciekła z kraju.
- Wszyscy martwili się, kiedy zmianę miała pani Alina. Kiedy przychodziła noc, nie pozwalała nikomu kłaść się na dworcowych fotelach. Małe dzieci musiały spać na siedząco. Pytałam ją, jak może to robić, skoro sama ma dzieci? Odpowiedzi nie dostałam - dodaje.
Na wjazd do Polski zazwyczaj trzeba było czekać kilka miesięcy.
- Nie wiem, co o tym decydowało. Dlaczego wniosek numer 62 był odrzucony, a wniosek numer 63 przyjęty, Sytuacja tych rodzin przecież się nie zmieniała. Czasem miałam wrażenie, że odpowiada za to po prostu przypadek albo lepszy humor celnika - opowiada Marina Hulia.
Z piekła do Polski
Ci, którym się "poszczęściło" i dostawali zgodę na wjazd do Polski, trafiali do jednego z czterech w Polsce ośrodków dla cudzoziemców. Niektórzy dostali szansę stanąć na własne nogi. Pomaga im Marina Hulia i zachęca, by na pomoc odpowiedzieć miłym gestem, też pomagać.
- Po wielu latach trudów i wyrzeczeń trudno zachować poczucie własnej godności. A nic jej tak nie odbudowuje, jak pomaganie innym. Dlatego tak wiele naszych rodzin włącza się w wolontariat - opowiada Marina Hulia. Według niej, matki "dzieci z Dworca Brześć" opiekują się staruszkami z Domu Spokojnej Starości, gotują niepełnosprawnym, z bezdomnymi z warszawskiej Woli budują kolorowe domki dla ptaków, wyprowadzają psy w schronisku.
A nade wszystko same zapewniają środki na utrzymanie siebie i dzieci.
Wśród pomagających jest Madalina Mazaliewa - matka trojga dzieci. W kraju zostawili nadużywającego alkoholu męża i ojca. W końcu się udało. Jeszcze niedawno wydawało się, że najgorsze za nimi. Ale ostatnio - z powodu pandemii - Madalina straciła pracę. Wcześniej sprzątała w biurach. Pieniądze skończyły się z dnia na dzień.
- W podobnej sytuacji są też inne rodziny. Kobiety, które są teraz "głowami" tych rodzin, mogą wykonywać najprostsze prace, bo w Czeczenii kobiety nie mogły zdobyć wykształcenia. Utrzymywali się z zadań dorywczych, które nagle się skończyły - mówi Marina Hulia.
Kobiety poparzone przez los, dzieci ze skradzionym dzieciństwem
Dlatego niezbędna jest pomoc. W Nowym Teatrze przy Madalińskiego w Warszawie trwa zbiórka rzeczy i żywności.
- Nie potrzebujemy ubrań, nasze rodziny mieszkają w bardzo małych pomieszczeniach. Bezcenny za to jest makaron, ryż i inna żywność o długim terminie przydatności do spożycia. Bardzo przydadzą się też środki czystości - apeluje do darczyńców Marina Hulia.
W internecie ruszyła też internetowa zbiórka.
"Zbieram pieniądze dla wielodzietnych Matek - uciekinierek z Czeczenii. Opuściły swój kraj, żeby ratować dzieci. Kobiety, poparzone przez los i dzieci ze skradzionym dzieciństwem starają się tu, w Polsce zbudować swoje życie. Ubiegają się o status uchodźcy, dźwigają trudy codzienności oraz naprawiają świat na nieswojej ziemi. Nasz świat" - napisał organizator zrzutki, aktor Maciej Stuhr.
A w rozmowie z TVN24 dodał: pomoc nie ma narodowości.
- Nasze kobiety są silne. Bo muszą być. Polacy okazali się ofiarni i współczujący. Bo chcą być. Dziękujemy! - kończy Hulia.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24