Mieszkańcy Wdzydz wskazują na nową daczę byłego senatora PiS i mówią: "Są tacy w Polsce, którym wolno więcej". Chodzi im o to, gdzie i jak wybudował swój pensjonat były senator Prawa i Sprawiedliwości Waldemar Bonkowski. Uważają, że "ktoś powinien sprawdzić legalność tej budowy". Zatem sprawdziliśmy.
Wdzydze, kaszubska wieś pod Kościerzyną, godzina drogi od Gdańska. W sezonie zwykle oblegana przez turystów.
Największym atutem jest sama okolica. Spoglądając na mapę, zauważymy cztery jeziora: Gołuń, Wdzydze, Radolne i Jelenie, które łączą się w tak zwany krzyż jezior wdzydzkich. Ten widok można obserwować z wieży ustawionej na terenie tutejszej stanicy wodnej PTTK.
Widać z niej dokładnie domy nad jeziorem Gołuń, w tym także ten, który stanął jesienią ubiegłego roku, a nabrał blasku wiosną tego roku. Został zbudowany na wygrodzonej działce (płot sięga wody jeziora), z "własną" plażą. Przed nim stoi drugi, znacznie mniejszy - drewniany, z tarasem, dosłownie kilka metrów od brzegu.
"Gościniec Rejtanówka" to inwestycja byłego senatora Prawa i Sprawiedliwości Waldemara Bonkowskiego. "To ten od psa" - podkreślają mieszkańcy wsi, chcąc się upewnić, czy wiem, o kogo chodzi.
W kwietniu 2022 roku Waldemar Bonkowski usłyszał, nieprawomocny na razie, wyrok za zabicie psa: rok pozbawienia wolności w zawieszeniu na trzy lata, dwadzieścia tysięcy złotych grzywny i pięcioletni zakaz posiadania psów. Zwierzę nie przeżyło ciągnięcia za samochodem, do którego zostało przywiązane.
Ale ta historia nie dotyczy tego, jak były senator PiS traktuje zwierzęta, ale tego, jak traktuje prawo budowlane. Mieszkańcy Wdzydz i powiatu kościerskiego piszą: "Są tacy w Polsce, którym wolno więcej" i "Czy to w ogóle jest legalne?".
Enklawa
Najpierw trzeba sięgnąć pamięcią niemal sześć lat wstecz.
W styczniu 2017 roku sąsiedzi Waldemara Bonkowskiego zwrócili się do gminy Kościerzyna o wydzielenie działki należącej do Skarbu Państwa reprezentowanego przez Regionalny Zarząd Gospodarki Wodnej (obecnie Państwowe Gospodarstwo Wodne Wody Polskie). Chodziło o fragment linii brzegowej jeziora Gołuń o szerokości kilkunastu metrów, oddzielający ich działkę od wody. Niewielki pas ziemi musi zostać obmierzony "urzędowo", żeby naliczyć opłatę za dzierżawę tego skrawka plaży.
Z tamtego okresu pochodzi mapa geodezyjna (jej fragment w dalszej części tekstu), na której widać zarówno teren dzierżawiony przez sąsiadów Bonkowskiego, jak i działkę ówczesnego senatora Prawa i Sprawiedliwości. Widać także tak zwaną linię brzegową, oddzielającą działki prywatne od terenów Skarbu Państwa, oraz poziom wody w jeziorze, który, rzecz jasna, zmienia się w zależności od warunków atmosferycznych.
Działka Waldemara Bonkowskiego liczy wówczas 309 metrów kwadratowych i jest enklawą - z każdej strony graniczy z jedną i tą samą działką, przez którą jest otoczona. I nie graniczy z jeziorem. Ani nawet z linią brzegową.
Sąsiedzi Waldemara Bonkowskiego rozgraniczyli "kawałek plaży" przy swojej działce (czyli formalnie ustalili jej granice) w 2017 roku i dwa lata później podpisali z Wodami Polskimi umowę dzierżawy - cena za roczne użytkowanie tego terenu wynosi około stu złotych.
Wniosek senatora Bonkowskiego
W kwietniu 2017 do Gminy Kościerzyna wpłynął wniosek o rozgraniczenie (czyli powtórzmy: formalne ustalenie granic) działki Waldemara Bonkowskiego. Granice działki wytyczył uprawniony geodeta, Krzysztof Jaroniec. To lokalny polityk Prawa i Sprawiedliwości, w latach 2018-2019 roku radny Miasta Kościerzyna tej partii, który po roku zrezygnował z mandatu.
Według dokumentacji sporządzonej przez Krzysztofa Jarońca działka senatora PiS wygląda teraz inaczej niż jeszcze kilka tygodni wcześniej. Jest wyraźnie większa - ma już 416 metrów kwadratowych, graniczy z jeziorem i przylega do działki sąsiadów. Już nie jest enklawą.
Wniosek o ustalenie granic działki, jak na rysunku powyżej, zgodnie z procedurą, trafia na biurka urzędników Gminy Kościerzyna, którzy analizują teraz dokumenty. Najpierw te najnowsze, ze stycznia 2017 roku, potem archiwalne.
Okazuje się, że zarówno mapka sprzed paru miesięcy, jak i wszystkie materiały archiwalne, nawet te z lat pięćdziesiątych ubiegłego wieku, potwierdzają to samo: działka, która stała się własnością Waldemara Bonkowskiego, miała różne numery, ale nigdy nie graniczyła z jeziorem, i od zawsze (a przynajmniej od lat 50. XX wieku) była enklawą w obrębie innej działki.
Grzegorz Piechowski, wójt Gminy Kościerzyna, stwierdza, że w wyniku proponowanego rozgraniczenia nastąpiłby "ewidentny przybytek powierzchni" (z 309 do 416 metrów kwadratowych, czyli o ponad jedną trzecią), co mogłoby świadczyć o "przeniesieniu prawa własności gruntu".
"Zachodziło domniemanie, że strony mają zamiar w sposób nieformalny przenieść własność przygranicznego pasa gruntu (…) należącego do Skarbu Państwa" - czytamy w odpowiedzi wójta na nasze pytania.
Ten grunt to skrawek plaży będący w zarządzie Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej. Sąsiedzi senatora w analogicznej sytuacji wydzielili bliźniaczy fragment terenu i podpisali umowę dzierżawy.
- Senatora to już nie dotyczyło, on w wyniku rozgraniczenia miał wejść w posiadanie gruntu Skarbu Państwa. To spowodowało nasz sprzeciw - słyszę nieoficjalnie w Urzędzie Gminy w Kościerzynie.
Gmina włączyła do postępowania Regionalny Zarząd Gospodarki Wodnej w Gdańsku (późniejsza spółka Wody Polskie). Jednak na wezwania, na przykład na oględziny w terenie, nikt z urzędników RZGW się nie stawił. Ostatecznie wójt postanowił skierować sprawę do Sądu Rejonowego w Kościerzynie.
Skarb Państwa nie kojarzy
Proces rozpoczął się jesienią 2018 roku. Odbyły się dwie rozprawy i jedna wizja lokalna. Na pierwszej rozprawie, 26 października 2018 roku, zeznawali sąsiedzi Waldemara Bonkowskiego. Stwierdzili, że nie kwestionują nowego rozgraniczenia działek.
- Dlaczego wtedy nikt nie protestował? - pytam ich dzisiaj, po pięciu latach.
- Nikt wtedy nie wiedział, jak będzie wglądało to sąsiedztwo. Zresztą po co od razu, "na dzień dobry", robić sąsiadowi "pod górkę?" - odpowiadają.
Przed sądem zeznawał przedstawiciel Skarbu Państwa - zastępca dyrektora Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej w Gdańsku Karol Rudomina. Jego zeznanie przytaczamy w całości: "Nie kojarzę tej nieruchomości. Skarb Państwa posiada wiele nieruchomości. Nie brałem bezpośredniego udziału w postępowaniu administracyjnym. Nie kwestionujemy tych granic ustalonych w toku postępowania administracyjnego".
To jedyne słowa przedstawiciela Skarbu Państwa, jakie podczas całego postępowania zostały zapisane do protokołu. Sąd nie wezwał żadnego przedstawiciela samorządu, nie poinformował wójta o rozprawie - gmina nie była stroną w postępowaniu.
Następnie, 23 listopada 2018 roku na miejscu, czyli we Wdzydach, dokonano oględzin. Uczestniczyli w nich: sędzia, stażystka z sądu pełniąca funkcję protokolantki, biegły geodeta, Waldemar Bonkowski, jego sąsiedzi i dyrektor Karol Rudomina z Wód Polskich. Oględziny trwały 15 minut.
W protokole zapisano, że generalnie rzecz biorąc, biegły przychyla się do wniosku senatora Bonkowskiego.
Mapy, repery, zgoda powszechna
Rozgraniczenie działki, co do zasady, jest formalnym potwierdzeniem istniejących granic nieruchomości.
Jak rozgranicza się w Polsce działki?
Ustawa Prawo geodezyjne i kartograficzne jasno wskazuje, że najistotniejsze są punkty w terenie (przede wszystkim tzw. repery - betonowe słupki) i dokumenty, czyli na przykład mapy. Dalej czytamy w ustawie, że jeśli w terenie nie ma znaków granicznych, jeśli brakuje map lub jeśli są niewystarczające lub sprzeczne, dopiero wówczas "ustala się przebieg granicy na podstawie zgodnego oświadczenia stron lub jednej strony, gdy druga strona w toku postępowania oświadczenia nie składa i nie kwestionuje przebiegu granicy".
Czyli, mówiąc najprościej - powszechna zgoda co do granic działki nabiera znaczenia dopiero wtedy, gdy nie można granic takiej działki ustalić na podstawie obiektywnych wskaźników - reperów w terenie i istniejących dokumentów (na przykład map).
Co ważne i warte powtórzenia - wszystkie archiwalne mapy i dokumenty (również te zaprezentowane powyżej, z 1958, 2003 i 2017 roku) świadczące o tym, że działka Waldemara Bonkowskiego jest enklawą i nie graniczy z jeziorem, zostały przekazane przez Gminę Kościerzyna do tamtejszego sądu rejonowego i zostały włączone do akt sprawy.
Biegły przeanalizował dokumenty i stwierdził, że na podstawie istniejących map nie da się wytyczyć granic działki senatora, bo są "mało dokładne i nieczytelne". Pozostały więc punkty graniczne w terenie. Biegły wyruszył w teren na ich poszukiwanie. Jednak nie zdołał odnaleźć wszystkich.
Co było robić w sytuacji, gdy mapy są "niedokładne", a reperów w terenie brakuje?
Jak pisze Katarzyna Siwiec na stronie prawny.org.pl: "Dopiero jeżeli w danej sprawie niemożliwe jest ustalenie stanu prawnego [na podstawie dokumentów, map - red.], sąd może zastosować kryterium ostatniego spokojnego stanu posiadania w celu ustalenia spornych granic gruntów". Czym ono jest? To " trwające przez dłuższy czas posiadanie ustabilizowane, nie zakłócone przez sąsiadów". Zgodnie z ustawą, pozostało więc powołać się na ostatni stan tzw. spokojnego posiadania.
- Opinia biegłego sądowego nie była kwestionowana przez żadnego z uczestników postępowania, w tym przez właściciela jeziora Skarb Państwa (Regionalny Zarząd Gospodarki Wodnej w Gdańsku) - zaznacza sędzia Łukasz Zioła, rzecznik prasowy ds. cywilnych Sądu Okręgowego w Gdańsku.
Rzeczywiście, ewentualny sprzeciw przedstawiciela RZGW mógłby mieć w tej sprawie kluczowe znaczenie. Jednak, przypomnijmy, dyrektor RZGW "nie kojarzył tej nieruchomości".
Druga rozprawa odbyła się 29 marca 2019. Trwała dwanaście minut. Sąd - wobec powszechnej zgody co do nowego rozgraniczenia działki (przedstawicieli spółki Wody Polskie nie było na sali sądowej, mimo że zostali powiadomieni o terminie rozprawy) wydał postanowienie zgodne z opinią biegłego, wskazujące na "spokojny stan posiadania".
W ten sposób senator uregulował sprawę granic działki, która teraz miała własny dostęp do jeziora i była o jedną trzecią większa niż przed rozgraniczeniem.
Poza zainteresowaniem
W tej sprawie wysłaliśmy pytania do Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej w Gdańsku.
Bogusław Pinkiewicz z Zespołu Komunikacji i Edukacji Wodnej RZGW w Gdańsku stwierdził, że w tej sprawie nie doszło do przekazania państwowego gruntu w ręce prywatne i nie było podstaw do kwestionowania rozgraniczenia działki Waldemara Bonkowskiego.
W korespondencji z rzecznikiem zwróciliśmy uwagę, że rola przedstawiciela RZGW ograniczyła się do milczącej zgody i stwierdzenia, że "nie kojarzy tej nieruchomości". O te właśnie słowa, które padły na sali sądowej, zapytaliśmy rzecznika RZGW w Gdańsku. "Stwierdzenie należy rozumieć, że działka ta nie przylegając do linii brzegowej ani nie mając nic wspólnego z wodami powierzchniowymi nie leżała w gestii zainteresowań Wód Polskich. Sformułowanie 'nie kojarzę' jest jak najbardziej dopuszczalne przez słowniki języka polskiego, zrozumiałe dla ogółu i właściwe" - napisał.
Rzeczywiście, przed rozgraniczeniem działka ta nie przylegała do linii brzegowej. Sęk jednak w tym, że przedmiotem postępowania sądowego było rozgraniczenie, w wyniku którego działka ta zaczęła przylegać do linii brzegowej, a zdaniem samorządowców z Kościerzyny - stało się tak, gdyż "zajęła teren" Skarbu Państwa przy milczącej zgodzie (wyrażonej sformułowaniem "nie kojarzę") urzędników ze spółki Wody Polskie.
W tym miejscu zamieszczamy jeszcze raz mapkę, która to obrazuje:
Projektant z przeszłością
Będąc już w posiadaniu działki graniczącej z jeziorem, polityk PiS zlecił wykonanie projektu budowlanego dla swojej inwestycji. Wybrał firmę Zdzisław Petry Usługi Projektowe. Dokumentacja powstała w grudniu 2019 roku.
Kim jest Zdzisław Petry? Pracuje w Starostwie Powiatowym w Kościerzynie, na stanowisku starszego specjalisty ds. architektury i budownictwa. Czyli pracuje w urzędzie, który zatwierdzał wykonany przez niego samego projekt, wydając senatorowi pozwolenie na budowę.
- Czy pan nie widzi sprzeczności w tym, że wykonuje pan projekt i jednocześnie pracuje w jednostce, która ten projekt zatwierdza, wydając pozwolenie na budowę? - zapytałem przedsiębiorcę i urzędnika zarazem.
Zdzisław Petry nie widzi w tym nic niestosownego.
- Byłem wyłączony z postepowania. Oficjalnie nie brałem w nim udziału. Zgodnie z prawem zresztą. O tym świadczą dokumenty. Moja ocena się tutaj nie liczy, nie ma żadnego znaczenia - odpowiada architekt-urzędnik.
Ustawa o pracownikach samorządowych nie zabrania im prowadzenia działalności gospodarczej. Jednakże znajduje się tam następujący zapis: "Pracownik samorządowy zatrudniony na stanowisku urzędniczym (…) nie może wykonywać zajęć pozostających w sprzeczności lub związanych z zajęciami, które wykonuje w ramach obowiązków służbowych, wywołujących uzasadnione podejrzenie o stronniczość lub interesowność (…)".
Być może Zdzisław Petry nie widzi dzisiaj problemu, ale dziesięć lat wcześniej funkcjonariusze CBA taki problem dostrzegli.
W 2011 roku "Dziennik Bałtycki" informował, że CBA przez trzy miesiące sprawdzało dokumenty w Wydziale Architektury i Budownictwa Starostwa Powiatowego w Kościerzynie. "Sprawa dotyczy dwóch urzędników, którzy pracując w wydziale, wykonywali jednocześnie projekty architektoniczne, które stanowiły następnie podstawę wydawania decyzji przez starostę powiatowego".
Jak podano do wiadomości, prace wykonywane przez nich poza urzędem wywoływały podejrzenie o stronniczość bądź interesowność. CBA skierowało wówczas do starosty kościerskiego wniosek o zwolnienie dyscyplinarne urzędników.
Wówczas, w 2011 roku, rozwiązano umowę o pracę (za porozumieniem stron) z dwoma osobami. Między innymi właśnie ze Zdzisławem Petry. Wrócił on potem do pracy w urzędzie i do jednoczesnego prowadzenia działalności gospodarczej. I dalej wykonywał projekty (między innymi dla Waldemara Bonkowskiego), które były oceniane przez jego kolegów z wydziału w starostwie.
Alicja Żurawska, starosta powiatu kościerskiego twierdzi, że nie wiedziała, że wcześniej CBA wskazało na nieprawidłowości związane z podwójną rolą, w jakiej występował jej podwładny. Dowiedziała się dopiero, gdy wysłałem do starostwa pytanie o tę sprawę.
- W 2011 roku, gdy miała miejsce kontrola CBA, nie byłam starostą, byłam radną, a pewne rzeczy nie były publicznie omawiane na sesji. Więc ostatnio zajrzałam do archiwów i przeczytałam protokół z tamtej kontroli. I teraz wiem więcej niż jeszcze niedawno. Kiedy parę lat temu przejmowałam stanowisko, nie zagłębiałam się w akta osobowe pracowników, ale powiem jedno - pan Zdzisław Petry jest jednym z lepszych urzędników pod względem dochowania staranności procedur przy wydawaniu decyzji administracyjnych. Jednak ze względu na to, że dzisiaj wiem więcej, aktualnie podejmuję kroki, aby nie było sytuacji, które mogłyby być uznane za nieetyczne.
Tu starosta stawia kropkę, nie ujawniając, jakie to kroki.
Być może starosta Alicja Żurawska nie wiedziała o tym, że jej pracownik wykonuje projekty, które potem są oceniane przez jego kolegów z Wydziału Architektury i Budownictwa. Nie zmienia to jednak faktu, że to jej podpis widnieje na pozwoleniu na budowę, które Waldemar Bonkowski uzyskał w dniu 13 marca 2020 roku.
A Zdzisław Petry, wkrótce po naszej rozmowie z Alicją Żurawską, zawiesił działalność gospodarczą.
Projekt i rzeczywistość
Od czerwca 2022 budynek na działce nad jeziorem Gołuń we Wdzydzach jest gotowy i "pachnie świeżością".
Poprosiliśmy o wgląd w pozwolenie na budowę, które uzyskał Waldemar Bonkowski. Wśród załączników znajduje się tam między innymi projekt zagospodarowania terenu.
Czy zrealizowana już (choć formalnie jeszcze nie oddana do użytku inwestycja) odpowiada temu, co zostało określone w projekcie, i na co zostało wydane pozwolenie na budowę? Stosunkowo łatwo to sprawdzić. Wystarczy zajrzeć do samego projektu i porównać ze stanem obecnym.
Wygląda to tak:
Jeśli zaś chodzi o wygląd projektowanego budynku - określa go projekt elewacji. Porównajmy więc budynek "na papierze" z tym, jak wygląda w rzeczywistości:
Rysunki z dokumentacji projektowej, pozwolenie na budowę i miejscowy plan zagospodarowania przestrzennego, jak również fotografie stanu istniejącego pokazaliśmy ekspertom - prof. dr. hab. inż. arch. Piotrowi Lorensowi z Politechniki Gdańskiej oraz arch. Iwonie Wierzbickiej, byłej Architekt Miasta Płocka, obecnie szefowej pracowni architektonicznej Instytut Planowania Miasta.
Obydwoje, już "na pierwszy rzut oka", wyrażają swoje opinie w sposób dość jednoznaczny. Lista możliwych, bardziej lub mniej prawdopodobnych, nieprawidłowości (eksperci nie zapoznali się z całą dokumentacją inwestycji, nie dysponują pomiarami powykonawczymi) jest długa. Są zgodni - a widać to "ewidentnie", że w projekcie budynek ma dwie kondygnacje, zaś w terenie - trzy (co ważne: w planie miejscowym dla Wdzydz dopuszczone są tylko dwie kondygnacje). "Nadmiarowa" kondygnacja powoduje, że w rzeczywistości budynek jest znacznie wyższy niż w projekcie - bo jego wysokość liczy się od dołu najniższej kondygnacji. Jego wysokość przekracza więc także tę dopuszczoną przez miejscowy plan zagospodarowania przestrzennego. Mówiąc krótko: wybudowany pensjonat jest znacznie większy niż ten, na który zostało wydane pozwolenie na budowę - i jest to widoczne na fotografiach.
I druga sprawa: przy plaży znajduje się budynek - niewielki domek letniskowy, którego z pewnością nie powinno tam być - stoi ewidentnie "poza linią zabudowy".
To nie wszystko.
Jest jeszcze kwestia płotu. Schodzi on ze skarpy wprost do jeziora, przegradza brzeg, uniemożliwiając swobodne przejście. Przepisy mówią, że należy zostawić półtorametrowe przejście wzdłuż brzegu.
Wysłaliśmy dokumentację fotograficzną inwestycji Waldemara Bonkowskiego do kierownika Wdzydzkiego Parku Krajobrazowego. Andrzej Penk odpisał, że jest to "bezprawie", dodając, że "sprawa zostanie przekazana do policji, celem wyegzekwowania obowiązującego prawa".
Poza tym, czego nie sposób nie zauważyć, na działce senatora zrealizowano prace ziemne i wybudowano mury oporowe (to widoczne na zdjęciach ścianki z betonowych bloków, podtrzymujące skarpę), których nie ma w projekcie, a na które także trzeba mieć pozwolenie na budowę.
I jeszcze jedno: choć Waldemar Bonkowski nie ma pozwolenia na użytkowanie budynku, na płocie posesji wisi baner reklamujący wynajem pokojów.
"Pachnie świeżością"
Czy rzeczywiście były senator, choć nie ma pozwolenia na użytkowanie, prowadzi tu już działalność gospodarczą? Postanowiliśmy to sprawdzić. Jest połowa lipca, sezon wakacyjny w pełni.
- Szukam dwuosobowego pokoju dla siebie i żony, czy są u was wolne miejsca na przełomie lipca i sierpnia?
- Tak, są wolne miejsca, dopiero zaczęliśmy działalność.
Męski głos (nienależący do Waldemara Bonkowskiego) zachęca mnie do wynajęcia pokoju: jest telewizja, Wi-Fi, aneks kuchenny, lodówka, balkon z widokiem na jezioro.
- Jest kawałek własnej plaży, znaczy własnej… która tylko do mnie przynależy - zachęca.
Plaża, jak informuje gospodarz obiektu, jest oddalona od balkonu zaledwie o dziesięć metrów, a wszystko "pachnie świeżością". Przy wynajęciu pokoju na tydzień pierwsza noc będzie kosztować 350 zł, druga 300 zł, trzecia 250, pozostałe noce - 200 zł. Półtora tysiąca za tygodniowy pobyt. Cena wysoka, ale nie zawyżona, zważywszy na bliskość jeziora i wysoki standard.
Nasz rozmówca zachęca do przyjazdu, przekonuje, że "Rejtanówka" to miejsce idealne do wypoczynku dla turystów. Rzecz jasna nie wspomina, że z formalnego punktu widzenia jest to "teren budowy", więc w zasadzie należałoby się w nim poruszać w kaskach i kamizelkach odblaskowych.
Jak ustaliliśmy, w przypadku obiektu usługowego, dokładnie - "obiektu zakwaterowania turystycznego", za użytkowanie bez wymaganych zgód, grozi kara w wysokości 75 tysięcy złotych. Wymierza ją Powiatowy Inspektorat Nadzoru Budowlanego. Obowiązuje zasada "żółtej kartki" - najpierw wręcza się upomnienie, a jeśli to nie przynosi skutku - wymierza się karę.
Były kontrole
21 lipca 2022 roku, niby środek sezonu, a we Wdzydzach raczej pusto. Inflacja "wymiotła" turystów, wspominają o tym wszyscy hotelarze - na Kaszubach i w całej Polsce.
Od początku rozmowy Waldemar Bonkowski zaznacza, że nie jest już politykiem, tylko "osobą prywatną". Słowa te powtórzy kilkukrotnie. Siadamy przy szerokim stole na tarasie, przed wejściem do salonu. Po prawej mam niewielki trzykondygnacyjny pensjonat, po lewej zaś, nieco z przodu - drewniany domek letniskowy, z tarasem otwierającym się na jezioro, gdzie stoi stolik i krzesła, z firankami w oknach, za nim zaś - dosłownie kilka kroków - ogrodzona plaża. Jest ładnie, rzeczywiście "pachnie świeżością", choć trochę klaustrofobicznie, bo działka jest niewielka.
- Docierają do mnie sygnały, że z tą inwestycją jest coś nie tak - zaczynam rozmowę.
Waldemar Bonkowski milczy.
- Szczerze powiedziawszy, pana dom wygląda trochę inaczej niż w projekcie - kontynuuję.
Były senator w końcu zaczyna mówić.
- Proszę pana, była już kontrola, ja mam kontrole regularnie. Była kontrola z Powiatowego Inspektoratu Nadzoru Budowlanego i nie mają zastrzeżeń, to są drobne, nieznaczące odstępstwa, które są dopuszczone. Tu jest wszystko legalnie, są pozwolenia, zgodnie z prawem, żadnych odstępstw nie ma. Więc nie wiem, dlaczego szukacie sensacji.
- A na przykład ten płot… Półtora metra odstępu nie ma.
- No i co z tego? Jak będzie trzeba, to furtkę zrobię albo go odetnę. Jak ktoś by chciał, to może przejść po plaży, ja przejścia nikomu nie utrudniam. Nawet często zdarza się, że ktoś tutaj przybije jachtem. Nikogo nie będę przeganiał, a już od września tutaj żywej duszy nie ma.
Postanawiam zmienić temat.
- A pamięta pan, jak było rozgraniczanie działki, jak gmina protestowała? Nie zatwierdziła panu tego rozgraniczenia i skierowała sprawę do sądu.
- No i sąd rozstrzygnął… Co ja tu mogę skomentować? Zwykła zawiść. Zwykła zawiść - powtarza z naciskiem. - Sąd powołał biegłego geodetę. Sąd z biegłym przyjechał tu, na miejsce, wezwał wszystkich dookoła, ostatni mój projekt sąd zatwierdził i sprawa została zamknięta. Prosta sprawa. Potem zgodnie z prawem uzyskałem pozwolenie na budowę i wszystko jest wybudowane legalnie.
- Ten budynek też? - wskazuję na "Gościniec Rejtanówka".
- Tak.
Po raz kolejny były senator powołuje się na kontrole, które były na miejscu i "żadnych poważnych uchybień nie wykazały".
- A ten budynek też? - pokazuję na domek letniskowy przy plaży, którego nie ma w projekcie budowlanym.
- Tak.
- I nadzór budowlany nie miał nic do tego?
- On jest odnowiony tylko. On ma więcej niż pięćdziesiąt lat. A jeśli budynek stoi więcej niż dwadzieścia lat, jest legalny.
- I on TUTAJ stoi dłużej niż dwadzieścia lat? - dopytuję, wskazując miejsce przy plaży, w którym stoi drewniany niewielki domek letniskowy.
- Tak, z pięćdziesiąt, tak samo jak budynki wokół. Jest odnowiony tylko. W tej sprawie już była kontrola powiatowego inspektora nadzoru budowlanego.
- Czyli była tu już kontrola PINB? - upewniam się, czy dobrze zrozumiałem.
- Tak. Był nadzór i nie miał zastrzeżeń - podkreśla były senator.
"Więc o co chodzi?"
Wyjaśnienia wymaga kolejna kwestia. Czy rzeczywiście drewniany domek, który stoi dzisiaj przy plaży (tuż przy jeziorze, poza linią zabudowy, tam gdzie nic nie powinno być wybudowane), stoi tam od pięćdziesięciu lat? Wszak w dokumentacji projektowej go nie ma. Architekt Zdzisław Petry twierdzi, że przed rozpoczęciem inwestycji, na etapie projektowania, domek stał w innym miejscu niż dziś.
Mieszkanka Wdzydz, która doskonale pamięta, jak to wyglądało jeszcze dwa lata temu, mówi mi: - Tak, stał mały budyneczek, ale w zupełnie innym miejscu, wyżej, dalej od jeziora. On go sobie przeniósł po prostu nad samo jezioro.
- Pan to już oddał do użytku? - pytam Waldemara Bonkowskiego.
- Czy ja to oddałem do użytku? - były senator wydaje się przez moment zbity z pantałyku. - Jeszcze nie, bo jeszcze nie jest do końca wykończone.
- Ale prowadzi tu pan działalność?
- Na razie postawiłem reklamę, żeby na przyszły rok mieć już klientów.
- Czyli podsumowując, uznaje pan wszystkie zarzuty wobec tej inwestycji za niezasadne?
- Oczywiście, że niezasadne. Wszystkie instytucje tu wszystko sprawdziły. Żadnych odstępstw nie ma, no więc o co chodzi?
Pytanie ma być retoryczne, a rozmowa dobiega końca.
Grudzień 2020: nie stwierdza się nieprawidłowości
Dzień po rozmowie z Waldemarem Bonkowskim, 22 lipca, zapytaliśmy Powiatowy Inspektorat Nadzoru Budowlanego w Kościerzynie, czy kontrolował inwestycję Waldemara Bonkowskiego.
Okazało się, że miała miejsce jedna kontrola PINB-u, w dniu 17 grudnia 2020 roku. Wówczas stan zaawansowania robót określono jako "stan surowy zamknięty". "W trakcie kontroli nie stwierdzono na zastanym etapie inwestycji nieprawidłowości, które by skutkowały wszczęciem postępowania administracyjnego".
Spisano wówczas protokół, w którym wyszczególniono między innymi "stwierdzone zmiany - nieprawidłowości". Dotyczą szeregu drobnych kwestii, kontrolerzy jednak nie dostrzegli "odsłoniętej" piwnicy, czyli dodatkowej kondygnacji, choć była już wtedy doskonale widoczna.
W protokole w pozycji "Ustalenia kontrolne", zawierającej wyjaśnienia "uczestników procesu budowlanego" wspomina się o drugim budynku, drewnianym domku letniskowym przy plaży, którego nie ma wyszczególnionego w projekcie budowalnym i na budowę którego nie wydano pozwolenia. Jest opisany jako "budynek zaplecza budowy".
Czytamy: "Pan Waldemar Bonkowski oświadczył, że budynek ten istniał od momentu nabycia działki czyli (…) w latach sześćdziesiątych".
Kontrolerzy - jak wynika z protokołu - nie zwrócili uwagi, że to "zaplecze budowy" posiada dwie kondygnacje i taras z widokiem na jezioro.
Jeśli zaś chodzi o słupy stalowe podtrzymujące balkon, kierownik budowy stwierdził, że mają charakter "szalunków - tymczasowy".
To także zastanawiające: już wówczas, w grudniu 2020 roku, było widać, że słupy podtrzymują balkon, który jest prawie dwa razy większy niż w projekcie (tego też nie zauważyli kontrolerzy). Jasne jest, że ewentualny demontaż tych "szalunków" spowoduje, że balkon się zawali. A jednak kontrolerzy - jak wynika z protokołu kontroli - dają wiarę inwestorowi, który twierdzi, że je zlikwiduje.
Rację miał więc Waldemar Bonkowski, wskazując, że kontrola "żadnych poważnych uchybień nie wykazała".
Sierpień 2022: nieprawidłowości już są
Dwa tygodnie po naszych pytaniach do PINB dowiedzieliśmy się, że 4 sierpnia 2022 roku odbyła się druga kontrola budowy Waldemara Bonkowskiego.
W korespondencji z nadzoru budowlanego czytamy, że w związku ze stwierdzonymi odstępstwami od projektu, głównie związanymi z zagospodarowaniem terenu, "wezwano inwestora do przedstawienia rysunków zamiennych wraz z opinią projektanta przedstawiającą ewentualny niezbędny zakres prac, jakie należy wykonać w celu doprowadzenia wykonanych robót budowlanych do stanu zgodnego z prawem".
W ten sposób szef kościerskiego nadzoru budowlanego Mariusz Myszka pośrednio potwierdza, że obecny stan "zgodny z prawem" nie jest. Co ma na myśli?
Podczas drugiej kontroli - 4 sierpnia 2022 roku, czyli już po naszych pytaniach, kontrolerzy zauważyli znacznie więcej "nieprawidłowości", które trudno nazwać "nieznacznymi odstępstwami". W protokole z kontroli czytamy między innymi, że wykonane schody z pomostem nie były wskazane do realizacji w projekcie, że wykonano dodatkowe wejście do piwnicy z poziomu terenu, "którego projekt nie przewidywał" (to jest widoczny na zdjęciu taras i dodatkowa kondygnacja parterowa od strony jeziora, która w projekcie miała być piwnicą). Wysięg balkonu wynosi 2,38 metra, a zgodnie z projektem miał wynosić 1,21 metra - zauważył kontroler. Ponadto balkon został wsparty trzema stalowymi słupami (w grudniu poprzedniego roku były to "szalunki", które miały być zdemontowane), których nie ma w projekcie i - jak stwierdził kontroler - doszło do przekroczenia linii zabudowy. Dalej czytamy: "na podstawie oceny wzrokowej nie jest zachowana powierzchnia biologicznie czynna - 30 procent powierzchni działki". To akurat wynika z miejscowego planu zagospodarowania dla Wdzydz - 30 procent działki ma pokrywać powierzchnia "biologicznie czynna", czyli na przykład trawnik.
Kontroler zanotował również, że "według oświadczenia inwestora" budynek przy plaży - domek letniskowy - jest zapleczem budowy (po jej zakończeniu powinien zostać rozebrany), zaś miejsca postojowe zostaną umieszczone na działce sąsiedniej (za zgodą jej właściciela) i że - jak stwierdza Waldemar Bonkowski - budynek nie jest użytkowany i nie są tutaj przyjmowani turyści.
Istotne czy nie?
W tym miejscu konieczne jest przywołanie ustawy Prawo budowlane. Zgodnie z przepisami odstąpienie od zatwierdzonego projektu może być "istotne" lub "nieistotne".
Jeśli jest "istotne", wówczas wymaga się zmiany pozwolenia na budowę. Kiedy można stwierdzić że jest "istotne"? Ustawa określa to wprost, wskazuje między innymi: - gdy inwestycja przekracza wskazaną w projekcie powierzchnię zabudowy o więcej niż 5 procent; - gdy wysokość, długość lub szerokość budynku jest większa od wskazanej w projekcie o więcej niż 2 procent; - gdy budynek ma więcej kondygnacji niż liczba wskazana w projekcie; - gdy zmiany dotyczą sposobu użytkowania obiektu budowlanego lub jego części (na przykład gdy piwnicę zamienia się na zlokalizowany na parterze salon).
Jeśli natomiast odstąpienie od zatwierdzonego projektu jest "nieistotne", wówczas, jak czytamy w ustawie: "projektant dokonuje kwalifikacji zamierzonego odstąpienia od projektu". Wówczas projektant "dołącza do dokumentacji budowy odpowiednie informacje (rysunek i opis) dotyczące tego odstąpienia". Nieistotne odstąpienie od zatwierdzonego projektu nie wymaga uzyskania decyzji o zmianie pozwolenia na budowę.
Mówiąc w uproszczeniu: trzeba wówczas "dorobić kwity", ewentualnie wykonać przeróbki w samym budynku - i wszystko jest w porządku.
Jak jest w przypadku "Rejtanówki? Czy zmiany są "istotne", co mogłoby spowodować uznanie inwestycji za samowolę budowlaną i finalnie nawet skutkować koniecznością rozebrania pensjonatu byłego senatora PiS? Czy może są "nieistotne", co z kolei skutkowałyby jedynie koniecznością "dołączenia odpowiednich informacji"?
Powiatowy Inspektorat Nadzoru Budowlanego w Kościerzynie, jak wynika z przesłanej informacji, zwrócił się do projektanta o przedstawienie rysunków zamiennych. Zgodnie z ustawą Prawo budowlane, to projektant ocenia, czy odstępstwa od projektu są "istotne" czy "nieistotne". Przy czym projektant to człowiek, któremu płaci inwestor, więc w tym wypadku były senator Waldemar Bonkowski.
- Tak jest. Ale my się wcale nie musimy zgodzić z opinią projektanta - stwierdza powiatowy inspektor nadzoru budowlanego w Kościerzynie Mariusz Myszka. - Możemy też napisać wniosek do izby zawodowej projektantów, że być może trzeba ukarać taką osobę, bo nierzetelnie wykonuje swoje obowiązki - odpowiada urzędnik.
- Projektant złoży rysunki zamienne, załóżmy, że PINB uzna zmiany za "nieistotne". Co wtedy?
- Wówczas nie będzie potrzeby sporządzania nowego projektu i uzyskania nowego pozwolenia na budowę. Inwestor będzie musiał zlikwidować odstępstwa i sprawa załatwiona - tłumaczy szef kościerskiego PINB.
- Jeśli jednak odstępstwa od projektu zostaną uznane za "istotne"?
- Wówczas wszczynamy postępowanie naprawcze i nakazujemy przedstawienie projektów zamiennych.
- Co w nich jest?
- To jest praktycznie cały projekt sporządzony od nowa. W takiej sytuacji wnioskujemy o uchylenie istniejącego pozwolenia na budowę. Nowe pozwolenie na budowę może być wydane na podstawie nowych projektów.
- Stoi tam "zaplecze budowy", czyli domek letniskowy przy brzegu jeziora, poza linią zabudowy…
- Zaplecze budowy to zaplecze budowy, nic więcej - przerywa mi Mariusz Myszka. - Ten budynek powinien zniknąć na etapie zakończenia budowy.
- Dlatego być może szybko nie dojdzie do zakończenia budowy.
- Postaramy się nie dopuścić, żeby ta budowa trwała w nieskończoność i żeby ten budynek tam stał.
- Wielu ludzi w Polsce ciągnie swoje budowy w nieskończoność. Czy jest na to jakiś sposób?
- Najtrudniejsza jest kwestia udowodnienia. W przypadku budynku usługowego dowodem na jego użytkowanie może być na przykład rachunek z kasy fiskalnej. Najtrudniej jest jednak w przypadku budynków mieszkalnych. Każdy inwestor może wówczas powiedzieć, że jeszcze coś wykańcza w budynku, nie mieszka tam, tylko przebywa.
- Ale w przypadku daczy możemy sobie wyobrazić, że ktoś korzysta, przebywa tam podczas wakacji, weekendów.
- W takim przypadku ciężko udowodnić że go "użytkuje". Moglibyśmy próbować wszczynać postępowanie, ale w sądzie raczej tego nie obronimy.
30 sierpnia 2022 roku ponownie dzwonimy do "Rejtanówki", chcąc sprawdzić, czy dalej przyjmuje się gości w obiekcie, który nie uzyskał jeszcze pozwolenia na użytkowanie.
- Rejtanówka, słucham? - słychać w słuchawce męski głos. Nie należy do Waldemara Bonkowskiego.
- Czy jest możliwość wynajmu pokoju u państwa na przykład na najbliższy weekend? - pyta nasza redakcyjna koleżanka.
- Myślę, że tak. Weekend, to znaczy od kiedy do kiedy?
- Od piątku do poniedziałku, może do wtorku?
- Myślę, że tak. Tak.
- A jaka to byłaby cena dla dwóch osób za pokój?
Po obniżkach cennik wygląda następująco: pierwsza doba 300, druga 250, trzecia i następne - 200 złotych. Mężczyzna po drugiej stronie linii telefonicznej serdecznie zaprasza na początek września.
Tego samego dnia, 30 sierpnia, dzwonię również do Waldemara Bonkowskiego.
- W "Rejtanówce" cały czas jest prowadzona działalność gospodarcza - stwierdzam.
- Nie ma prowadzonej działalności gospodarczej - zaprzecza były polityk. - Może we wrześniu zacznę, ale nie wiem, nie zdołam chyba dopiąć do końca odbioru. Przyjmuję zgłoszenia tylko na przyszły rok.
Rozbiórka?
18 października dzwonimy do Mariusza Myszki, powiatowego inspektora nadzoru budowlanego w Kościerzynie, chcąc się dowiedzieć, czy wykazane nieprawidłowości będą skutkowały jakimiś konsekwencjami. Okazuje się, że w związku z inwestycją Waldemara Bonkowskiego są trzy problematyczne "kwestie".
Pierwszą są mury oporowe - betonowe bloczki w skarpie. Wydano nakaz rozbiórki.
Drugą jest domek letniskowy przy plaży. - To ciągle jest zaplecze budowy. Przed oddaniem budynku do użytku będzie musiał zniknąć - stwierdza szef kościerskiego nadzoru budowlanego.
Trzecią jest budynek główny, czyli sam pensjonat. Okazuje się, że Waldemar Bonkowski nie dostarczył rysunków zamiennych.
- Nie mamy wątpliwości, że "odstępstwa" od projektu w przypadku tej inwestycji są "istotne". Zostało cofnięte pozwolenie na budowę. Wydano decyzję nakazującą przedstawienie projektu zamiennego.
W praktyce oznacza to, że Waldemar Bonkowski musi zlecić architektowi sporządzić nowy projekt budowlany.
- A jeśli tego nie zrobi? - dopytuję.
- Wówczas dostanie grzywnę w wysokości 10 tysięcy złotych i nakaz przywrócenia budynku do stanu zgodnego z projektem -odpowiada szef PINB-u w Kościerzynie.
- Jeśli i to nie poskutkuje?
- Wtedy będą nakładane kolejne grzywny i trzeba będzie zabezpieczyć środki Skarbu Państwa na wynagrodzenie dla wykonawcy prac rozbiórkowych. Potem w przetargu wyłoni się tego wykonawcę. Następnie, zapewne w obecności policji, dokonana zostanie rozbiórka.
- Zdarzyło się kiedyś, że doprowadził pan procedurę do przymusowej rozbiórki?
- Nie. To są pojedyncze przypadki na terenie województwa i dotyczą zwykle obiektów zagrażających bezpieczeństwu - stwierdza Mariusz Myszka.
"Pani prokurator, chyba jakaś lewaczka"
Wróćmy do 21 lipca 2022 roku, gdy spotkałem się osobiście z Waldemarem Bonkowskim w "Rejtanówce".
- Jak pan wytłumaczy to, że ludzie na pana donoszą, informują mnie o pana "Rejtanówce", żebym się tą sprawą zajął, sprawdzał, czy wszystko jest tu zgodnie z prawem? - pytam Waldemara Bonkowskiego.
- To jest zwykła zawiść.
- Za pana działalność polityczną?
- Tak, to za moją działalność polityczną. Ciągle jest na mnie jakiś hejt, jakaś nagonka. A ja jestem osobą prywatną, nie jestem już w partii, jestem bezpartyjny, polityką się już nie zajmuję. Niedługo pójdę na emeryturę i chcę sobie, jak Pan Bóg pozwoli, spokojnie pożyć. Jedna kobieta przechodziła tu, poznała mnie, i powiedziała, że mi kamieniami szyby powybija. Bo ludzie są nakręceni w związku z tym hejtem, za ten mój nieszczęśliwy wypadek z psem. Zrobili ze mnie psychopatę. A u mnie psy mają lepiej jak niektórzy ludzie. Taka jest prawda. A to był nieszczęśliwy wypadek. Zaraz poszła nagonka, bo pani prokurator, chyba jakaś lewaczka…
Waldemar Bonkowski kontynuuje: - Bo ja oddzielam ludzi, którzy mają poglądy lewicowe - każdy może mieć, jakie chce - ale oddzielam lewicowców od lewaków. Więc ta jakaś lewaczka puściła informację, że Bonkowskiemu uciekł pies. To poszło z prokuratury. I Bonkowski chciał psa ukarać, uwiązał go na podwórzu i wyjechał na ulicę, i jeździł w tę i we w tę - i pies nie wytrzymał tempa, i padł. Taka poszła informacja z prokuratury. I zaczął się hejt, tysiącami, a przebieg był zupełnie inny. I ja to w sądzie wykazałem, ale niestety, sądy jakie mamy, to mamy. Gdybym się nazywał jakoś tam Kowalski, czy ktoś inny, toby się nikt nie zainteresował. Ale od razu jak hieny rzuciły się wszystkie te organizacje, tych Animalsów, różnych tych oskarżycieli było i się zaczął najazd na moją osobę.
- I uważa pan, że te maile, które ja odbieram, sygnały, że pana inwestycja jest niezgodna z przepisami, że to wszystko jest dalszym ciągiem tego najazdu?
- Tak, to jest nagonka. Ja nie mogę się spokojnie gdziekolwiek w Polsce poruszać, bo jak ktoś mnie rozezna, to wyzywa mnie od morderców i psychopatów.
Rozprawę apelacyjną w sprawie zabicia psa zaplanowano na koniec listopada.
Autorka/Autor: Tomasz Słomczyński
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24