Słowacki premier spotkał się z Władimirem Putinem. Jako trzeci unijny przywódca od czasu rozpoczęcia przez Rosję inwazji na Wschodzie. Niedługo później do Moskwy ruszyła delegacja posłów zza naszej południowej granicy. Kiedy Robert Fico przekonuje, że chodzi o gaz i pokój, posłowie jego koalicji chwalą ceny masła w rosyjskiej stolicy, a połowa społeczeństwa za wybuch wojny w Ukrainie wini Zachód. Skąd bierze się słabość naszych sąsiadów do Rosji?
Początek roku był dla Słowaków bardzo burzliwy. Politycy nie dawali o sobie zapomnieć. Echa grudniowego spotkania Fico-Putin dalej rezonowały w debacie publicznej, a w ślad premiera postanowiła pójść grupa parlamentarzystów, która wsiadła w samolot do Moskwy.
Silne emocje wywołała również mało znacząca dotychczas uroczystość wręczenia medali uczniom-olimpijczykom. Ceremonia, w której wziął udział prezydent Słowacji Peter Pellegrini, zakończyła się kolejną awanturą polityczną. Wszystko przez 19-latka z Bratysławy, zwycięzcę konkursów matematycznych, który przy odbieraniu odznaczenia odmówił podania ręki głowie państwa.
Tłumaczył, że ma "osobisty, polityczny problem" z prezydentem i oskarżył polityka o powtarzanie w trakcie kampanii "populistycznych haseł" i szerzenie "antyukraińskich nastrojów". Chłopak wpiął też w klapę marynarki wstążkę w barwach flagi Ukrainy.
Sprawa wydawała się błaha, ale odnieśli się do niej premier Robert Fico, wiceszef parlamentu czy prokurator generalny i cała sytuacja nabrała charakteru wręcz sensacyjnego. A przy okazji kolejny raz uwypukliła podziały w słowackim społeczeństwie - także w odniesieniu do spraw międzynarodowych.
Słowianie, łączcie się!
Chociaż na przestrzeni lat zmienia się stosunek do Ukrainy i coraz częściej wybrzmiewają głosy sceptyczne wobec Kijowa, to w Polsce żadna znacząca siła polityczna nie nawołuje do sojuszu z Rosją, a już tym bardziej nie rwie się z oficjalną wizytą do Moskwy. Słowacy działają odwrotnie, a dynamika zbliżenia z największym wschodnim sąsiadem budzi pytania i medialne zainteresowanie. Zmusza też do pytań o powody takich działań.
Pewne jest, że przez ubiegłe dwa stulecia znaczący wpływ na formowanie się obecnej Słowacji miała rusofilia, we wszystkich swoich odcieniach. Jak to się stało? I dlaczego?
Do zrozumienia tego procesu niezbędna jest wycieczka w odległą przeszłość.
Wczesne średniowiecze. To wówczas doszło do wędrówki plemion. Byli wśród nich Słowianie. Ci, przybywając do Europy, osiedlali się, budowali księstwa i królestwa, walczyli ze sobą, podbijali i byli podbijani. Oraz, co do zasady, budowali jakiś organizm zbliżony do tego, co dziś rozumiemy pod pojęciem "państwa". Ze współczesnymi Słowakami nie było inaczej, chociaż okres ten był w ich historii wyjątkowo krótki. Księstwo nitrzańskie, uchodzące za protoplastę dzisiejszej Słowacji, zniknęło już w IX wieku. Później krótki epizod funkcjonowania w ramach Państwa Wielkomorawskiego (także słowiańskiego), żeby w okolicach 1030 roku trafić pod berło węgierskie. I tam pozostać do... 1918 roku. Przez niemalże cały ten okres część ziem słowackich zamieszkałych przez Słowian była zarządzana przez węgierską szlachtę, zaś na południu dochodziło do madziaryzacji, czyli narzucania języka i kultury węgierskiej (do dziś ok. 8 procent ludności żyjącej na Słowacji to Węgrzy).
Wraz z wojnami napoleońskimi i francuskim podbojem Europy na początku XIX wieku budzą się nastroje narodowe. Mieszkańcy kolejnych ziem coraz śmielej wynoszą na sztandary swoją wiarę, kulturę, a także odmienność językową. Dotychczasowe pojęcie bycia "tutejszym" ustępuje świadomości narodowej i kształtowaniu nowoczesnych społeczeństw. Tyle tylko, że większość Słowian pozostaje pod obcym władaniem. W Środkowej Europie dominuje wtedy niemieckojęzyczne Cesarstwo Austriackie, które na przestrzeni wieków zmienia nazwy, ale pozostaje pod rządami dynastii Habsburgów. Czesi, Słowacy, Chorwaci, Serbowie i mniejsze narody regionu są mieszkańcami tego państwa. Polski na mapie już nie ma - jest dawno po rozbiorach, Ukraińcy (lub raczej Rusini, jak ich wtedy nazywano) znajdują się w granicach państwa rosyjskiego, zaś Słowianie Południowi znaleźli się pod ottomańskim, tureckim batem.
W poszukiwaniu wyjścia z tej sytuacji pojawiają się idee dążące do uniezależnienia Słowian spod obcego panowania. Chociaż często się przenikały, to zmierzały do podobnego celu - samostanowienia. Na tym polu aktywni byli również Słowacy. Filozof i poeta Ján Kollár twierdził, że istnieje jeden naród słowiański i jeden język, tyle, że podzielony na dialekty. Dlatego też wysunął koncepcję słowiańskiej wzajemności. Jej głównym założeniem było wsparcie, którego udzielają sobie narody Środkowej Europy ze względu na wspólną kulturę, językową bliskość i styl życia.
Ale Kollár nie był sam. Ľudovít Štúr to druga - zdecydowanie ważniejsza - postać w historii Słowacji. Filozof, publicysta i polityk podjął się pierwszej próby skodyfikowania języka słowackiego. W połowie XIX wieku był wiodącym działaczem narodowym w regionie. Jego aktywność zmobilizowała część słowackiej inteligencji i dała pierwsze nadzieje na powstanie państwa niezależnego od obcych wpływów.
Štúr i jego zwolennicy - zwani szturowcami - wskazywali na koncepcję słowiańskiej wzajemności, ale uważali, że musi ona iść dalej. Samo wsparcie i zbliżona kultura nie dawały im narzędzi do wyzwolenia się spod austriackiego panowania (Królestwo Węgier, które podbiło tereny Słowacji było wówczas częścią Cesarstwa Austrii). I chociaż podkreślano odrębność Słowaków jako narodu, to Štúr zdawał sobie również sprawę z tego, że przez lata obcego ucisku struktury społeczne w jego ojczyźnie są kruche, polityka słaba, a dorobek kulturowy niewystarczający. I dlatego trzeba wyrwać się spod madziarskiej dominacji z pomocą większego. Z pomocą Rosji.
Rosja "pniem" Słowiańszczyzny
Plany Ľudovíta Štúra nie zostały zrealizowane, ale zasiały rusofilskie ziarno na słowackiej ziemi. Štúr, pod groźbą aresztu, porzucił działalność polityczną, ale dalej rozwijał swoją filozofię. W książce "Słowiańszczyzna i świat przyszłości" pisał o konieczności anektowania ziem środkowoeuropejskich przez carską Rosję. Dlaczego? Uważał, że Rosjanie - jako jedyny niepodbity słowiański naród - naturalnie powinni dominować w Europie. Ba! Mimo że sam spisał zasady języka słowackiego, uważał rosyjski za język bardziej literacki. Obrazowo pokazywał także Słowian jako drzewo, którego pniem jest Rosja, a każda wyrastająca z "Rosji" gałąź to inny słowiański naród.
Kontynuatorem myśli Štúra po jego śmierci była Słowacka Partia Narodowa (SNS). Do ugrupowania powstałego w 1871 roku odwołuje się i... współczesna SNS, chociaż trudno szukać personalnych czy programowych więzi z historyczną formacją, która została rozwiązana jeszcze przed II wojną światową. Nie przeszkadza to partii Andreja Danki w budowaniu swojej legendy (Danko jest obecnie liderem formacji, wiceszefem parlamentu i koalicjantem Roberta Ficy w parlamencie).
Mijały lata, a idee Štúra i Kollára rozwijały się i przenikały wzajemnie. Powstały w połowie XIX wieku na terenie dzisiejszych Czech panslawizm, całymi garściami czerpał z dorobku naukowego oraz kulturowego szeregu myślicieli. Ten ruch polityczny dążył do faktycznego zjednoczenia Słowian, a kolejne kongresy panslawistyczne zwracały się ku Moskwie coraz śmielej, akcentując potrzebę jej dominacji w tej części Europy. Pojawił się nawet pomysł konwersji religijnej narodów katolickich na prawosławie, które uznawano za charakterystyczne dla Słowian.
Panslawistyczne idee nigdy jednak nie weszły w życie, chociażby ze względu na olbrzymią niechęć Polaków, historycznie nastawionych wrogo do Rosji. Koniec I wojny światowej pogrzebał teoretyczne założenia czeskich i słowackich myślicieli, a interesy narodowe wygrały, większość słowiańskich narodów utworzyła swoje własne państwa. Powstał też Związek Radziecki, a zwycięstwo bolszewickiej rewolucji doprowadziło do międzynarodowego zespolenia komunizmu z Rosjanami.
W okresie II wojny światowej Słowacy w praktyce zostali odcięci od Rosjan. Front szybko przesunął się w głąb Związku Radzieckiego i zerwał jakiekolwiek bezpośrednie więzi. Brak otwartych relacji w połączeniu z zakorzenioną przez dziesiątki lat rusofilią zaowocowały po 1945 roku, kiedy to idee komunistyczne trafiły na podatny grunt w ubogiej, rolniczej Słowacji. Tym razem słowiańską wzajemność i panslawizm zastąpiła "przyjaźń sowiecko-czechosłowacka" - kolejna hybryda rosyjskiej miękkiej wojny. Rusofobia była tępiona, podkreślano cywilizacyjny powrót do słowiańskiej macierzy, a ciężar "żelaznej kurtyny" tylko umocnił zbliżenie z Moskwą. W końcu wymuszona alienacja od Zachodu była przedstawiana jako ponadczasowy sojusz na Wschodzie i historyczna powinność.
Most między Brukselą i Moskwą
Aby zrozumieć współczesne dylematy Słowaków, warto zerknąć do sondaży po powstaniu niepodległej Słowacji w 1993 roku. Kiedy na przełomie lat dziewięćdziesiątych i dwutysięcznych pytano o międzynarodowy kierunek rozwoju kraju, na pierwszy plan wysuwał się... rozdźwięk. Większość mieszkańców kraju pod Tatrami wskazywała na pragnienie partycypacji w strukturach szeroko rozumianego Zachodu, a jednocześnie podkreślała historyczną przynależność i przywiązanie do spuścizny Wschodu.
Badania pokazywały, że Słowacy definiowali samych siebie jako naród ubogi, rolniczy, przywiązany do tradycji chrześcijańskiej i wieloletniej walki z węgierskim uciskiem. Przez dziesięciolecia Rosja odgrywała dla Słowaków rolę międzynarodowego Mesjasza. Najpierw jawiąc się jako wybawiciel spod madziarskiego władztwa, potem jako Prometeusz niosący do zubożałej krainy masową elektryfikację i industrializację. Tyle, że pod czerwonym sztandarem. A żeby nie być gołosłownym, spójrzmy na liczby. W 1939 roku raptem 27 procent słowackich gmin było przyłączonych do prądu. Rok po wojnie odsetek ten sięgnął 40 procent, a w roku 1960 prąd płynął już w każdym zakątku Słowacji. Dynamika tego procesu - a jakże - była częściowo łączona z "socjalistyczną przyjaźnią" między "bratnimi narodami" Czechosłowacji i ZSRR. Część mieszkańców dobrze pamięta właśnie okres powojenny. I bynajmniej nie budzi on złych wspomnień.
Pierwsze lata słowackiej demokracji upłynęły pod znakiem Vladimíra Mečiara. Dawnego działacza komunistycznego, a później wieloletniego premiera Słowacji (sprawował funkcję od roku 1993 do 1998 z krótką przerwą). Chociaż kierował Ruchem na rzecz Demokratycznej Słowacji (HZDS), to oskarżany był o tendencje autorytarne i skłonności korupcyjne. Samo HZDS było podzielone w sprawie geopolitycznego zakotwiczenia kraju. Mečiar zdawał się być politykiem pragmatycznym, dążył do integracji ze strukturami zachodnimi, a jednocześnie trudno mu było się powstrzymać od wykorzystywania służb na własny użytek. Nierzadko prywatny. Kiedy szczyt NATO z 1997 roku nie zaprosił Bratysławy do Sojuszu (Polska, Czechy i Węgry zaproszenia otrzymały), Mečiar zaczął głośno mówić o Rosji jako alternatywie. Wpadł nawet na pomysł zupełnej neutralności Słowacji, budowy "mostu" między Brukselą, a Moskwą. Po latach miał przyznać, że zbliżył się ze wschodnim sąsiadem, bo nie podobała mu się krytyka jego działań w wykonaniu zachodnich partnerów.
Vladimír Mečiar i jego HZDS w końcu zniknęli z politycznej mapy, ale Słowacka Partia Narodowa oraz Robert Fico od lat propagują rosyjską narrację. Wizyta poselskiej delegacji na początku stycznia wzbudziła zainteresowanie mediów w całej Europie. Po pierwsze dlatego, że Polska zabroniła przelotu rządowego samolotu lecącego do Moskwy, po drugie - przez radykalne zbliżenie obu państw mimo trwającej inwazji na Wschodzie i po trzecie... przez kuriozalne wypowiedzi posłów SNS i rządzącego Smeru (partii Ficy). Media społecznościowe zalał wysyp postów o niskich cenach masła, "dynamicznym rozwoju Rosji" oraz konieczności "pokoju między Słowianami i zakończeniu specjalnej operacji wojskowej". A czy oprócz szerzenia kremlowskiej propagandy wizyta w Rosji dała Słowakom wymierne korzyści? Cóż, parlamentarzyści skupili się na zachwalaniu życia w Moskwie i kilku okrągłych zdaniach dotyczących "konieczności wzajemnej współpracy".
"Fico to nie Słowacja"
Media, Słowacka Akademia Nauk, czy GLOBSEC, think-thank zajmujący się bezpieczeństwem w Europie... stosunki z Rosją pozostają od 30 lat obiektem wnikliwych badań i analiz. Wiele organizacji na bieżąco śledzi zmiany w podejściu społeczeństwa do geopolityki. W zależności od sondażu i zadanego w nim pytania, wyłania się jednak obraz umiarkowanej rusofilii. Moskwa była postrzegana w dużej mierze jako partner gospodarczy i kulturowy, nie zagrożenie egzystencjalne. Jednocześnie większość respondentów od lat wskazuje na chęć integracji... z Zachodem. Ale przy utrzymaniu dobrych relacji z Rosją.
- Nasze badania opinii publicznej GLOBSEC Trends od dawna pokazują, że Słowacy, podobnie jak Bułgarzy, mają tendencję do pozytywnego postrzegania Rosji - mówi mi Katarína Klingová, analityczka GLOBSEC. Wskazuje też na powody, takie jak nostalgia za socjalizmem i wieloletnie operacje dezinformacyjne prowadzone przez Moskwę. - Pomimo faktu, że Słowacy widzą Rosję bombardującą Ukrainę od trzech lat, nadal 27 procent respondentów postrzega ją jako ważnego partnera dla naszego kraju - dodaje ekspertka.
Badanie MNFROCE dla Słowackiej Akademii Nauk, przeprowadzone w połowie ubiegłego roku pokazało, że:
- 46 procent ankietowanych skłania się ku prozachodniej orientacji,
- 8 procent staje po stronie Rosji,
- 39,5 procenta optuje za równym dystansem między Brukselą i Waszyngtonem a Moskwą.
W tej ostatniej grupie dominują wyborcy Roberta Ficy i jego partii. Podziały te są dla Słowacji charakterystyczne od lat - wraz z wiekiem respondenta rośnie sympatia ku Rosji i formacji Ficy. Zaś wyborcy liberalnej i prawicowej opozycji opowiadają się silnie za Unią Europejską i NATO.
Na Słowacji wielu przywódców politycznych wykorzystuje wojnę w Ukrainie, aby odwrócić uwagę od problemów wewnętrznych i swojej niezdolności do ich rozwiązaniaprzekonuje analityczka GLOBSEC Katarína Klingová
Sama opozycja, która od półtora roku nieustannie organizuje protesty przeciwko zbliżeniu Bratysławy z Moskwą, podkreśla jak mantrę, że "Słowacja to nie Fico". I raczej jest to sygnał dla politycznych partnerów poza granicami kraju, niż dla samego społeczeństwa.
Gdyby nasi południowi sąsiedzi poszli do wyborczych urn w najbliższą niedzielę, mogłoby dojść do impasu, bo blok rządowy i opozycyjny mają niemal identyczne poparcie społeczne.
Panslawizm XXI wieku
Trudno dopatrywać się w obecnych działaniach Rosji realizacji idei podnoszonych przez Štúra czy innych zwolenników słowiańskiego zbliżenia. Trwająca niemal trzy lata wojna w Ukrainie pochłonęła kilkaset tysięcy ofiar po obu stronach. W obu przypadkach Słowian. Moskwa przez lata cynicznie wykorzystywała filozoficzne koncepcje do usprawiedliwiania swoich działań na wschodzie Ukrainy, interweniując na Bałkanach czy poszerzając swoje "miękkie" wpływy w ościennych państwach.
Władimir Putin nie pielęgnuje wielkich refleksji XIX wieku, a interesuje go wyłącznie wielkość Rosji. Podbój. Władza. Swoimi działaniami doprowadził nawet do skutków odwrotnych niż rozwijana od dziesięcioleci idea panslawistyczna - skutecznie zniechęcił do Rosji także i te narody, których stosunek do Moskwy pozostawał dotychczas neutralny. Panrosjanizm zastąpił panslawizm, a imperialistyczne ciągoty dyktatora na Kremlu podważyły niepisane związki między Słowianami. Tylko czy na trwałe?
Korzystałem m.in. z materiałów dziennika internetowego postoj.sk, który wielokrotnie pochylał się nad przyczynami słowackiej rusofilii.
46 procent ankietowanych skłania się ku prozachodniej orientacji,
8 procent staje po stronie Rosji,
39,5 procenta optuje za równym dystansem między Brukselą i Waszyngtonem a Moskwą.
Autorka/Autor: Cezary Paprzycki / a
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: facebook.com/robertficosk